50-lecie Judas Priest i wielki powrót Mercyful Fate. Sukces Mystic Festivalu w Gdańsku
Długo wyczekiwany Mystic Festival - w nowej formule i w nowym miejscu - był tym, czego polscy fani ciężkich brzmień potrzebowali i czego do tej pory w Polsce nie było. Głównymi wydarzeniami były koncerty świętujących 50-lecie Judas Priest oraz drugi po 1999 r. koncert Mercyful Fate, które na długo pozostaną w pamięci fanów.
Po dwóch latach przekładania imprezy w końcu się udało. Mystic Festival trafił do Gdańska i trudno o lepsze miejsce dla tej imprezy. Tereny stoczniowe, kluby należące do Arkadiusza Hronowskiego (B90 i Drizzly Grizzly) oraz ich otoczenie sprzyjały organizacji takiej imprezy. Sceny były bardzo blisko siebie, a koncerty przebiegały sprawnie. Otoczenie dobrze komponowało się z klimatem muzyki, a wiatr znad nabrzeża stoczniowego schładzał upalne momenty.
Mystic Festival 2022 w Gdańsku
Festiwal rozpoczął się od "Warm Up Day. Pierwszym zespołem był kanadyjski Spectral Wound, który zaprezentował solidny black metal nawiązujący do drugiej fali gatunku. Koncerty na scenie plenerowej otworzyli metalcore'owcy londyńskiego Urne. Pogoda zaczęła się poprawiać - przed startem koncertów w Gdańsku była burza. Kolejni na scenie B90 byli amerykańscy deathmetalowcy ze Skeletal Remains, którzy przed przyjazdem do Gdańska zmagali się z problemami - ich sprzęt się zawieruszył i musieli grać na pożyczonych instrumentach, co niestety przełożyło się na jakość występu.
Na scenie plenerowej zagrał Decapitated, który przed paroma dniami wydał bardzo dobry album "Cancer Culture". Zagrali z niego m.in. bardzo dobry "Just a Cigarette" czy "Iconoclast", w którym na płycie gościnnie występuje Robb Flynn - lider Machine Head, którego gitarzystą od niedawna jest lider Decapitated Wacław "Vogg" Kiełtyka (partie wokalne Flynna były odtworzone). Niestety początkowo były problemy z brzmieniem, jednak im dłużej trwał ich występ, tym było lepiej. Zespół był w dobrej formie i dobrze się czuł grając przed gdańską publicznością.
Kolejni na scenie plenerowej byli Brytyjczycy z Carcass, którzy zagrali materiał zarówno z nowszych płyt - jak z wydanego przed rokiem "Torn Arteries" - czy z legendarnego "Heartwork". Jeden z lepszych koncertów pierwszego dnia, tym razem nie było problemów z brzmieniem. Lider Carcass Jeff Walker dobrze przygotował się do koncertu również językowo. Zagadywał fanów po polsku pytając "Jak się masz?" albo "Pasi?" i dziękował mówiąc "Dziękuję ci", choć być może chciał podziękować większej liczbie fanów (w języku angielskim "thank you" może się odnosić do liczby pojedynczej i mnogiej). Kolejni byli amerykańscy thrasherzy z Heathen, którzy zagrali nieźle, choć raził nieco śpiew wokalisty, któremu brakowało agresji znanej z płyt.
Głównym punktem tego dnia był jednak koncert Toma G. Warriora, który pod szyldem Triumph of Death zaprezentował materiał Hellhammer, a następnie wraz z Triptykon wykonał materiał Celtic Frost oraz właśnie Triptykon. Występ bardzo dobry, pełen dzikiej agresji i surowości oraz odniesień do trwającej na wschodzie wojny, jednak bardzo długi. Set Hellhammer mógł być nieco krótszy. Na koniec dnia na scenie klubowej zagrała portugalska Gaerea, która mogła wzbudzać skojarzenia z krajową Mgłą, która również wystąpiła na Mystiku.
Zobacz także: "The Voice of Poland": Marek Piekarczyk wprawił w osłupienie trenerów
Mystic Festival. Opeth i Mastodon na dużej scenie
Pierwszy dzień festiwalu, już po "Warm Up Day", rozpoczął koncerty na największej plenerowej scenie. Bardzo dobry występ dali szkoccy metalcore'owcy z Bleed From Within. Później na dużej scenie zagrał Malevolence, który na parę tygodni przed startem festiwalu zastąpił w line-upie Code Orange. Na parkowej scenie znakomicie zaprezentował się norweski Kvelertak, który dał popis energetycznego black'n'rolla. Dobre koncerty dały również zespoły Baroness, Dead Lord (granie w stylu retro, w klimacie bliskim Thin Lizzy, nawet image sceniczny muzyków był niczym z początku lat 70.), polski Mentor czy hipnotyczny GGGOLDDD.
