Marcin Miller jest z ukochaną już ponad 30 lat. Ale nie zawsze było różowo
Żona Marcina Millera, Ania, jest całkowitym przeciwieństwem bohaterki największego hitu męża "Jesteś szalona". Ceni spokój i, choć lata płyną, nie nudzi związkiem z mężczyzną poznanym ponad trzy dekady temu. Mimo to raz już straciła cierpliwość do swego lubego.
Marcin Miller twierdzi, że zakochał się w Ani od pierwszego wejrzenia. Zanim przeniósł się do Kalisza, gdzie uczył się w Technikum Budowy Fortepianów, chodził do liceum ekonomicznego w Ełku. O rok młodsza dziewczyna ignorowała jego zaloty, sądząc, że ma to czynienia z byle bawidamkiem. Otwierała się na Marcina stopniowo. Ostatecznie po dwóch latach randkowania zakochani zdecydowali się na ślub. W podjęciu tej decyzji pomógł im syn Alan, który był już w drodze. Millerowie doczekali się jeszcze jednego syna, Adriana.
- Byłem wystraszony, żeniąc się w tak młodym wieku. A dwa lata później byłem już ojcem dwójki dzieci, bez perspektywy pracy, bo dobrze się nie działo - przyznaje gwiazdor w rozmowie z "Faktem".
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Szczery Marcin Miller: "Moja żona ma swój świat. Sylwestra spędzimy osobno"
Zanim Marcin postawił wszystko na disco polo, handlował ciuchami i kryształami sprowadzanymi z Węgier, a potem pracował w urzędzie pracy przy rejestracji bezrobotnych. Ania była gotowa na takie życie. Akceptowała męża takiego, jakim był i chciał zostać.
- Pamiętam, jak nie potrafiłem się wysłowić, nie potrafiłem dobrać skarpet do garderoby, do butów, a moja żona powiedziała: "kochanie, to jest twój świat, ścianki, autografy, rób swoje, ja ci nie będę przeszkadzała" - wspomina Marcin.
Dziś Millerowie żyją w dostatku, ale Ania nie przepada ani za blichtrem, ani za zbytkiem. Próbowała odnaleźć się w Warszawie, gdzie mąż kupił im miekszanie, ale po krótkim czasie wróciła do Ełku. Tam ma swój dom i kawałek ziemi.
- Moja żona bardziej się cieszy, gdy kupię jej narzędzia do ogrodu, który jest jej oczkiem w głowie, niż gdybym podarował jej torebkę za dwadzieścia tysięcy - twierdzi Marcin.
Wokalista przyznaje, że przez ciągłe rozjazdy zawiódł jako mąż i ojciec. Dom i dzieci ogarniała Ania. Była matką i ojcem w jednym, tym złym i dobrym policjantem jednocześnie. Był też taki moment, kiedy woda sodowa uderzyła Marcinowi do głowy i sprawa stanęła na ostrzu noża.
- Żona powiedziała mi wtedy, że nie chce przeszkadzać mi w karierze i jeśli tego chcę, to może się spakować i wyprowadzić z domu. To dało mi do myślenia - wspomina Marcin.
Miller ma świadomość, że tamte rysy są nieusuwalne, ale też nie wyobraża sobie życia bez Ani. Są ze sobą 34 lata i realizują się już jako dziadkowie.
Trwa ładowanie wpisu: instagram