Pink Freud: w sztuce nie ma kompromisów
- Zawsze wyrażaliśmy się jasno i bezpośrednio. Zawsze staliśmy na straży wolności. Teraz robimy to samo – mówi połowa kwartetu Pink Freud, Wojtek Mazolewski i Arek Kopera. Właśnie wydali nowy album "piano forte brutto netto".
O czym opowiada wasz nowy album?
Arek Kopera: Każdy może znaleźć swój patent na odczytanie tych utworów. To spory ładunek energii. Przepuszczony przez każdego słuchacza z osobna będzie rezonować inaczej.
Wojtek Mazolewski: W momencie, kiedy oddajemy tę płytę wam, jesteście jej współtwórcami. Od teraz to wy piszecie jej historię. Nie chcielibyśmy odbierać wam przyjemności, mówiąc, o czym ona jest. Skupia w sobie cztery lata naszego życia, nasze interakcje, nasze przygody, które mieliśmy przyjemność i szczęście przeżywać, jeżdżąc po całym świecie. W tych dźwiękach zamknęliśmy wszystkie najlepsze wspomnienia.
Jak wygląda wasz proces tworzenia? Dajecie się porwać muzyce, jesteście perfekcjonistami czy idziecie na kompromisy?
W.M.: W sztuce nie ma kompromisów.
A.K.: To prawda. Każdy może się wyrazić na swój własny sposób. Energia, która wydostaje się z każdego z nas, wpływa na pozostałych członków zespołu. Właśnie z tego tworzy się całość, która później tworzy historię.
W.M.: Zawsze dajemy się porwać intuicji. Nawet jeżeli tworzymy coś bardzo uważnie, cyzelując każdy element, to później na koncertach i tak pozwalamy sobie na totalne szaleństwo. Każdy z nas ma prawo zrobić na scenie, co mu się tylko żywnie podoba.
Punk i jazz, które łączycie, to według was siły, które się znoszą, niwelują czy zderzają, tworząc zupełnie nową jakość?
A.K.: Energia tych stylów, kiedy powstawały, jest na pewno podobna do tego, co my robimy teraz. Oba gatunki są też muzyką buntu. I mają ze sobą więcej wspólnego, niż nam się wydaje.
W.M.: My się nie odwołujemy do żadnej konkretnej stylistyki. Nie lubimy generalizacji i szufladkowania, bo sami tak naprawdę jesteśmy poza stylem. Naszym stylem jest styl Pink Freud. Ale odwołujemy się do tradycji muzyki buntu, do wyrażania się w bardzo szczery, bezpośredni sposób. I to jest klucz do naszej muzyki.
Jest w was potrzeba buntu?
W.M.: Muzyka, która powstaje w tych czasach i to, co robimy, jest powodowane tym, co się dzieje. Zawsze staliśmy na straży wolności i tego, by każdy mógł się wyrażać w sposób taki, jaki chce. Więc teraz, kiedy ta wolność jest w dużej mierze zagrożona, głośno i jasno mówimy, że nie ma na to naszej zgody. Dyskusja społeczna, mimo że teraz jest gwałtowna, jest bardzo potrzebna. Bo czy będziemy mówić o problemach mniejszości czy o problemach środowiska, gdy będziemy myśleć o rasizmie, ksenofobii, czy prawach kobiet, wszędzie tam musimy zacząć poważną dyskusję. Musimy mówić o tym, w jakim świecie chcemy żyć w przyszłości. Wspaniale że najmłodsze pokolenie zabiera także głos w tej dyskusji i chce dbać o wolność.
Mówisz, że cieszy cię zaangażowanie młodych artystów. A jak oceniasz młodą jazzową scenę?
W.M.: Pozytywnie. Szukają, a to dobrze. Wspieram ich, aktywując czy zapraszając czasem ma gościnne występy i prezentując ich muzykę w audycji "Jazz fajny jest". Młodzi robią teraz bardzo ciekawe rzeczy, w całej Polsce.
A jak wy wykorzystujecie swój głos? Artyści przecież często mają wpływ na fanów.
W.M.: Inspiracją. Spełniaj marzenia i rób to, co kochasz, a świat stanie się lepszy. To nasze doświadczenie i tym się dzielimy, inspirując słuchaczy. W muzyce oddajemy najlepszą cząstkę siebie. Być może to zadziała kreatywnie na ludzi.
Trwa ładowanie wpisu: instagram
Tymon Tymański wspominał, że wiele twórczo zawdzięcza swojemu mentorowi, Lesterowi Bowiemu, który wskazywał, że jazz to przede wszystkim wolność. A czym wam jako młodym muzykom ktoś kiedyś dodał skrzydeł, powiedział, że możecie wszystko?
