"Warszawka sobie przyjechała zrobić imprezę". Czy ktoś pytał górali, czy chcą sylwestra TVP w Zakopanem?
Na Podhalu nie milkną echa po Sylwestrze Marzeń. Impreza Jacka Kurskiego jest ostro komentowana wśród mieszkańców. W internecie roi się i od zachwytów, i mocnej krytyki.
Lokalny tygodnik donosi, że mieszkańcy chcą referendum ws. organizowania sylwestra w 2022 roku, a ludzie, z którymi rozmawiam, irytują się nie tylko tym, że megaimprezę zorganizowano w środku pandemii, ale też tym, że TVP eksploatuje Zakopane, niewiele dając w zamian. "Warszawka sobie przyjechała zrobić swoją imprezę" - słyszę kilkakrotnie.
Bójki za nasze pieniądze
W teorii wszystko wygląda pięknie. W stolicy Tatr staje gigantyczna scena, na której grają najwięksi artyści z Polski i ze świata. Na ostatnią noc w roku przyjeżdżają na Podhale tłumy ludzi, którzy wydają pieniądze na taksówki, kwatery, posiłki i pamiątki. Mieszkańcy wygrywają więc podwójnie: mają spektakularną imprezę o krok od domów, a do tego zarabiają na przyjezdnych. Dlaczego więc tak wiele osób sprzeciwia się organizowaniu imprezy na Równi Krupowej?
Perspektyw jest kilka. Miłośnicy zwierząt i przyrody oburzają się, że tak głośne wydarzenie odbywa się tuż obok Tatrzańskiego Parku Narodowego. Fani historii nie mogą pojąć, dlaczego konserwator zabytków wydaje zgodę na zajeżdżanie ciężarówkami z ciężkim sprzętem Równi Krupowej, która wpisana jest do rejestru zabytków.
Zwłaszcza że w tym roku demontaż sceny odbywał się w czasie odwilży, przez co koła grzęzły w błocie. Widok był drastyczny, ale Leszek Dorula, burmistrz Zakopanego, cytowany przez "Gazetę Krakowską", zapewniał, że straty są niewielkie. "Nie są to duże prace i nie są bardzo drogie. Jednak kosztami doprowadzenia Równi do normalnego stanu obciążone zostaną firmy, które z tego miejsca korzystały" - zapewniał na łamach włodarz miasta. Gazeta zapewnia, że nadzór nad przywróceniem Równi do stanu sprzed sylwestra będzie sprawował konserwator zabytków.
Pytam znajomą konserwatorką o logikę takiego działania, ale słyszę tylko, że nie ma ona najmniejszego sensu. "Co to za zabytek, który pozwalamy zniszczyć, a potem pieczołowicie dbamy o jego rekonstrukcję? Po to coś trafia do rejestru zabytków, żeby mu zapewnić ochronę, a nie narażać na szwank" - oburza się.
Zniszczenia miasta to zresztą stale powracający argument zakopiańczyków przeciwko wyprawianiu imprezy. Kiedy 31 grudnia relacjonowałem z operatorem Wirtualnej Polski Sylwestra Marzeń, napotkaliśmy przy Krupówkach i Nowotarskiej właścicieli lokali, którzy kartonami oklejali w nich okna witryn. "My jesteśmy najbardziej narażeni, bo pijane hordy idą nocą po imprezie w stronę Gubałówki. Nie chodzi o to, że wszyscy są agresywni, choć wiadomo, że i takich nie brakuje. Ale nawet jak są w szampańskich humorach, to nad sobą nie panują, a ja nie chcę nowego roku zaczynać od zmywania rzygowin z szyby" - mówił jeden ze sprzedawców.
Na potwierdzenie jego słów nie musieliśmy długo czekać. Jeszcze przed 22:00 napotkaliśmy na Krupówkach, w okolicach McDonalda, zbiegowisko ludzi, którzy próbowali udzielić pomocy leżącemu na zamarzniętej ulicy mężczyźnie. Odganiała ich jego znajoma, krzycząc, że mamy dać im spokój, bo kolega po prostu za dużo wypił. Nie chciała też słyszeć o wzywaniu pogotowia ani policji.
