Zabójca Andrzeja Zauchy pracuje w TVP. Udzielił im wywiadu
10 października mija 30 lat od morderstwa Andrzeja Zauchy przez męża jego kochanki. Mężczyzna po opuszczenia więzienia zmienił nazwisko i jak się okazuje współpracuje z Telewizją Polską.
Andrzej Zaucha po śmierci żony Elżbiety nawiązał romans z młodziutką aktorką Zuzanną Leśniak. Nie przeszkadzał mu fakt, że kobieta miała męża, reżysera Yvesa Goulaisa. Wieczorem 10 października 1991 r., gdy zdradzony mężczyzna nie miał już wątpliwości, co do relacji łączącej Zauchę z jego żoną, zaczaił się na nich przed krakowskim Teatrem STU. Zaczął strzelać, a kule śmiertelnie trafiły kochanków. Zabójca sam zgłosił całe zajście policji oraz przyznał się do winy przed sądem. Za kratami spędził 14 lat, opuścił więzienie w grudniu 2005 r.
Teraz Goulais pod zmienionym nazwiskiem i nie pokazując swojej twarzy udzielił wywiadu TVP. W niedzielnym wydaniu "Pytania na śniadanie" powrócił pamięcią do dnia, w którym nakrył Zauchę w swoim łóżku z jego żoną.
- Ona wiedziała, że ja będę tego dnia. Są świadkowie, tu policja mogła i to sprawdzić. To nie była niespodzianka. O 9 rano tego dnia miałem tam być, wracałem z zagranicy z kolegą z Włoch. To nie była 5 rano i jakieś "sprawdzam cię". Jak rozwaliłem te drzwi, spodziewałem się czegoś innego, niż to, co znalazłem, że mój kolega Andrzej stoi przerażony. To był ogromny szok, który w moim odczuciu po 30 latach miał wtedy wpływ - powiedział.
Gorąca jesień w TV. Oto, czym walczą o widza stacje
Mężczyzna, który obecnie pracuje jako scenarzysta seriali kryminalnych w TVP, wspominał, że nie mógł odnaleźć się w ówczesnej Polsce. W połączeniu z emocjonalną niestabilnością okazało się to zabójczą mieszanką.
- Byłem ledwo dwa czy trzy lata w Polsce jako Polak z wyboru. To był mój kraj, chciałem mieszkać tu, ale byłem nowy, świeży w Polsce, więc i słabszy z tego względu. To wszystko zrobiło, że zamiast godnie i pokornie to znieść, to zachowałem się po prostu jak barbarzyńca. To był totalny chaos. Miałem 30 lat, tak że właśnie taki młody nie byłem, to powinienem reagować jak dojrzały, dorosły, mocny mężczyzna, który niestety przegrał. Ja nie potrafiłem panować nad emocjami i to jest to - ocenił.
Morderca Zauchy twierdzi, że nie mógł pogodzić się z niewiernością żony. Stąd dopuścił się czynu ostatecznego.
- Tak naprawdę chodzi o słabość, kruchość człowieka i o moją nieudolność, by z tego upokorzenia się podnieść. Nie mogłem tego znieść. Tu tkwi problem - byłem słaby, bo gdybym był mocny, to ja bym płakał, że jestem stratny, jestem przegrany, ale idę dalej, mimo wszystko, bo są wartości wyższe - dodał.