Beata Tyszkiewicz zrezygnowała z rodzinnej tradycji. Wszystko z powodu córki
Beata Tyszkiewicz w ostatniej rozmowie opowiedziała o kulinarnych tradycjach w swojej rodzinie. Okazuje się, że za sprawą córki musiała zrezygnować z pewnego elementu, który jest nieodzowny u wielu rodzin na wielkanocnym stole.
Jeszcze do 2017 r. Beata Tyszkiewicz cieszyła się popularnością za sprawą jurorowania w "Tańcu z gwiazdami". Jednak z powodu pogarszającego się stanu zdrowia (przeszła zawał) musiała zrezygnować z programu. Od tamtego czasu rzadko udziela się w mediach. Jednak ostatnio 83-letnia dziś aktorka zrobiła wyjątek dla "Tele Tygodnia". Tematem rozmowy były święta wielkanocne.
Tyszkiewicz przyznała, że jej mazurek z porzeczkami musiał zniknąć z rodzinnego jadłospisu. Czemu? – Do głosu doszli wegetarianie i jeszcze bardziej ortodoksyjni weganie. Zresztą nie wyobrażam sobie reakcji mojej córki na widok świątecznego stołu, na którym, jak to kiedyś bywało, leży... zamordowany prosiaczek z pisanką w mordce – przyznała.
Zobacz: Emerytury polskich gwiazd. Narzekają, że mają je za niskie
Tyszkiewicz podkreśliła, że takie sytuacje są normą. Tradycja nieustannie się zmienia, stąd w Polsce i innych krajach panują inne obyczaje niż miało to miejsce w przeszłości. Dotyczy to nawet koszyków do święcenia. – Na Podhalu to wielkie, wypełnione po brzegi kosze, na Mazowszu były to koszyczki z jajkiem, chlebem i solą (...) Na Mazowszu piecze się też mazurki nieznane na Pomorzu – powiedziała.
Przypomnijmy, że Karolina Wajda bardzo się martwi o swoją matkę. Nie chce, by ta mieszkała sama i próbowała nawet się do niej przeprowadzić. Media donosiły jednak ostatnio, że istnieje pewna przeszkoda. Chodzi o to, że lokum, w którym przebywa Tyszkiewicz, nie jest własnościowe, a komunalne. Paradoks sytuacji polega więc na tym, że Karolina może mamę tylko "odwiedzać".