Mieszkająca w okolicy Zakopanego Dagmara mówi mi, że dla niej Sylwester Marzeń to: "korki, bójki na Krupówkach, zdemolowane sklepy, pociągi, spłoszone zwierzęta i syf". I odnosi się do dostępnych w internecie filmików, na których uczestnicy imprezy biją się. "Chuchają jeden na drugiego, potem tłuką się na Krupówkach, a inni debile to filmują i nikt nie reaguje. I to wszystko za nasze pieniądze" - unosi się.
"W całym powiecie tatrzańskim od godz. 18:00, 31 grudnia do 3:00 rano, 1 stycznia policja odnotowała 107 różnego typu interwencji. Najczęściej pomoc służb była potrzebna od godziny 1, gdy zakończyły się koncerty gwiazd w ramach Sylwestra Marzeń" - podsumowuje imprezę dziennik "Fakt". I przypomina, że podczas jednej z interwencji został ranny policjant.
Przyjeżdżają goście, którzy stołują się w Biedronkach
"Tygodnik Podhalański" w okładkowym artykule "Derulo i Dorula" cytuje natomiast właściciela kwatery, który mówi, że już w rozmowach telefonicznych z gośćmi przed sylwestrem wiadomo, po co przyjeżdżają do Zakopanego. "Sylwester Marzeń nie przynosi niczego dobrego Zakopanemu. Przyjeżdżają goście, którzy stołują się w Biedronkach. Ich jedynym celem jest wypicie morza alkoholu i imprezowanie" - mówi mężczyzna na łamach gazety. Inny dodaje, że wynajmowanie takim ludziom kwater może się zakończyć większymi stratami niż zyskami.
Nie jest tajemnicą, że właściciele pensjonatów i pokoi pod wynajem najchętniej udostępniają łóżka gościom, którzy przyjeżdżają do nich regularnie. Nie chodzi tylko o samo Zakopane, ale też o okoliczne wsie - od Zębu, przez Poronin, Murzasichle, aż po Ludźmierz czy Klikuszową. Tylko że organizowany od 2016 roku Sylwester Marzeń zmienił przyzwyczajenia ludzi. Głośna, tłumna impreza odstrasza tych, którzy w Tatry jechali odpocząć, zdarza się, że uciekają przed nią nawet sami zakopiańczycy.
Zaburzyły się też proporcje. Zakopane od dekad słynęło z organizowania sylwestrów w knajpach, a także witania Nowego Roku na kuligach. Jednak odkąd na Równi Krupowej pojawiła się darmowa masowa impreza, chętnych do imprezowania w prywatnych miejscach, gdzie ceny za parę zaczynają się od kilkuset złotych, ubywa. Na facebookowych grupach typu "Podhale", "Spotted: Zakopane" czy "Sylwester Zakopane" można było znaleźć ogłoszenia ludzi organizujących takie imprezy nawet na kilka dni przed samym wydarzeniem - dawniej sytuacja nie do pomyślenia, choć oczywiście trzeba wziąć pod uwagę, że chętnych do wyjazdów jest mniej w związku z pandemią. Co może też tłumaczyć, że równie długo były dostępne oferty noclegowe - przygotowano je również w języku ukraińskim i rosyjskim.
Mieszkańcom taki obrót spraw coraz mniej się podoba. Powód? Sylwestrowe imprezy w zakopiańskich knajpach często utrzymane były w regionalnym stylu i promowały góralską kulturę. Serwowano kwaśnicę, baraninę i oscypki, kelnerzy albo wodewile paradowali w kierpcach, serdakach i kłobukach, a przygrywały góralskie kapele. Dla lokalsów, którzy mają żyłkę do zabawiania innych, to był zawsze czas żniw. Zadowoleni goście chętnie zostawiali napiwki. A o niektórych sylwestrowych imprezach w Zakopanem do dziś opowiada się legendy sięgające nawet dwudziestolecia wojennego, gdy rauty odbywały się w najsłynniejszym hotelu Morskie Oko, w którym dziś hula już tylko wiatr. Z mniej odległej historii wystarczy wspomnieć słynne zabawy w Obrochtówce czy Chacie Zbójnickiej - w tej ostatniej górale obcinali ceprom siekierami krawaty.
