Borys Szyc wyszedł z nałogu. Mówi, ile kosztuje go granie alkoholika
Aktor otwarcie mówi o swojej chorobie alkoholowej. Po latach ekscesów zdecydował się na leczenie. Nie pije od ponad 6 lat. Teraz przyszło mu zagrać alkoholika. Wspomnienia wróciły.
Borys Szyc przed laty uchodził za bawidamka, a o jego imprezowym stylu życia rozpisywały się tabloidy. Dziś aktor przyznaje, że przez kilkanaście lat alkohol był jego codzienną używką. Kilka razy próbował zerwać z nałogiem, ale nie był konsekwentny. Opamiętanie przyszło dopiero po kilku wpadkach podczas pracy.
- Zdarzało się, że grywałem tam (w Teatrze Współczesnym - przyp.red.) w strasznym stanie. To dyrektor Englert (Maciej - przyp. red.) wysyłał mnie na leczenie do doktora Woronowicza. Trudno zresztą było mi się bronić, bo scenariusz takiej rozmowy z reguły był taki, że wyglądałem jak śmierć, czułem się, jakbym już umarł. Tylko że śmierdziało ode mnie alkoholem, co czułem, więc jednak troszkę jeszcze żyłem - wyznał w rozmowie z "Polityką".
Zobacz: "Sztuka nie powinna cię gwałcić". Borys Szyc o kontrowersyjnych scenach
Aktor przyznał, że zawsze fascynowała go autodestrukcja i dopiero z upływem lat spokorniał i zapragnął wieść uporządkowane, szczęśliwe życie. W wyjściu z nałogu pomogła mu żona Justyna Nagłowska, z którą ma rocznego synka. Szyc wychował się bez ojca i szukał męskiego wsparcia wśród starszych, znanych aktorów.
- Jeszcze kiedy byłem w szkole teatralnej, zagrałem z Danielem Olbrychskim i do niego pierwszego zacząłem tatować. (...) Chyba musiałem wysyłać jakieś takie sygnały braku ojca, bo z chęcią mnie usynawiali. Krzysiu Materna był moim tatusiem. Maciej Maciejowski, scenarzysta, też. Myślę, że chętnie brali mnie pod skrzydła, bo widzieli moje parcie do autodestrukcji i chyba chcieli mnie jakoś uratować - dodał.
Niedawno aktor zagrał w serialu "Warszawianka" na podstawie scenariusza Jakuba Żulczyka, który również wyszedł z nałogu alkoholowego. Bohater Szyca to poeta, który nie wylewa za kołnierz. Do roli przygotowywał się ze wsparciem swojej terapeutki.
- Wchodziłem na plan. Robiłem swoje. Schodziłem. Wydawało mi się, że może rachunek będzie niski. Ale po dwóch tygodniach budziłem się zlany potem. Albo nagle zaczynały mi się trząść ręce. Siedem miesięcy się tak męczyłem. To mi jeszcze raz udowodniło, jak bardzo ten nałóg związany jest z fizjologią - przyznał.
Borys Szyc wspomina, że wyjście z nałogu zajęło mu sporo czasu i kosztowało wiele błędów m.in. utratę prawa jazdy po jeździe po pijanemu. W otoczeniu aktora znaleźli się i tacy, którzy utwierdzali go w przekonaniu, że zmieniając się straci sławę i fanów.
- Wtedy kupuję samochód, zatrudniam szofera, a z tyłu montuję barek i znowu jest szeroko. Mnie nawet utwierdzano, że tak powinno być. Pamiętam, jak jedna z figur polskiego show-biznesu powtarzała mi: "Borysku, ludzie cię kochają takim, jaki jesteś, jak żyjesz. Każdy chciałby tak żyć, tylko nie potrafi. Ty nie możesz się zmienić, bo przestaną cię kochać" - wyznał.
Od ponad 6 lat Borysowi Szycowi udaje się żyć w trzeźwości. Nadal jest pod opieką terapeuty, podobnie jak jego partnerka, zmagająca się z depresją.