Mandaryna o szczytowym momencie swojej kariery: "Żyłam w szklanej kuli"
Mandaryna największą popularność zdobyła, będąc żoną Michała Wiśniewskiego. W jednym z ostatnich wywiadów opowiedziała o ich obecnej relacji, a także zdradziła, jak się czuła u szczytu swej kariery i czemu kilka lat temu zdecydowała się odejść z showbiznesu.
Mandaryna to jedna z najbardziej barwnych osobowości w polskim showbiznesie. Największy okres jej popularności przypadał na czas, kiedy była żoną Michała Wiśniewskiego. Para miała nawet własne reality-show. "Jestem jaki jestem" zadebiutowało w 2003 r. Marta Wiśniewska na pewien czas wycofała się z show-biznesu, skupiając się na swojej szkole tańca. Trzy lata temu wróciła do koncertowania, wydała singiel "Not Perfect". Obecnie pracuje nad materiałem na nową płytę.
Wiśniewska udzieliła obszernego wywiadu Plejadzie, w którym opowiedziała, jak się czuła, gdy była u szczytu swojej kariery.
- Myślę, że jak człowiek trafia tak wysoko, to ma odrobinę inne myślenie. Otaczają cię wtedy ludzie, którzy na tobie zarabiają. W związku z tym przytakują ci bez potrzeby i utwierdzają cię w przekonaniu, że jesteś wspaniały. Żyłam w szklanej kuli, która była piękna, cekinowa i super się świeciła. Ale w pewnym momencie ona pękła. (...) Wszyscy pewnie domyślają się, o jaki moment chodzi. Zamknęłam już ten rozdział mojego życia i nie chcę do niego wracać. Natomiast wówczas boleśnie przekonałam się o tym, że kiedy powinie ci się noga i obrócisz się za siebie, to nikogo tam nie będzie - wyznała była żona lidera Ich Troje.
Mandaryna zdradziła także, dlaczego w 2013 r. wycofała się z showbiznesu.
- Postanowiłam zwolnić. Zamknęłam się na sali tanecznej i to mnie totalnie pochłonęło. Przestałam koncertować, rozwijałam "Mandaryna Dance Studio" i myślałam, że na scenę już raczej nie wrócę. Zakończyłam ten rozdział. Ale, jak się okazuje, niczego w życiu nie można być pewnym. Nigdy nie należy mówić nigdy. Trzy lata temu odkurzono mnie, otrzepano z moli i wszyscy znowu zaczęli śpiewać "Ev’ry Night". To dodało mi skrzydeł. Znów poczułam się świetnie w swojej artystyczno-scenicznej skórze i postanowiłam pójść za tym dalej - powiedziała artystka.
Na sam koniec powiedziała o tym, jak doszło do reaktywacji jej znajomości z Michałem Wiśniewskim.
- Poza tym, że odrobinę ze sobą teraz pracujemy, to my się po prostu kumplujemy. Gadamy ze sobą i w tym rozmowach przewijały się też zawodowe tematy, podchwyciliśmy je i poszliśmy razem w tę stronę. (...) My po prostu jesteśmy fajni. A dwoje fajnych ludzi zawsze się dogada. Kurz już opadł, emocje też. Lubimy się i potrafimy ze sobą rozmawiać. To, co między nami było kiedyś, dawno się już rozmyło. Odłożyliśmy to na bok. Jesteśmy już przecież jakieś 16 lat po rozwodzie. Mamy dwoje wspaniałych dzieci, które potrzebują i mamy, i taty. To ważne, żeby one widziały, że jesteśmy dla siebie mili i otwarci na siebie. To zdecydowanie lepsze niż kłótnie czy wyciągnie żali z przeszłości - wyjaśniła Mandaryna.
- Choć wiem, że wiele osób po rozstaniu trzyma w sercu złe emocje i nie potrafi odpuścić. Ale tak się nie da żyć na dłuższą metę. Trzeba nakleić plaster na ranę i skupić się na teraźniejszości. Dużo lepiej się wtedy oddycha. Cieszę się, że udało nam się z Michałem wypracować taką nić porozumienia. Przez lata nauczyliśmy się też, których swoich guzików lepiej nie naciskać. Przyjemne jest to, że nie jesteśmy partnerami, tylko przyjaciółmi, więc bez żadnych konsekwencji mogę sobie pozwolić na to, by powiedzieć w pewnym momencie: "Stary, już z tobą nie rozmawiam". Polecam to każdemu - dodała.