"Ja i ty - pewniaki"
Na egzaminach do szkoły teatralnej był aż za bardzo pewny siebie. Jak wspomina, wypatrzył na nich Damiana Damięckiego, przyszłego kolegę z roku: - Podszedłem do niego na korytarzu i powiedziałem: "Ty i ja pewniaki, reszta niech się martwi".
Barbara Sołtysik miała w sobie więcej pokory. Starsza od Englerta o rok miała już za sobą jeden nieudany egzamin do szkoły teatralnej. Chociaż od dziecka uwielbiała tańczyć i aż do matury ćwiczyła balet, po egzaminie dojrzałości jedna z nauczycielek uznała, że "szkoda, by marnowała się jako tancerka" i namówiła ją na aktorstwo.
W Krakowie jednak się nie spodobała. - Nie miałam odpowiednich warunków fizycznych. Po prostu uciekało mi jedno oko i miałam lekkiego zeza. Jednak ówczesnym rektorem warszawskiej szkoły teatralnej był Jan Kreczmar, który miał tę samą wadę wzroku - śmiała się. Z pewnością zwróciła na siebie uwagę nie tylko tym, bo po roku do Warszawy dostała się bez problemów.
Mimo tego dalej nie wierzyła we własne siły, paraliżowała ją nieśmiałość. Do tego stopnia, że opiekun roku, Marian Wyrzykowski, poprosił przebojowego Englerta, wybranego gospodarzem grupy, by zaopiekował się nieśmiałą koleżanką… - No i się zaopiekował - śmiała się.
Choć na początku podobno za sobą nie przepadali, niechęć szybko przerodziła się w fascynację. - To było wielkie uczucie i namiętność - podkreśla Sołtysik. Nie zamierzali czekać, aż ostygnie – już na początku drugiego roku wzięli ślub. Nie było obrączek ani kwiatów. - Ale było romantycznie - dodaje aktorka.
Pieprzu na pewno dodawał fakt, że pobrali się po kryjomu, towarzyszyły im tylko ciocia i przyjaciółka panny młodej. Englert o wszystkim powiedział swojej mamie całe pół roku później, a nieprzychylne raptownym ślubom władze uczelni dowiedziały się dopiero, gdy małżonkowie byli już na czwartym roku. Z potomstwem jednak nie było im śpieszno – oboje myśleli na razie tylko o graniu.