Przełomowy ruch Meghan. Pisze do polityków: "tu nie chodzi o lewicę i prawicę"
Meghan zdecydowała się na najbardziej polityczny ruch, odkąd zaistniała w świadomości ludzi jako członkini rodziny królewskiej. Markle zachęca do historycznej zmiany w amerykańskim prawie.
Nie od dziś krążą komentarze, że Meghan Markle będzie chciała w niedalekiej przyszłości bardziej zaangażować się w politykę. Księżna stawia teraz na działania społeczne, charytatywne, ale polityka też ma swoje miejsce na jej orbicie. Będąc członkinią rodziny królewskiej i pracując na dworze królowej Elżbiety II, Meghan - podobnie jak pozostali członkowie rodziny - nie mogła wypowiadać się wprost na polityczne tematy. Po tym, gdy razem z Harrym odeszła z dworu i zaczęła życie w Stanach, wiele się zmieniło. Meghan coraz odważniej angażuje się w kluczowe dla Amerykanów tematy.
Tym razem Meghan nawołuje do historycznej zmiany w prawie USA. Chodzi o powszechny dostęp do płatnych urlopów rodzicielskich. W USA, które jest jednym z najbogatszych państw na świecie, obywatele mogą jedynie marzyć o płatnym urlopie na wzór tego, który funkcjonuje od lat w Polsce. Płatne urlopy oferuje się w niektórych dużych firmach, w zależności od stanu. Jak pisze Meghan w liście skierowanym do dwóch polityków - "To nie może być luksus, a podstawowe prawo obywatela".
Zobacz: Najmłodsza prawnuczka królowej Elżbiety II. Lilibet nie będzie księżniczką
Swój list Meghan skierowała do Charlesa Schumera z Senatu i do Nancy Pelosi, spikerki Izby Reprezentantów Stanów Zjednoczonych. Księżna apeluje, by politycy wprowadzili 12-tygodniowy płatny urlop rodzicielski i urlop zdrowotny dostępny dla wszystkich pracowników, co zmieniłoby prawo federalne.
Brytyjskie media zaznaczają, że sam temat nie jest kontrowersyjny, bo od dawna mówi o tym wielu polityków, a także potrzeba w społeczeństwie jest ogromna. Ciekawe wydaje się jednak tak mocne zaangażowanie Meghan w sprawę, co każe się wielu zastanowić, czy księżna nie będzie chciała rozwijać swoich politycznych ambicji.
Meghan zdaje się jednak uspokajać wszystkich, którzy tak myślą. Już w pierwszym zdaniu zaznacza: "Nie zostałam wybrana w wyborach, nie jestem politykiem. Jak wiele osób, jestem zaangażowanym obywatelem i rodzicem".
Dalej w liście Meghan pisze: "Pracujący rodzice są w trudnej sytuacji, bo muszą wybierać pomiędzy zarobieniem pieniędzy a byciem przy dziecku. Każda decyzja to poświęcenie, które będzie miało konsekwencje. Dla wielu osób to poświęcenie znane jest nie od 20 miesięcy, a od 20 czy 30 lat. Dekady poświęcania czasu, swojego ciała, energii, by dążyć nie za spełnianiem amerykańskiego snu, a po prostu, by mieć stabilne życie".
W liście zdradza też wątki osobiste: "Dorastałam, chodząc do baru sałatkowego, gdzie jedzenie było po 4,99 dolara. Może nie pamiętam dokładnie cen, ale pamiętam to uczucie: wiedziałam, że moi rodzice pracują ciężko, by móc pozwolić sobie na wydanie tych 5 dolarów na mieście".
"Zaczęłam pracować, gdy miałam 13 lat (w lokalnym sklepiku z mrożonym jogurtem). Byłam kelnerką, niańką, łączyłam różne etaty, by mieć na życie. Pracowałam całe moje życie i oszczędzałam, jak tylko mogłam. Oszczędzanie było luksusem, bo przeważnie i tak pieniądze, które zarobiłam, starczały tylko na czynsz i paliwo" - opowiada.
Meghan wspomina w liście o "przeterminowanym systemie". Podkreśla w tekście grubą linią, że wiele państw na świecie ma płatne urlopy rodzicielskie. Stany Zjednoczone nie mają takich praw ponadstanowych.
"W czerwcu, ja i mąż powitaliśmy na świecie nasze drugie dziecko. Jak wielu rodziców, byliśmy przeszczęśliwi. Jak wielu rodziców, byliśmy przytłoczeni. Jak niewielu rodziców, nie musieliśmy ścierać się z brutalną rzeczywistością i tym okrutnym wyborem, czy spędzić najważniejsze tygodnie dziecka tuż przy nim, czy wrócić do pracy. Wiedzieliśmy, że możemy zabrać ją do domu, poświęcić się tylko i wyłącznie dzieciom i rodzinie. Wiedzieliśmy, że robiąc to, nie będziemy musieli dokonywać niemożliwych wręcz wyborów o opiekowaniu się dzieckiem, utrzymaniu pracy, posiadaniu ubezpieczenia zdrowotnego. A tak wygląda życie innych rodziców. Żadna z rodzin nie powinna przez coś takiego przechodzić" - apeluje księżna.
Na koniec zaznacza: "Zdaję sobie sprawę, jak ma się sytuacja polityczna. Ale tu nie chodzi o lewicę i prawicę; o to, co złe, a co dobre. Chodzi o to, by rodziny były ważniejsze niż polityka. W momencie, w którym wszyscy są podzieleni, ta jedna sprawa mogłaby nas łączyć".