Skradziono mu portfel. Miłosz Gałaj nie krył zdziwienia, gdy poszedł na policję
Miłosz Gałaj z zespołu Tre Voci doświadczył w ostatnią sobotę bardzo nieprzyjemnej sytuacji. Skradziono mu portfel wraz z dokumentami. Wokalista opisał całą sprawę na Instagramie. Jej przebieg był zaskakujący.
Dla Miłosza Gałaja to miał być wspaniały sobotni wieczór. Muzyk wraz z przyjaciółmi świętował w restauracji udane spektakle teatralne. Jednak jego dobry nastrój prysł w chwili, gdy o 23:59 dostał SMS-a z prośbą o zmianę PIN-u w karcie. "Jedno spojrzenie w bok i wszystko stało się jasne. Ktoś ukradł moją nerkę z portfelem i wszystkimi dokumentami. Cudowna menadżer pani J. nie była w stanie uwierzyć moim słowom, kiedy spytałem, czy jest w lokalu monitoring, ponieważ zostałem okradziony" – napisał muzyk.
Po paru minutach okazało się, że okradło go dwóch złodziei. Jeden był w maseczce, drugi bez. Restaurację opuścili o 23:57. Członek zespołu Tre Voci zareagował na kradzież natychmiast. Niestety nie mógł liczyć na pomoc policji.
Zobacz: Uciekał z kucem przez miasto. Teraz szuka go policja
"Szybko zablokowałem karty do kont, zastrzegłem dowód osobisty w banku. W pół godziny od kradzieży poszedłem na oddalony o 140 metrów komisariat, położony w stacji metra. Niestety nie było tam dyżurującego oficera, który mógłby odebrać ode mnie zeznania. Zasugerowano, bym poczekał do jutra i poszedł na większy komisariat. Co mogłem, to zrobiłem. Na szczęście nie dokonano żadnej transakcji" – czytamy.
Gałaj opisał, jak wyglądał następny dzień. Po raz kolejny przekonał się, że… policja mu nie pomoże.
"W progu usłyszałem, że nie mają mocy przerobowych. Mogę złożyć zeznanie u siebie w Gdańsku. Fakt, że twarz sprawcy jest na nagraniu wideo nie miał znaczenia. To bardzo dziwne uczucie, kiedy jesteś ofiarą przestępstwa, którego nie możesz nawet zgłosić organom państwowym. Jesteś z tym sam w obcym do pewnego stopnia mieście. Bez pieniędzy, dokumentów, jedynie z telefonem, ale już bez ładowarki" – wyznał.
Muzyk w komentarzach pod swoim wpisem zdradził, co wydarzyło się potem. Wrócił na komisariat policji, na który udał się tuż po kradzieży. Tym razem trafił na trochę bardziej pomocnego policjanta. "Dyżurny policjant wziął ode mnie dane kontaktowe i nadał komunikat do wszystkich posterunków. Nie jest to jednak jednoznaczne ze zgłoszeniem przestępstwa" – zdradził.
Gałaj wrócił do teatru. Jak przyznał, układał sobie w głowie wszystkie kroki, które będzie musiał podjąć przy wyrobieniu nowych dokumentów. Na szczęście jego sprawa nieoczekiwanie ruszyła do przodu. Na policję zgłosili się bezdomni, którzy znaleźli portfel gwiazdora.
"O godzinie 15:31 dostaję telefon z nieznanego numeru. Słyszę mechaniczne: ‘Czy wyrażasz zgodę na rozmowę na koszt odbiorcy’. Policja! Drżącym palcem potwierdzam połączenie. ‘Przekazuję telefon osobie bezdomnej, która znalazła w koszu pańskie dokumenty….’. Stoją pod Hit Casino na Powstańców Warszawy. Jeden pan w jasnej kurtce, drugi w czerwonej. W biegu biorę ‘stówę’ od kochanej garderobiany (...) i lecę przed siebie" – napisał.
Gałaj początkowo pomylił lokalizacje, więc chwilę zajęło mu, zanim dotarł w odpowiednie miejsce. Na muzyka czekał jeden przechodzień i dwóch bezdomnych. "Wręczyłem nagrodę znalazcy i podziękowałem, podając serdecznie dłoń trzem dżentelmenom" – zrelacjonował.
Na koniec Gałaj ocenił całą sytuację w dość gorzki sposób. "Nie chcę wysnuwać daleko idących wniosków, ale większą pomoc uzyskałem ze strony bezdomnego i przechodnia niż służb mundurowych. Mimo fizycznego nagrania, gdzie widać przestępstwo i sprawców oraz prób jego zgłoszenia, w sensie formalnym nie miało ono miejsca" – rzucił.
Trwa ładowanie wpisu: instagram
Gałaj nie ukrywa, że miał ogromne szczęście, że wszystko zakończyło się w ten sposób.