Przyznała się do dwóch z trzech stawianych jej zarzutów. W tle mafia vatowska
Marcelina Zawadzka ma problemy. Prowadząca "Pytania na śniadanie" jest zamieszana w aferę związaną z mafią vatowską. Przyznała się do 2 z 3 stawianych jej zarzutów. Są nowe doniesienia w tej sprawie.
Sprawa sięga 2016 r. Śledztwo Prokuratury Regionalnej z Łodzi dotyczyło funkcjonowania mafii vatowskiej, w którą zaangażowani były osoby z Polski, Litwy, Ukrainy i Białorusi. Dzięki fikcyjnemu obrotowi towarów (w tym przypadku m.in. kawą) wyłudzono ponad 50 mln złotych z podatków. Co zrobiła Marcelina Zawadzka?
Zobacz: Mafie VAT-owskie rozbite. Rząd musi ścigać mechanika, fryzjerkę i...prawnika
Łódzka prokuratura przedstawiła oskarżenia 17 osobom. Jako jedyna tego zarzutu nie usłyszała Marcelina Zawadzka. Oskarżono ją jednak o oszustwa skarbowe, fałszerstwo faktur i pranie brudnych pieniędzy.
Rzeczniczka Sądu Okręgowego w Kaliszu, gdzie toczy się sprawa, wyjaśnia w rozmowie z Plejadą: - Pani Marcelina Z. ma status osoby oskarżonej. Ma postawione trzy zarzuty. Co do dwóch przyznała się w postępowaniu przygotowawczym przed prokuratorem, a co do jednego nie. Chodzi o uszczuplenie podatku, przyjęcie i rozliczenie faktur oraz pranie brudnych pieniędzy. Do tego ostatniego nie przyznała się.
Dowiadujemy się jednocześnie, że gwiazda nie stawiała się na dotychczasowych rozprawach, ale nie miała też takiego obowiązku. Złożyła stosowne wyjaśnienia już wcześniej przed prokuratorem.
- Oprócz pani Marceliny Z. jest jeszcze osiemnastu oskarżonych narodowości polskiej, litewskiej, białoruskiej i ukraińskiej. Akt oskarżenia obejmuje 102 zarzuty. Globalnie, w całej sprawie uszczuplony podatek to wartość ponad 40 mln złotych, a miejsca popełnienia tych przestępstw, to Polska, Czechy i Litwa. Karuzela vatowska obejmowała kawę, napój energetyczny i złotą biżuterię - mówi rzeczniczka, Ewa Głowacka-Andler.
Zawadzka już wcześniej komentowała tę sprawę w rozmowie z "NaTemat". Przyznała, że czuje się podwójnie oszukana.
- Najpierw straciłam pieniądze na transakcji z nieuczciwym kontrahentem, który miał sprzedać mi produkty modowe, a nigdy tego nie zrobił, chociaż pieniądze otrzymał. Potem dowiedziałam się, że obsługujące mnie biuro księgowe, dokumenty tejże feralnej transakcji, w sposób jak się okazało nieuprawniony, uwzględniło w księgach rachunkowych i deklaracjach podatkowych, czego ponoć robić nie wolno. Ja osobiście tymi rozliczeniami się nie zajmowałam, bo się po prostu na tym nie znam - wyjaśniała.
- Karuzele działają w prosty sposób. W papierach mamy zapisane, że sprowadzamy towar z zagranicy. Jest "obracany" między różnymi firmami, a jedną z nich jest tzw. znikający podatnik. Ta firma znika, nie odprowadziwszy podatku. Towar znów trafia za granicę i ktoś występuje o zwrot należnego podatku - mówiła w wywiadzie dla WP.
- Ale mamy jedno ogniwo – znikającego podatnika – który tego nie robi. W ten sposób tworzą się oszustwa warte miliony złotych. To jest tak proste, a jednocześnie tak trudne do zidentyfikowania, że nie dziwię się, że przestępstwo to było jeszcze do niedawna bardzo częste - dodawała Świst.
Jakie kary grożą prezenterce? Zdaniem rzeczniczki: - Za oszustwo skarbowe grozi kara grzywny do 720 stawek dziennych. Posługiwanie się tymi fakturami zagrożone jest karą grzywny i karą pozbawienia wolności od 5 dni do 5 lat, a za art. 271a §1KK kara od 6 miesięcy do 8 lat. Jeżeli chodzi o pranie brudnych pieniędzy, to jest tu kara od roku do 10 lat.