Koronawirus pokonał młodego i zdrowego aktora. "Wcześniej na nic nie chorował"
Walkę o życie Nicka Cordero śledziliśmy przez trzy miesiące. Aktor trafił do szpitala z podejrzeniem zarażenia koronawirusem i choć nie był w grupie podwyższonego ryzyka, jego stan ciągle się pogarszał.
Nick Cordero zmarł w niedziele 5 lipca. Miał zaledwie 41 lat. Aktor zaraził się koronawirusem w marcu i trafił do szpitala w Los Angeles z poważnymi powikłaniami. Wirus silnie zaatakował jego płuca. Niedługo później okazało się, że ma zakrzepicę. Sytuacja zrobiła się na tyle poważna, że konieczna była amputacja nogi.
Walkę z chorobą na bieżąco relacjonowała jego żona i matka rocznego synka, Amanda Kloots. Z jej wpisów i filmików na Instagramie wiemy, że dopiero trzeci test na obecność koronawirusa był u Cordero pozytywny. Kloots podkreśliła, że mąż nie miał wcześniej żadnych chorób współistniejących, które w połączeniu z koronawirusem u wielu innych pacjentów doprowadzały do zgonu. Aktor był młody, w pełni sił i miał świetną kondycję. Mimo to jego stan pogarszał się z dnia na dzień.
Trwa ładowanie wpisu: instagram
W ostatnich dniach wydawało się, że sytuacja się powoli normuje. Niestety Amanda Kloots opublikowała czarno-białe zdjęcie męża z tragiczną wiadomością. "Bóg przyjął do Nieba kolejnego anioła. Mój kochany mąż zmarł dziś rano. Był otoczony miłością swoich bliskich, śpiewami i modlitwami o to, by bez bólu opuścił ten świat" – napisała wdowa.