Świadkiem na ślubie był przypadkowy taksówkarz
Adam "Duduś" Pawlikowski był aktorem-amatorem, uwielbianym w środowisku filmowym lat 50. i początku 60. Jego inteligencja, wiedza, znajomość języków obcych i osobisty urok działały na każdego. Tuszyńska z miejsca straciła dla niego głowę.
"Zachwyciła się wyrafinowaniem i tajemniczością Adama, zobaczyła w nim ucieleśnienie artysty. On zachłysnął się jej urodą i wdziękiem [...]. Jej wieloletni dramat polegał na tym, że Pawlikowski ją uwiódł. Ona się śmiertelnie zakochała. A potem całe życie robiła wszystko, by Pawlikowski się w niej zakochał. Niby była jego dziewczyną, ale jakby nią nie była. Trzymali się luźno, schodzili i rozchodzili. To był nieudany i toksyczny związek" - wspominał Kutz.
Odtrącona, po raz kolejny, Tuszyńska postanowiła zagrać ukochanemu na nosie. Przyjęła oświadczyny jego najlepszego przyjaciela Jana Zamoyskiego, stawiając tylko jeden warunek: ślub miał się odbyć natychmiast. Wiedziała, że zadurzony w niej arystokrata zgodzi się na to bez dyskusji. Świadkami byli przypadkowy taksówkarz oraz kolega pana młodego, mijający ich przed chwilą na skuterze.