Beata Pawlikowska o pandemii koronawirusa: "To konsekwencja naszych działań"
Beata Pawlikowska przekonuje, że pandemia koronawirusa nie wybuchła przypadkowo. Według podróżniczki to kara za niszczenie Ziemi i działanie na szkodzę zwierząt. Twierdzi, że ludzkość odpowiada za rozwój pandemii.
Kilka miesięcy temu w jednym z wywiadów Beata Pawlikowska stwierdziła, że pandemia koronawirusa miała nas czegoś nauczyć. Dalej utrzymuje się w tym przekonaniu. Teraz wyjaśniła, o co jej dokładnie chodziło. Miała na myśli przede wszystkim naukę szacunku do otaczającego nas świata, do natury. Nie widzi żadnego przypadku w tym, że wirus pojawił się na targowisku.
- Na Wyspie Wielkanocnej rosły kiedyś lasy i dżungle. Ludzie zaczęli wycinać drzewa do budowy i na opał. Kiedy ścięli ostatnie drzewo, nastąpił kres ich cywilizacji. Zabrakło gleby, lekarstw i pożywienia, bo przecież wszystko, co mamy najważniejszego i niezbędnie potrzebnego do życia, pochodzi z natury. Nie przeżyjemy bez roślin, które karmią nas witaminami i związkami fitochemicznymi chroniącymi przed chorobami. Musimy odnaleźć równowagę i harmonię ze światem natury. Myślę, że nie przez przypadek ten wirus pojawił się w miejscu, gdzie były dręczone, torturowane i zabijane zwierzęta, czyli na tak zwanym mokrym targu - mówiła w rozmowie z Plejadą.
ZOBACZ TEŻ: Afera szczepionkowa – złota "18-tka"
Podróżniczka twierdzi też, że wybuch pandemii ma na celu ochronę zwierząt. - Jednym z objawów zachorowania na COVID-19 jest obniżony próg bólu, który skutkuje tym, że ludzie nie odczuwają objawów. Dlatego czasem tak trudno jest zdiagnozować zarażenie tym wirusem. Myślę, że on pojawił się na targowisku w Wuhan właśnie dlatego, żeby pomóc zwierzętom. Miał obniżyć ich próg bólu, czyli ulżyć ich cierpieniu - powiedziała.
Dodatkowo posądza ludzkość o rozwój wirusa oraz przekonuje, że to kara za dotychczasowe szkodzenie planecie. - Jest raczej konsekwencją ich działań. Sami sprowadziliśmy go na siebie. Zatraciliśmy się w pogoni za pieniędzmi. Przyrodę zaczęliśmy traktować jako źródło zysku zamiast jako dom, który jest nam niezbędnie potrzebny do przetrwania. Świat natury bez ludzi przetrwa i będzie rozkwitał, ale ludzie bez niego po prostu wyginą - stwierdziła.
Zdaniem Pawlikowskiej społeczeństwo będzie teraz i po pandemii bardziej doceniać możliwość m.in. podróżowania oraz częściej wyrazi wdzięczność. - Myślę, że docenią to, co zostało im zabrane – chociażby możliwość podróżowania. Teraz, jeśli ktoś będzie wyruszał na wyprawę czy wakacje, będzie przeszczęśliwy i wdzięczny za tę możliwość. [...] Myślę, że to, co w tej chwili dzieje się na świecie, miało nam uświadomić, że mamy mnóstwo powodów do tego, żeby być wdzięcznymi - uznała.
W wywiadzie padł też wątek jej ślubnych planów. Niedawno stwierdziła, że należy brać ślub co roku jako potwierdzenie siły uczucia do drugiej osoby. Pawlikowska planuje jeszcze... 100 ślubów. Jej plany brzmią poważnie.
- Zamierzamy wziąć co najmniej sto ślubów. Za każdym razem inaczej, zgodnie z lokalnymi tradycjami. Raz będziemy pobierać się na tropikalnej plaży nad Oceanem Indyjskim, a raz na szczycie Himalajów - wyznała. Wspomniała również o tym, że wzięła ślub... sama ze sobą. Twierdzi, że to "najważniejszy związek, jaki ma".