Maria Opozda tłumaczy się z tego, co powiedziała podczas strzelaniny. "Nie wypowiedziałam tych słów w sposób w pełni świadomy"
Babcia aktorki Joanny Opozdy brała udział w sobotnim zgromadzeniu na terenie rodzinnej posiadłości, gdy doszło do użycia broni. Na nagraniu uwieczniono, gdy mówiła "szkoda, że nie trafił". Za te słowa wydalono ją z lokalnych struktur PiS. Teraz kobieta postanowiła się wytłumaczyć.
W miniony weekend doszło do agresywnej wymiany zdań pomiędzy członkami rodziny aktorki Joanny Opozdy. Jej ojciec Dariusz zabarykadował się w pensjonacie w Busku-Zdroju, do którego chciała się dostać jego żona Małgorzata wraz ze znanym zięciem i drugą córką. W trakcie awantury oddał strzał z broni. Babcia aktorki, Maria Opozda, która była lokalną działaczką PiS, powiedziała wówczas "szkoda, że nie trafił". Za swoje skandaliczne zachowanie została usunięta z partii. Kobieta postanowiła wydać oświadczenie.
"W nawiązaniu do sytuacji związanej z moją wypowiedzią z dnia 08.01.2022 r., pragnę wyjaśnić, że cytowane przez media słowa nie zostały wypowiedziane w relacji do konkretnych wydarzeń tj. oddaniu strzału ostrzegawczego przez mojego syna w celu odstraszenia osób, które bezprawnie wtargnęły do jego domu, słowa te wypowiedziane zostały w nerwowej wymianie zdań pomiędzy mną, a innymi osobami przebywającymi na terenie nieruchomości, zaś osoby te prowadziły nerwową rozmowę w ten sposób, aby ukierunkować mnie, 80-letnią osobę, na to, abym wypowiedziała słowa wymuszone technikami manipulacji" - napisała Maria Opozda na Facebooku.
Strzelanina i dramat w rodzinie Opozdy
Babcia aktorki dodaje, że "cytowanych słów nie wypowiedziała w sposób w pełni świadomy i niezakłócony". Nie przeprosiła za skandaliczną wypowiedź. Ponadto w rozmowie z portalem Echo Dnia podkreśliła, że cały czas jest zszokowana zaistniałą sytuacją, w związku z czym bierze leki.
"Nigdy nie wypowiedziałabym ich, gdyby rozmowa przebiegała w normalny sposób" - twierdzi.
Przypomnijmy, że Dariusz Opozda tłumaczy się z użycia broni słowami: - Broniłem swojego życia, bo uważam, że ich cel był jeden: chcieli mnie zabić. Twierdzi, że jego zięć Antek Królikowski, nazywany przez niego "bandytą", do Busku-Zdroju przyjechał z "15 karkami". Na żadnym z nagrań upublicznionych przez członków zdarzenia nie było jednak widać owych mężczyzn.