"Przewidywał to nieszczęście". Przyjaciele Zauchy o jego zabójstwie
Znany piosenkarz zginął z rąk zdradzonego mężczyzny. Jak wspominają Halina Frąckowiak, Alicja Majewska i Włodzimierz Korcz, gwiazdor czuł się zagrożony.
Do śmierci Andrzeja Zauchy doszło 10 października 1991 r. Piosenkarz został zastrzelony na parkingu pod krakowskim Teatrem STU przez Yvesa Goulaisa, męża jego kochanki.
W najnowszej biografii Andrzeja Zauchy "Serca bicie" autorstwa Katarzyny Olkowicz i Piotra Barana ostatnie tygodnie życia artysty wspominają jego przyjaciele z branży. Wszyscy zapewnili, że gwiazdor odczuwał niepokój.
Prolog: Łukasz Wroński opowiada o zbrodniach, które wstrząsnęły Polską
"Któregoś dnia spotkaliśmy się w kilka osób. On był w takim napięciu, że musiał odreagować. Po wypiciu dwóch, trzech kieliszków dał nam trzygodzinny show. Mówił, śpiewał, tańczył, opowiadał żarty... My się świetnie bawiliśmy, on w ten sposób zabijał stres" - powiedział Włodzimierz Korcz.
Przez wiele lat Zaucha przyjaźnił się z Haliną Frąckowiak. To on namówił ją na szybki powrót na scenie po poważnym wypadku samochodowym, którego doznała w 1990 r. w drodze na koncert.
"Przewidywał to nieszczęście. Miał powody czuć się zagrożony" - zdradziła artystka.
Trwa ładowanie wpisu: instagram
Potwierdza to Alicja Majewska. "On się bał. Był cały czas w strachu, że to musi nastąpić".
Obawy Zauchy wynikały z faktu. że Yves Goulais dał mu do zrozumienia, ze nie pozwoli odejść 26-letniej Zuzannie Leśniak. "Wiesz, stary, będę musiał się zabić" - rzucił, gdy nakrył piosenkarza ze swoją żoną. Mężczyzna po zabójstwie kochanków został skazany na 25 lat więzienia. Opuścił je wcześniej, w 2005 r. Założył nową rodzinę.