Wszystkie twarze Justina Biebera. Od wczesnej sławy po skrajną depresję
Był już bożyszczem nastolatek i bohaterem brukowców. Poznał też gorzki smak sławy, która doprowadziła go do depresji. Na nowej płycie "Justice" chce zerwać ze swoim dawnym wizerunkiem.
Wszystkie twarze Justina Biebera. Od wczesnej sławy po skrajną depresję
Był już bożyszczem nastolatek i bohaterem brukowców. Poznał też gorzki smak sławy, która doprowadziła go do depresji. Na nowej płycie "Justice" chce zerwać ze swoim dawnym wizerunkiem. Kim jest Justin Bieber w 2021 roku?
Narodziny nowej gwiazdy Ameryka obserwowała w telewizji. Dla nastoletniego piosenkarza szczególnie intensywny był marzec 2010 roku. W przeciągu miesiąca wystąpił w talk-show Davida Lettermana, amerykańskiej wersji "Idola", programie "The View"z Whoopi Goldberg i rozdaniu nagród Kids’ Choice Awards.
Przygrywał też do corocznego poszukiwania pisanek w Białym Domu. Ciepło przyjęła go ówczesna pierwsza dama Michelle Obama, pląsająca do jednej z jego piosenek. Kwiecień dla muzycznej rewelacji rozpoczął się występem w "Saturday Night Live". Zaproszenie do nadawanego od 1975 roku programu rozrywkowego jest uznawane za duży prestiż. Tydzień wcześniej na telewizyjnej scenie wystąpił zespół Pearl Jam, trzy tygodnie później - raper Jay-Z.
Gwiazda, której mogło nie być
A niewiele brakło, by świat nie dowiedział się o talencie Justina Biebera. Tak przynajmniej twierdzi Samuel "Scooter" Braun, manager do dziś współpracujący z artystą.
Samuel "Scooter" Braun w youtube'owy klip uwieczniający śpiew Kanadyjczyka miał kliknąć przez przypadek, poszukując zupełnie innego nagrania. Potem sprawy potoczyły się już szybko. Pod skrzydła profesjonalistów Bieber miał trafić na zaledwie kilka miesięcy. Nastolatka u progu sławy chciał do swojej wytwórni zwerbować inny słynny Justin – Timberlake. Nie doszło jednak do podpisania kontraktu. Władze wytwórni należącej do byłego członka boysbandu N Sync obawiały się, że wylansowanie imiennika mogłoby zagrozić pozycji samego Timberlake’a. Ostatecznie Bieber trafił pod skrzydła wytwórni prowadzonej przez Brauna i Ushera.
Stało się tak pomimo obiekcji matki Justina, do których przyznała się w wywiadzie z "The New York Times". Kanadyjka zdawała sobie sprawę z talentu Justina. Młodziak nie tylko świetnie śpiewał - dobrze radził sobie też z gitarą, pianinem i perkusją. Problemem było jednak pochodzenie Scootera Brauna. "Boże, nie chcesz chyba, by jakiś żydowski dzieciak zajmował się Justinem, prawda?" - miała modlić się Patricia Lynne Mallette, gdy ważyły się losy kariery jej syna. Gorliwej katoliczce marzyło się, by Justin zdobył sławę jako wykonawca chrześcijańskiego popu. Jak wyznała, do porzucenia uprzedzeń przekonali ją dopiero jej przyjaciele z parafialnej wspólnoty.
Kilka tygodni później Bieber był już w Atlancie, rejestrując pierwsze wersje demo swoich utworów. Niecały rok zajęło mu nagranie zestawu siedmiu piosenek utrzymanych w popularnej wówczas stylistyce R&B. Za utwory odpowiadał zespół doświadczonych kompozytorów, z Usherem i odnoszącym pierwsze sukcesy Bruno Marsem na czele. Płyta "My World" wylądowała na szóstym miejscu listy sprzedaży Billboardu. Była to jedynie przygrywka do jeszcze większego sukcesu drugiego wydawnictwa sygnowanego przez Biebera – "My World 2.0". Krążek zadebiutował na pierwszym miejscu prestiżowego zestawienia najlepiej rozchodzących się nagrań, a pochodzący z albumu singiel "Baby" pokrył się podwójną platyną.
Właśnie wtedy 16-letni już Bieber zaczął wyskakiwać całemu światu z lodówek. Nie ma zresztą co się dziwić – nastoletnia publiczność na początku drugiej dekady XXI wieku potrzebowała idola. Dopiero co rozpadł się boysband Jonas Brothers. W dorosłą karierę wchodziła porzucająca wizerunek nastoletniej gwiazdy Miley Cyrus. Kilka lat wcześniej sukcesy przestała odnosić Avril Lavigne. W ten sposób otworzyło się okienko dla 16-letniej rewelacji.