Wielu fanów czekało na koncert Mastodona na dużej scenie. Amerykanie, pomimo początkowych problemów z nagłośnieniem, dali dobry występ w dużej mierze oparty na materiale z wydanej przed rokiem płyty "Hushed and Grim". Takie utwory jak "Gobblers of Dregs" czy "The Crux" dobrze wypadły na żywo. Po Mastodonie można było wyciszyć się i nieco odpłynąć podczas występu Heilung, który przeniósł publikę w rejony rodem z mitologii nordyckiej. Tymczasem na scenach klubowych grały Brutus, który zdaniem wielu dał jeden z najlepszych występów na tegorocznym Mystic Festivalu oraz duet The Picturebooks. Gwiazdą wieczoru był szwedzki Opeth, który w repertuarze sprawnie połączył deathmetalowe i progresywne elementy swojej twórczości. Lider Opeth, Mikael Akerfeldt, przypomniał, że to powrót do Gdańska po ok. 20 latach. Czwartkowe koncerty zakończyli ich rodacy z Katatonii (którego wokalistę Jonasa Renske lider Opeth określił ze sceny jako najlepszego przyjaciela), którzy dali znakomity i poruszający emocje koncert oparty w dużej mierze na płycie "The Great Cold Distance".
Mystic Festival. Dzień brytyjskiego metalu i jubileusz Judas Priest
Koncerty na dużej scenie kolejnego dnia zdominowały zespoły wywodzące się z ojczyzny metalu. Pierwszy wystąpił na niej The Raven Age, który zaprezentował melodyjny heavy metal, który - choć brzmiał nowocześnie - nawiązywał nieco do klasyki. Nie mogło być inaczej, skoro na gitarze gra tam syn Steve'a Harrisa - basisty i lidera Iron Maiden. Kolejny na dużej scenie był Benediction, który zaprezentował rasowy popis death metalu na wysokim poziomie. Do tego wokalista w bardzo aktywny sposób pobudzał publikę do interakcji. Zachęcał do krzyczenia "every Friday", gdy widownia skandowała nazwę zespołu, a gdy wrzasnął "hello there!" od razu padła odpowiedź "general Kenobi!" (to jedna z najbardziej znanych wymian zdań w świecie Gwiezdnych Wojen), na co potwierdził, że właśnie na taką odpowiedź liczył.
Dobre występy tego dnia dały krajowe Dopelord i Spaceslug, który rozbujał widzów małej plenerowej sceny, a także dużo cięższe Proscription, hardrockowe Green Lung czy Tribulation, którzy w bardzo dobry sposób łączą melodyjne heavymetalowe granie z blackmetalową otoczką. Kolejnym ważnym punktem koncertów na dużej scenie był występ Saxon. Brytyjczycy grają niewiele krócej niż Judas Priest, ich wokalista Biff Byford jest rówieśnikiem Roba Halforda (wokalisty Judas Priest, który w sierpniu skończy 71 lat), a pasji do grania muzyki mogliby im pozazdrościć muzycy młodsi o 50 lat. Saxon dał znakomity występ.
Zagrali największe przeboje jak "747 (Strangers In The Night)", "Denim and Leather", "Strong Arm Of The Law", "The Band Plays On" oraz nowsze utwory jak "Battering Ram", "Thunderbolt" czy "They Played Rock And Roll" w hołdzie Motorhead, zagrany na koniec "Princess Of The Night" czy wyproszony przez fanów "Crusader" (którego nie było w setliście, porwanej zresztą przez Biffa Byforda, który zapytał fanów, czego sobie teraz życzą). Sam Biff przypomniał, że dla Saxon to powrót do Gdańska po ponad 30 latach, kiedy to Brytyjczycy wystąpili w Hali Olivii. Trudno byłoby wymarzyć sobie lepszy koncert Saxon. Przed muzycznym daniem głównym można było na pozostałych scenach uświadczyć m.in. występów Mgły oraz pomorskiego Azarath, który dał jeden z najcięższych i najmocniejszych koncertów tego festiwalu.
Gdy przy dużej scenie zabrzmiało "War Pigs" z repertuaru Black Sabbath, było jasne, że za chwilę na scenie zagoszczą bogowie metalu. Zaczęli do "One Shot At Glory" z płyty "Painkiller", z której zagrali jeszcze trzy inne utwory łącznie z tytułowym. Judasi zagrali sporo utworów, których w ostatnich latach nie grali w Polsce, jak właśnie otwierający czy "A Touch Of Evil", "Hell Patrol", "The Sentinel", "Diamonds And Rust" czy "Rocka Rolla". Judas Priest świętujący 50-lecie czerpali z różnych okresów swojej historii. Scenografia koncertu nawiązywała do robotniczych dzielnic Birmingham, z których wywodzą się muzycy klasycznego składu. To wszystko dobrze współgrało z otoczeniem stoczniowym. Sam Rob Halford był w wyśmienitej formie. Czerpał radość z występu, wokalnie radził sobie bardzo dobrze, a wielu utworach był niczym dyrgent dla publiczności, która odśpiewywała większość tekstów.
