"Takim rewolucjonistom dawno poucinaliśmy łby"
Stan Borys uczył się w technikum rolniczym i budowlanym, ale jego pasją była poezja i muzyka. W 1965 r. jako "kaowiec" w jednym z rzeszowskich klubów spotkał Tadeusza Nalepę, który właśnie kompletował swój zespół. Borys zaproponował dla niego nazwę Blackout i został jego wokalistą, chociaż nie od razu.
- Nalepa chciał zaangażować mnie do chórku, ale gdy zaśpiewałem mu "House of the Rising Sun", to zaczęły drżeć szklanki w kredensie w jego mieszkaniu. Wtedy powiedział: "Zamienimy się rolami, ja będę ci robił chórki" - opowiadał Borys w "Gazecie Wyborczej".
Piosenkarz nagrał z grupą tylko kilkanaście utworów, odszedł po dwóch latach. Występował jeszcze z Bizonami, aż wreszcie postawił na karierę solową. Wyglądem przypominał natchnionego proroka, a nie członka klasy robotniczo-chłopskiej. Towarzom radzieckim nie mogło to się spodobać.
- Podczas koncertów w ZSRR organizatorzy pytali: "Kogo wy nam tutaj przywieźliście?! My takim rewolucjonistom jak Borys już dawno poucinaliśmy łby na Łobnoje miesto. Jeśli chcecie kontynuować trasę, on musi się ostrzyc" - mówił artysta w rozmowie z Onetem, dodając, że ten jedyny raz uległ i skrócił fryzurę.