Wyszedł na prostą
Dziś znów można powiedzieć, że Borys Szyc jest na fali. Dostaje coraz więcej propozycji zawodowych i sam dużo bardziej się w nie angażuje. Wystarczy wspomnieć jego występ w trzeciej części komedii "Listy do M.", która niedługo po premierze stała się kinowym przebojem. Szyc miał okazję pokazać w niej widzom swój komediowy talent.
- Dzięki mojej trzeźwości mogę docenić tę rolę. Bo kiedy się pije, to wszystko się rozmywa - umiejętność wyboru też. Alkohol działa jak rozpuszczalnik, twoja decyzyjność, błysk, poczucie piękna rozmywa się. Dlatego imałem się różnych terapii przez lata, aż trafiłem do doktora Woronowicza. To słynny buldog, który niejednego alkoholika w pysk strzelił. Powiedział: albo chcesz się ratować, albo zdychaj na ulicy. Kiedy pierwszy raz do niego trafiłem, ponad dziesięć lat temu, wydał mi się chamski, bo alkoholicy mają poczucie wyższości i niższości w jednej sekundzie. Albo czują się lepsi od innych, albo dużo gorsi i tak tym poczuciem winy i wyższości się napełniają. Po dziesięciu latach trafiłem do niego, nie zmuszony zresztą przez nikogo, bo to musi być własna decyzja. Już wydał mi się inny, już był deską ratunkową - podsumował aktor.