Był to zdecydowanie najlepszy polski koncert Judas Priest od lat. W przyszłym roku ma się ukazać ich nowa płyta, również z udziałem nieobecnego na trasie (z powodu choroby Parkinsona) gitarzysty Glenna Tiptona. Warto czekać. Judasi cały czas, mimo upływu ponad pół wieku, są mistrzami w tym, co robią. Po występie bogów metalu na scenie parkowej czekał już norweski Mayhem.
Mystic Festival 2022. Wielki powrót Mercyful Fate
Ostatni dzień festiwalu zaczęły dobre występy takich ekip jak duński Baest, folkowy Svalbard, stonerowy Red Scalp z Poznania czy Truchło Strzygi, które zapełniło po brzegi klub B90. Bardzo ciekawy show dał zespół Igorrr. Było tam wiele rozmaitości: elektronika, mocne brzmienia, kobiecy sopran oraz mocny growl w wykonaniu wokalisty w blackmetalowym image'u. Było to widowisko momentami dziwne, ale bardzo interesujące i pociągające. Kawał dobrego stonera zaprezentował Witchcraft. Bardzo dobrze na scenie klubowej zaprezentował się belgijski Wiegedodd. Na małej scenie plenerowej norweski Arabrot po raz kolejny w ostatnich latach porwał gdańską publiczność.
Kolejny na dużej scenie był Vader. Ekipa Petera po raz pierwszy w historii odegrała w całości materiał z legendarnej płyty "De Profundis". Prócz tego było też trochę nowszych rzeczy jak "Shock And Awe" z płyty "Solitude In Madness" wydanej w 2020 r. czy "Wyrocznia" zagrana w hołdzie Romanowi Kostrzewskiemu z Kata (Peter występował w koszulce z okładką debiutu Kata, jak zresztą na większości koncertów, które grał po śmierci Romana Kostrzewskiego). W Vaderze wciąż imponuje wielka pasja do grania. Są pierwszym reprezentantem polskiej sceny, który zrobił karierę na Zachodzie, objechał cały świat, a wciąż widać wielką radość z grania u Petera i jego ekipy.
Między koncertem Vadera, a wielkim powrotem, który miał wydarzyć się tego wieczora, można było zobaczyć dobre koncerty: wyciszający występ islandzkiego Sólstafir, potęźny Imperial Triumphant czy retrorockmanów z The Vintage Caravan. Ten dzień należał jednak do Mercyful Fate. Duńska legenda heavy metalu wróciła po latach w niemal klasycznym składzie i właśnie w Gdańsku zagrała swój drugi koncert (dzień wcześniej zagrali krótszy występ w Niemczech) od 1999 r.
Zespół był w znakomitej formie ku uciesze wielu fanów, którzy wiązali spore nadzieje z powrotem ekipy Kinga Diamonda. Sam Król dawał z siebie wszystko. Wyciągał rewelacyjne falsety i słuchając jego śpiewu trudno było uwierzyć, że jest coraz bliżej 70-tki. Fani byli w niebo... w piekłowzięci słuchając "Melissy" czy "Come To The Sabbath". Dobrze wypadł premierowy utwór "The Jackal In Salzburg". Król bawił się image'em zmieniając nakrycia głowy z rogatych masek na korony, czy charakterystyczny dla siebie kapelusz. Mercyful Fate wrócili w wielkim stylu. Należy mieć nadzieję, że pozostaną aktywni i stworzą więcej nowej muzyki.
Już po ekipie Króla, na parkowej scenie zagrał Leprous, który do festiwalowego składu dołączył w ostatniej chwili - ogłoszono ich udział podczas ostatnich środowych koncertów, przylecieli z Norwegii zagrać zamiast Killing Joke, którzy odwołali przyjazd do Gdańska. Norwegowie dali popis progresywnego grania na wysokim poziomie. Zagrali trochę utworów ze znakomitego, wydanego rok temu albumu "Aphelion", ale również z płyt "Pitfalls", "Malina" i "The Congregation". Zespół Einara Solberga był w wybornej formie. Na scenie energia ich roznosiła. Bardzo dobre zakończenie wspaniałego wydarzenia jakim był Mystic Festival.
Organizatorzy mają spory orzech do zgryzienia. Przygotowanie przyszłorocznej edycji, która dorówna jubileuszowi jednych z ojców metalu oraz powrotowi dawno niewidzianej duńskiej legendy, będzie sporym wyzwaniem. Tegoroczna edycja była sukcesem. Impreza była bardzo dobrze zorganizowana. Sporym atutem była różnorodność: z koncertu zespołu grającego klasycznego hard rocka można było paroma krokami przejść pod inną scenę, by dostać blackmetalowy łomot, a za chwilę posłuchać czegoś spokojniejszego. Taki festiwal był potrzebny polskim fanom ciężkiego grania.