Życie jak z "Richiego Richa"
Pozycję piosenkarza potwierdziła wyjątkowo udana trasa koncertowa. Niemal wszystkie koncerty wyprzedały się w stu procentach, według brytyjskiego dziennika "Guardian" światowe tournée zarobiło 53 miliony dolarów.
Nie udałoby się to bez grona oddanych, nastoletnich fanów – choć być może uczciwiej byłoby napisać: "fanek". Dziewczyny swoje uwielbienie dla piosenkarza wyrażały przede wszystkim głośnym piskiem, niemal zagłuszającym utwory wykonywane przez Biebera na scenie. Podobny hałas towarzyszył też kolejnej trasie artysty. Po wydaniu nieco bardziej tanecznej płyty "Believe" Justin zmienił swój image. Wyprostowaną grzywkę zastąpiła krótka, lekko zaczesana do tyłu fryzura. Dojrzewający wokalista na scenie zaczął chwalić się umięśnionym torsem. Z 67 koncertów promujących płytę wykręcił niemal 70 milionów dolarów – podaje branżowe pismo "Pollstar"
Oddanie fanów i fanek piosenkarza coraz częściej opisywały media. "New York Times" już w 2010 roku zauważył popularność słowa "Bielieber", będącego połączeniem nazwiska artysty z czasownikiem "believe" (wierzyć). Określało ono grupę najbardziej fanatycznych wielbicieli artysty, wyjątkowo aktywnych w mediach społecznościowych.
Ich rozwój pomógł Bieberowi w zbudowaniu popularności. O tym, w jaki sposób ich użyć, decydował w dużej mierze Scooter Braun. Manager Justina stwierdził, że najlepiej dać fanom wrażenie dostępu do prywatnego życia swojego idola. W rozmowie z "New York Times" nie ukrywał, że pierwsze filmiki na kanale artysty specjalnie były nagrywane kiepskimi kamerami. Dzięki temu fani mieli łatwiej zidentyfikować się z muzykiem. Zdarzało się też, że ten zwracał się do swoich wielbicieli bezpośrednio. Wszystko to działo się na kilka lat przed startem Instagrama, gdzie takie zabiegi stały się codziennością. Bieber chętnie wdawał się też w pogawędki z fanami na Twitterze. W 2013 roku muzyk stał się najchętniej obserwowaną osobą na tym portalu – wyprzedzając w rankingu Lady Gagę.
Otoczony uwielbieniem rówieśników Bieber rzadko spotykał na swojej drodze osoby zbliżone do niego wiekiem. "Cały czas spędzam z dorosłymi. Czasami wydaje mi się to zabawne, ale czasem myślę sobie, że chciałbym spędzić trochę czasu z przyjaciółmi w moim wieku" - mówił 16-letni gwiazdor w wywiadzie z "Los Angeles Times". Wielu dorosłych od sukcesu Justina uzależniało też swoje zarobki. Piosenkarz wielomiliomowymi zyskami musiał dzielić się przecież z zespołem dbającym o jego wizerunek, kompozytorami, producentami czy technikami scenicznymi.
Zły chłopiec show-biznesu
Być może właśnie ta presja sprawiła, że nastolatek nieco stracił panowanie nad swoim życiem, co nie uszło uwadze brukowców. Piosenkarz oberwał od dziennikarzy najmocniej tuż przed swoją osiemnastką, po udziale w nielegalnym wyścigu samochodowym ulicami Miami.
Badania krwi aresztowanego Biebera wykazały, że prowadząc był pod wpływem alkoholu, środków psychotropowych i marihuany. Celebryta uniknął więzienia, jednak musiał przyznać się do winy i wpłacić 50 tys. dolarów na cele charytatywne. Nie uchroniło go to przed gniewem ponad 270 tys. osób, które podpisały petycję w sprawie wydalenia Kanadyjczyka ze Stanów Zjednoczonych. Mimo to piosenkarz opuścił areszt, przeciskając się przez tłumy okazujących mu wsparcie fanek.
To jednak tylko początek listy zatargów Biebera z prawem. Gwiazdor był kilkukrotnie zatrzymywany za zbyt szybką jazdę. W rodzimej Kanadzie został posądzony o spowodowanie wypadku. Podczas trasy w Argentynie miał zaatakować śledzącego go paparazzo. Stwarzał też problemy sąsiadom w ekskluzywnej dzielnicy kalifornijskiego Calabasas. W 2014 roku obrzucił rezydencję jednego z nich jajkami, co musiał odpłacić pięcioma dniami prac społecznych. "Justin Bieber: od chłopaka z sąsiedztwa do złego chłopca" - pisała o idolu nastolatek agencja Associated Press.
