Gorzkie słowa pod adresem śledczych. Pobita aktorka zaczyna tracić cierpliwość
- Teraz nie dziwię się, że wiele kobiet cierpi w zaciszu swoich domów, wstydząc się i obawiając, że prawo nie będzie ich chronić - gorzko stwierdza Sylwia Wysocka, rozczarowana postępowaniem prokuratury w jej sprawie.
Sylwia Wysocka, aktorka znana m.in. z serialu "Plebania", od miesięcy dochodzi do zdrowia po napaści ze strony byłego partnera. Do zdarzenia doszło pod koniec kwietnia w domu. Zepchnięta przez mężczyznę ze schodów aktorka doznała poważnych obrażeń - złamany w kilku miejscach kręgosłup, ręka i kość piszczelowa prawej nogi. Do tego doszły problemy ze wzrokiem. Dzięki wysiłkom lekarzy i długiej rehabilitacji Sylwia Wysocka wraca do sprawności. Okazuje się jednak, że trudniejsze niż dojście do zdrowia jest dochodzenie sprawiedliwości.
W rozmowie z tygodnikiem "Na Żywo" aktorka skarży się na działania śledczych. Choć poza pobiciem Sylwia Wysocka oskarżyła byłego partnera o długotrwałe znęcanie się psychiczne i fizyczne, co potwierdziły zeznania aż sześciorga świadków, prokuratura nie wzięła tego pod uwagę. Mężczyzna usłyszał zarzuty wyłącznie dotyczące przywłaszczania mienia aktorki i spowodowania uszczerbku na zdrowiu.
Majka Jeżowska była ofiarą przemocy. Teraz mówi o dramacie sprzed lat
Jednak nie tylko to oburza Wysocką, jak podkreślała w rozmowie z tygodnikiem, działania śledczych w tej sprawie od początku budziły zastrzeżenia. Jak choćby fakt, że po napaści mężczyzna nie został zatrzymany. Zniknął na kilka miesięcy, uniemożliwiając aktorce dostęp do jej prywatnych rzeczy pozostawionych w domu, zmieniając przed wyjazdem zamki. "(...) Policja razem z prokuraturą spokojnie czekały aż 'pan Włodzimierz wróci'" - ubolewała aktorka, której oprawca usłyszał zarzuty dopiero pół roku po całym zdarzeniu.
Co więcej, jak twierdzi Wysocka, od czasu wyjścia ze szpitala ponownie padła ofiarą swojego eks, tym razem inwigilacji. Mężczyzna wynajął detektywów, którzy mieli pomóc mu udowodnić, że aktorka symuluje obrażenia.
- Byłam permanentnie śledzona: przed domem, w tramwaju, autobusie. Robiono mi zdjęcia, filmy, sprawozdania - wylicza aktorka, która coraz częściej zaczyna wątpić w wymiar sprawiedliwość. - Kto tu jest winny a kto poszkodowany? Bo zaczynam myśleć, że to jakiś sen wariata - wyznaje Wysocka, gorzko podsumowując fatalną sytuację ofiar przemocy.
- Teraz nie dziwię się, że wiele kobiet cierpi w zaciszu swoich domów, wstydząc się i obawiając, że prawo nie będzie ich chronić - ubolewa aktorka.
Mimo napotkanych trudności Sylwia Wysocka zapowiada jednak, że nie zrezygnuje z walki o sprawiedliwość.