Sylwester Marzeń, choć dotowany z zakopiańskich funduszy, góralską kulturą nie jest zainteresowany. Z regionalnych kapel postawił jedynie na zespół Baciary, który wystąpił jako support do "prawdziwych" gwiazd wieczoru - Zenka, Sławomira, Maryli Rodowicz czy Jasona Derulo. Prowadzący imprezę to również gwiazdy TVP wystrojeni w kreacje od projektantów, a nie w ludowe stroje. "Aż by się chciało Kammelowi uciąć ten krawat!" - śmieje się młody góral.
Warszawa sobie przyjechała zrobić imprezę
"Warszawka sobie przyjechała zrobić imprezę" - mówi mi właściciel lokalnej kwiaciarni. "Dajcie coś po góralsku" - domaga się Robert na facebookowej stronie "Sylwester Zakopane" pod wideo z prób do Sylwestra Marzeń. "Jak dawniej cepry przyjeżdżały do Zakopca i się bawiły do góralskiej muzyki i widziały górali w ich ubraniach, to potem każdy chciał sobie kupić ciupażkę, serdok albo kłobuk [kapelusz góralski z ptasim piórem - przyp. AZ]. A teraz, jak przyjeżdżają do Zakopanego i nie widzą nikogo ubranego po góralsku, to chcą kupować tylko petardy i tanie szampany. Przypatrzcie się, czym teraz ludzie handlują na Krupówkach. A przecież to nie jest tak, że nam się bardziej opłaca sprzedawać fajerwerki" - mówi mi zakopiański handlarz pamiątkami.
Dziennikarze "Tygodnika Podhalańskiego" piszą, że mieszkańcy domagają się referendum w sprawie zorganizowania kolejnego Sylwestra Marzeń w Zakopanem. Po lekturze artykułu wklejam zapytania na grupach zrzeszających mieszkańców regionu na Facebooku z prośbą o komentarze w prywatnych wiadomościach.
Daga oburza się: "Kurski, jak chce, to niech sobie zaprasza Marylę i resztę do siebie do chaty na parapetówę, a nie do nas". "Czy zakopiańczycy kiedykolwiek chcieli tego sylwestra? Nas przecież nigdy nikt o zgodę nie pytał" - pisze Sylwester. Robert denerwuje się, że tegoroczna impreza wpłynie na wizerunek górali. "Ludzie myślą, że to myśmy chcieli tego sylwestra, bo dutki. To jest chore, bo my się nie chcemy podpisywać pod imprezą organizowaną w takiej chwili, ale na to nikt nie zwraca uwagi, bo wszyscy gadają tylko o 'konikach' sprzedających bilety dla niezaszczepionych pod scenę" - pisze.
Rzeczywiście, niektóre osoby wpadły na pomysł, by handlować wcześniej odebranymi wejściówkami pod scenę dla niezaszczepionych. Podczas imprezy, gdy limit na osoby niezaszczepione wyczerpał się i nie można się było dostać bliżej artystów, na facebookowych grupach takie wejściówki sprzedawano po 150 zł dla dwóch osób i na wydanie takiej kwoty - jak wynika z komentarzy pod postami - znajdowali się chętni.
Co do samej imprezy, zdania są podzielone. Janina pisze w grupie Sylwester Zakopane: "Ogólnie chała. W tym roku beznadziejnie." Agata z kolei nie może zrozumieć, że władze Zakopanego dały zielone światło dla imprezy. "Bardzo nieodpowiedzialna impreza w trakcie pandemii gdy dobowo umiera setki osób....Że władze na to pozwoliły? Szkoda słów" - pisze. "Ależ playback na każdej piosence …. Żal" - dodaje Michał. Ale wśród komentujących nie brakuje też z wdzięcznością wyrażanej aprobaty. Kamila pisze, że pod sceną jest super, Weronika potwierdza: "Było mega pod sceną". Agnieszka i Małgorzata w osobnych komentarzach piszą: "Super zabawa". A Jano zapewnia: "Jesteśmy z wami".
Consensusu brakuje. Chyba faktycznie tylko referendum dałoby mieszkańcom poczucie, że są panami własnego miasta. Na razie panuje przekonanie, że ktoś podejmuje arbitralne decyzje za nich.