"Bóg przyjął do Nieba kolejnego anioła". Aktor zmarł po długiej walce z koronawirusem
Za Nicka Cordero kciuki trzymało pół świata. Wszyscy pisali o jego niezwykle ciężkiej walce z powikłaniami po koronawirusie. Niemal codziennie pojawiały się nowe doniesienia o jego stanie zdrowia. Niestety, żona aktora poinformowała, że nie udało się go uratować.
Nick Cordero miał zaledwie 41 lat. Aktor Broadwayu zaraził się koronawirusem mniej więcej z marcu tego roku i trafił do szpitala w Los Angeles z poważnymi powikłaniami. Wirus silnie zaatakował jego płuca. Niedługo później okazało się, że ma zakrzepicę. Sytuacja zrobiła się na tyle poważna, że konieczna była amputacja nogi.
Zobacz: Gwiazdy, które zmarły na koronawirusa
Aktor przebywał w szpitalu ponad 90 dni. Jego żona, Amanda Kloots, niemal codziennie informowała o tym, co się u niego dzieje. I wydawało się, że sytuacja się powoli normuje.
Nad ranem, 6 lipca, Amanda opublikowała niestety czarno-białe zdjęcie męża i poinformowała o jego śmierci.
"Bóg przyjął do Nieba kolejnego anioła. Mój kochany mąż zmarł dziś rano. Był otoczony miłością swoich bliskich, śpiewami i modlitwami o to, by bez bólu opuścił ten świat" - napisała.
Trwa ładowanie wpisu: instagram
"Moje serce jest złamane i nie mogę wyobrazić sobie życia bez niego. Nick był moim światłem. Był przyjacielem dla każdego, kogo znał; kochał słuchać, pomagać i przede wszystkim rozmawiać. Był niesamowitym aktorem i muzykiem. Kochał swoją rodzinę, kochał być ojcem i mężem" - pisze przejmująco.
⠀
Amanda podziękowała we wpisie lekarzowi, który prowadził Nicka. Zwróciła się też do wszystkich, którzy przez ostatnie 3 miesiące wspierali ją i Nicka.⠀
Trwa ładowanie wpisu: instagram
Nick Cordero związał swoją karierę z Broadwayem. Był nominowany m.in. do nagrody Tony dla najlepszego aktora w musicalu za rolę Cheecha w "Bullets Over Broadway". Grywał też w filmach i serialach, ale to teatr był jego największą miłością. Tak jak i rodzina. Nick miał rocznego synka, Elvisa.