W.M.: Na festiwalu Jazz al Parque w Bogocie w Kolumbii. Graliśmy koncert przed Waynem Shorterem, który słyszał część naszego występu i zaprosił nas później do swojej garderoby. Mieliśmy okazję porozmawiać o inspiracjach i byciu muzykiem. Powiedział nam wtedy "Keep on pushing", czyli "Pchajcie swój wózek, róbcie swoje, nie oglądajcie się na innych". Mówiliśmy mu o tym, że czasami polskie środowisko jazzowe hejtuje Pink Freud i stara się umniejszać naszej muzyce. On na to odparł, że kiedy sam zaczynał, starsi muzycy traktowali go tak samo. Stwierdził więc: róbcie swoje, obraliście dobry kierunek. To było bardzo pokrzepiające – usłyszeć to od Wayne’a Shortera. Nie krytykował. Podobało mu się to, że innowacyjnie podchodzimy do brzmienia i improwizacji, że używamy dużej ekspresji, że sięgamy po mocne riffy albo nowoczesne bity. Ważna lekcja.
Zainspirowała was?
W.M.: Tak. Takie wskazówki są pożyteczne. Ważne, żeby grać siebie i swoją muzykę, a nie skalę i oczekiwania innych.
A czy yass jest wciąż dla ciebie poszukiwaniem?
W.M.: Yass to piękny czas. Był zwariowanym poszukiwaniem tożsamości muzycznej w nowej rzeczywistości i to piękna karta historii polskiej muzyki. Bardzo wiele wyciągnąłem z tego okresu. Dziś kontynuację sceny yassowej widzę w Londynie. To, co robi Ezra Collective, Shabaka Hutchings czy inni wykonawcy, bardzo mi przypomina tamten okres. Może dlatego tak bardzo lubię tam jeździć i spędzać czas z tymi ludźmi. Gram też dużo tej muzyki w mojej audycji.
No właśnie, twoja audycja po kilku miesiącach w Trójce przeniosła się do newonce radio. Rezygnacja ze współpracy z Trójką po tym, co się w niej działo, to był dla ciebie oczywisty ruch, czy miałeś wątpliwości?
W.M.:. Wątpliwości co do dobrych intencji nowych władz radia wpłynęły na oczywistą decyzję.
Jak sądzicie, ludzie chętnie sięgają po kulturę wysoką, ambitne projekty, tylko trzeba z nimi do nich wyjść?
W.M.: Wychodzimy! Zobaczymy, co się stanie z tą płytą. Wiele osób odradzało nam wydawanie jej teraz, że to nie jest dobry czas do wydawania płyt. Nie myślę jednak o muzyce w kategorii towaru. Kiedy staje się towarem, przestaje być sztuką. Robimy to z potrzeby serca i oddajemy najlepszą część siebie. Chcemy się tym dzielić, co zrobiliśmy. Jeśli się spodoba kilku osobom, poprawi nastrój, doda energii, zainspiruje do twórczego myślenia, będzie nam bardzo miło.
A jak muzyka eksperymentalna, improwizacyjna radzi sobie w mainstreamie? Rynek jednak rządzi się swoimi prawami.
A.K: Patrząc z perspektywy czasu myślę, że i tak jest lepiej. Oczywiście wiemy, że pewne trendy mijają, ale możemy zauważyć, jak dużo projektów z muzyki alternatywnej wkrada się do mainstreamu. Ten główny nurt wygląda już zupełnie inaczej niż choćby trzy lata temu. Jeśli będziemy podążać tym tropem, w końcu zmieni się cały jego obraz.
W.M.: Jakość muzyki, szczególnie wykonywanej na koncertach w ostatnim dziesięcioleciu, bardzo się podniosła. Mamy naprawdę świetnych muzyków, którzy dają coraz lepsze koncerty, np. porównując to do lat 90.
Teraz za tymi koncertami tęsknią i muzycy, i fani.
A.K.: Dla nas i dla wszystkich moich znajomych to miał być gorący okres. To miał być też czas przełomowy, ale niestety wszystko się zatrzymało. Mam nadzieję, że się z tego szybko podniesiemy i że to odmrażanie kultury nie będzie trwało długo. Ale mam nadzieję, że wrócimy przynajmniej do tego momentu, w którym byliśmy sprzed paru lat. To już będzie punkt do startu.
Wojtek, wspominałeś w jednym z wywiadów, że zdarza się, że wasza nazwa, Pink Freud, bywa interpretowana jako filozofia miłości. Jakie przesłanie, jaką filozofię chcecie zostawić fanom razem z nową płytą?
A.K.: Jeśli chodzi o Freuda, to z miłością miał dość nietypowe skojarzenia. Niech każdy interpretuje ją, jak chce. Ta miłość może wynikać z wielkiego przywiązania nas do tych dźwięków i ładunku energetycznego, który został tam włożony. Mamy nadzieję, że przełoży się na miłość słuchaczy do naszej muzyki.
W.M.: Życzymy zdrowia i wielu dobrych mocy, którą przekazujemy wam w muzyce z tej płyty. Jak tylko będzie okazja, to się oczywiście spotkamy. Bardzo chętnie zagramy wam tę płytę na żywo. Do zobaczenia. Niech moc będzie z wami!
Pink Freud, czyli jak mówią o sobie muzycy, najbardziej rockandrollowy zespół jazzowy, tworzą obecnie: Wojtek Mazolewski, Adam Milwiw-Baron, Arek Kopera i Rafał Klimczuk. Najnowszy krążek zespołu "piano forte brutto netto" miał premierę 27 listopada. Ukazał się nakładem Mystic Production. Zdjęcia pochodzą z sesji Karola Grygoruka. Więcej zdjęć znajdziecie we wkładce do albumu.