Skandale nie przeszkodziły muzykowi w tworzeniu. W 2015 roku na rynku pojawiła się płyta "Purpose", od razu wskakując na pierwsze miejsce "Billboardu". Ogromny sukces odniósł też pierwszy singiel z płyty, "Sorry", plasując się na czele zestawienia najpopularniejszych piosenek w USA. Album spotkał się z mieszanymi ocenami krytyków. Trzeba jednak przyznać, że Bieber i zatrudnieni przez niego kompozytorzy mieli nosa do nowych trendów muzycznych. W tworzenie "Purpose" zaangażowali topowych producentów sceny elektronicznej – Diplo i Skrilleksa. Dzięki temu część piosenek zyskała klubowy sznyt. Czwarty album artysty przyczynił się również do popularyzacji nurtu "tropical house" - gatunku muzycznego charakteryzującego się głębokim basem, nawiązującego do muzyki karaibskiej bujającym rytmem.
Depresja celebryty
Po prawie 10 latach w show-biznesie, wydaniu czterech albumów i zagraniu 445 koncertów Justin Bieber postanowił zniknąć.
Był 2017 rok, trasa promująca "Purpose" dotarła do londyńskiego Hyde Parku. Dziennikarze relacjonujący koncert zauważyli zmęczenie Kanadyjczyka. W relacji "The Independent" czytamy o wymuszonych ruchach na scenie i wspomagającym piosenkarza playbacku. "Można tylko zastanawiać się, czy gwiazda odczuwa z tego jakąkolwiek przyjemność" - pisał dziennikarz brytyjskiego dziennika. Na scenę wyszedł Bieber dojrzalszy, ale wypalony zawodowo – kwitowali krytycy opisujący ostatnie koncerty przerwanego tournée. Do jego końca zostało 14 koncertów w USA, Kanadzie, Japonii i Singapurze. Wszystkie zostały odwołane.
Powody swojej decyzji piosenkarz wyjawił dwa lata później, w rozmowie z amerykańską edycją "Vouge’a". - Podczas trasy byłem w depresji. Do tej pory o tym nie mówiłem, nadal próbuje sobie poradzić z wieloma rzeczami, o których milczałem. Byłem wtedy zupełnie samotny, potrzebowałem czasu dla siebie - mówił Bieber dziennikarzowi pisma. - Zmagałem się z poczuciem, że ludzie mnie wykorzystują, a dziennikarze chcą wyciągnąć ode mnie jak najwięcej informacji, by potem użyć ich przeciwko mnie. Wielkim wyzwaniem było dla mnie zaufanie samemu sobie. (...)Trudno mi było nawet zaufać Hailey.
No właśnie, Bieber w czasie sesji dla "Vouge’a" pokazał się z żoną. Z modelką Hailey Baldwin spotykał się już na przełomie 2015 i 16 roku. Para powróciła do siebie dwa lata później. Pod koniec 2018 roku Hailey i Justin byli już małżeństwem.
Krok w dojrzałość
Po poukładaniu sobie życia prywatnego Bieber postanowił znowu zająć się karierą – i po raz kolejny zmienić image. W okolicach swoich 25. urodzin Kanadyjczyk zafarbował włosy na różowo i zaczął ubierać się w przyduże, pastelowe bluzy z kapturem.
Swoją kolejną płytę przygotowywał ze wsparciem gwiazd współczesnego hip-hopu. Do studia zaprosił między innymi Post Malone’a i Travisa Scotta. Krytycy przyjęli przygotowaną z nimi płytę raczej chłodno, wytykając Bieberowi brak spójnego pomysłu i prymitywne teksty. Mimo to wydany w 2020 roku album "Changes" zadebiutował na pierwszym miejscu "Bilboardu".
Plany kolejnej światowej trasy pokrzyżowała pandemia. Być może wyszło to na dobre muzykowi, który mógł spokojnie zająć się tworzeniem.
Takie wrażenie można odnieść słuchając jego najnowszego albumu. Nową płytę Bieber zapowiedział 15 lutego w wywiadzie z Zanem Lowem. Dziennikarzowi wyznał, że tworząc piosenki na "Justice" chciał opowiedzieć o trudnym doświadczeniu budowania zaufania do siebie i innych ludzi. Efektem jest najbardziej kameralna, stonowana płyta muzyka.
Brak tu hitów na miarę "Sorry" czy "Baby". Zamiast tego dostajemy nawiązania do popu lat 80., muzyki gospel czy jazzu. "Justice" nie jest jednak materiałem przełomowym dla rynku muzycznego. Kanadyjczyk raczej podąża za trendami, niż je kreuje. Jednocześnie stara się też iść tropem Carly Rea Jepsen, Taylor Swift czy Harry’ego Stylesa. Wszystkie z tych gwiazd, podobnie jak Bieber, próbują zerwać z wizerunkiem popowych gwiazdek znanych z kilku radiowych hitów. Mimo to "Justice" może być przełomem dla kariery samego Justina. Czy swoimi nowymi utworami chce nam powiedzieć: "Dojrzałem"? Jeśli tak, to całkiem nieźle mu się udaje.