Mateusz Damięcki przeżył chwilę grozy. "Wyczułem coś na jądrze". Musiał iść do lekarza
Mateusz Damięcki opisał sytuację, która ostatnio mocno podniosła mu ciśnienie i sprawiła, że życie przeleciało mu przed oczami. Co się stało? Aktor wyczuł "coś" na jądrze. Bał się najgorszego.
Mateusz Damięcki wszystko opisał na swoim instagramowym profilu. "Wyczułem coś na jądrze. Musiałem podnieść nogi do góry, bo bym zemdlał. (...) Czy tak właśnie skończy się moje życie? Pomimo strachu (...) do lekarza umówiłem się dopiero po kilku dniach" - wyznał. Aktor obawiał się, że usłyszy diagnozę, która będzie wyrokiem.
"Usiadłem samotny. W ciszy i niepokoju. Miałem chwilę tylko dla siebie. Zacząłem sporządzać w głowie listę książek, które trzeba będzie przeczytać, filmów, które trzeba będzie obejrzeć, miejsc, które trzeba będzie odwiedzić i ludzi, z którymi trzeba będzie spotkać się przed śmiercią. Bolał mnie żołądek, spociłem się. Było mi źle" - opowiadał fanom.
Po chwili został wezwany do gabinetu lekarskiego. Specjalista dokonał oględzin, a Damięcki z niepokojem oczekiwał na jego słowa. Na szczęście diagnoza wcale nie była tak przerażająca, jak sobie roił.
"To co miałem na jądrze okazało się niepokojące… z nazwy. EPIDIDYMIS ! - brzmiał wyrok. Świat zawirował, poczerniało mi przed oczami. Po chwili lekarz rozszyfrował łaciński hieroglif: 'To najądrze, jest tam gdzie powinno być, nie za małe, nie za duże, anatomiczne. Gratuluję. Jest pan zdrowy!'" - napisał Damięcki.
Wpis uzupełnił zdjęciem, do którego zapozował jedynie w bieliźnie - bez koszulki i bez spodni. Dodał też apel do mężczyzn z prośbą o badanie się.
Trwa ładowanie wpisu: instagram
Post aktora wpisuje się w coroczną listopadową akcję Movember. Chodzi o zwrócenie uwagi panów na badanie jąder - samodzielne i u urologa oraz sprawdzanie poziomu PSA i badanie prostaty. Wszystko w celu szybkiego wykrywania raka prostaty oraz jąder.
Trwa ładowanie wpisu: instagram