Ewa Farna: "Umami" kształtowało macierzyństwo. To dla mnie piąty smak życia
- Długo poszukiwałam sensu w tym, co robię i chyba musiałam po prostu trochę pożyć, czegoś doświadczyć, żeby mieć coś do powiedzenia. Musiałam poznać nowe emocje, odkryć siebie na nowo jako kobietę – mówi Ewa Farna, opowiadając o tym, co zawarła na swojej najnowszej płycie.
Urszula Korąkiewicz: Umiesz wrzucać na luz?
Ewa Farna: Ogólnie życiowo jestem nawet wyluzowana, ale w codziennych sytuacjach niestety szybko się wkurzam. Jestem osobą, jak ja to nazywam, z mocnym temperamentem, ale emocje szybko ze mnie schodzą. Wybuchnę i za chwilę umiem podejść do sprawy na chłodno. Chciałabym umieć wrzucać na luz, jak w mojej piosence i cały czas się tego uczę.
W niektórych sytuacjach potrafię odpuścić, np. powiedzieć: "OK, może nie mam super paznokci i pięknie ułożonych włosów, ale sorry, mam teraz inne priorytety, nie mam na to czasu, bo pracowałam nad płytą i mam małe dziecko". Ale już w pracy - muszę mieć wszystko pod kontrolą. Dobrze wiem, gdzie mogę wrzucić na luz, a co mi nie daje spać. Uczę się łapać balans.
Pielęgnujesz w sobie małą Ewę na rzecz tego balansu? Ta niepokorna dziewczyna ciągle w tobie jest?
Mam nadzieję! W pewnym stopniu ciągle jestem taka sama, z drugiej strony ciągle się rozwijam. Pisząc piosenkę "Wersja 2.0", byłam ciekawa, czy ta Ewa w wieku 13 lat byłaby w stanie dojść do porozumienia z dzisiejszą. Może reprezentuję dziś to, czego ta mała totalnie nie kuma, nie akceptuje, przeciwko czemu się buntowała? Chciałam sprawdzić, czy jestem wierna swoim marzeniom.
I liczę, że ta młoda Ewa poszłaby jednak ze mną na kawę. To, że postanowiłam porozmawiać ze swoim wewnętrznym dzieckiem, było ciekawą podróżą w głąb siebie. I było bardzo ważne, nie tylko dla płyty, ale po prostu, dla mnie.
Zobacz wideo: Farna o krytyce dotyczącej wyglądu: "Nie wszystkie musimy być jak Kylie Jenner"
Dorastałaś na scenie, na oczach fanów i mediów. Byłaś poddawana ciągłej ocenie i przyznawałaś, że mierzyłaś się z okrutnymi komentarzami. Jak sobie z tym poradziłaś, nabrałaś odporności? Jak się bronisz przed tym, by się nie złamać?
Myślę, że do tej pory całkiem dobrze sobie z tym radziłam. I nadal radzę. Oczywiście nadal są momenty, kiedy wkurzam się, że nadal w branży muzycznej muzyka bywa na drugim planie, a wolą rozpisać się o moim tyłku. Zdarza się, że się czymś podłamię. To dorastanie na oczach obcych ludzi, którzy często anonimowo wyplują cokolwiek nigdy nie było łatwe ani w Czechach, ani w Polsce. I cóż, dorobiłam się naklejki tej "nieszczupłej". No i dobrze! Pewnie jeszcze wiele innych dałoby się przylepić.
Ale myślę, że jestem taką osobą, jak z piosenki "Mała czarna". Że jednak potrafię zmienić minusy w plusy. Czasami coś mi wychodzi, czasem nie. Ze wszystkiego staram się wyciągać wnioski, przekuć w coś pozytywnego. Stąd też wziął się mój utwór "Ciało", stąd różne wywiady, w których mówię, że to, co przekazuję moim fanom, bierze się z moich przeżyć. Nie zawsze tych przyjemnych. Staram się nawet te niefajne doświadczenia zmienić w coś sensownego.
To nieraz niełatwy i mozolny proces.
Oczywiście. To trwa i będzie trwało. Są okresy, kiedy mi to idzie lepiej i kiedy gorzej. Ale chyba mam z gruntu pozytywne nastawienie. Moja mama jest taka, czasem aż za bardzo. Potrafi znaleźć dobrą stronę w każdej sytuacji. Mam to po niej. Nie mam problemu ze znajdowaniem pozytywów. Po prostu myślę, że na każdy problem można spojrzeć albo z nastawieniem tragicznym, albo z chociaż lekką nadzieją. Wolę tę drugą opcję. Niektórych rzeczy po prostu nie zmienię, wiec wolę zmienić podejście do nich.
A przeciw czemu mówisz "nie"? Gdzie stawiasz granice?
Zależy w czym i gdzie, dużo tu perspektyw. Mówię "nie" złu, zresztą dlatego też w mojej piosence "No nie" śpiewam, że chociaż jestem Ewą, to jabłko zostawię na drzewie (śmiech). "Nie" mówię ustępowaniu dobra i wartości moralnych na korzyść mocy czy pieniędzy. "Nie" mówię podłemu i słabemu zachowaniu wobec innych, co często bywa chyba nieleczoną frustracją tego, kto tak robi.
Ale "nie" mówię też, kiedy przekracza ktoś granice mojej prywatności czy inne, które ustawiłam. Czasami powiedzenie komuś "nie", to powiedzenie "tak" sobie. I wcale to "nie" nie musi być powiedziane wstrętnie czy bez szacunku do drugiej osoby.
Przemawia przez ciebie doświadczenie. Odczuwasz szczególnie, że minęło ci już 15 lat pracy artystycznej?
To w sumie ciekawe, że mając dopiero 28 lat, większość życia już pracowałam. Łapię się na tym, że czuję się "staro-młoda". Czasem czuje się prawdziwym dinozaurem, szczególnie kiedy uczę się używać np. Tik Toka. To też przypomina mi, jak mocno zmienił się rynek. Miałam okazję poznać rynek i scenę jeszcze bez mediów społecznościowych i serwisów streamingowych. To dla mnie naprawdę ciekawe doświadczenie, że mogłam doświadczyć dwóch tak różnych er i być świadkiem zmian, które nastąpiły. Ale, kurde, przecież nie jestem chyba stara, będąc przed trzydziestką!
A co zmieniło się osobiście dla ciebie?
Przede wszystkim musiałam odbić się od tego, że w oczach Czechów byłam dziecięcą gwiazdą. Tam zaczynałam wcześniej, bo jeszcze jako 13-latka, więc musiałam wyjść z szufladki. Pokazać, że nie jestem już nastolatką, tylko dorosłą piosenkarką. W Polsce było już trochę inaczej, choć startowałam też jako młoda dziewczyna. I kiedy patrzę na te lata, widzę, że sporo się pozmieniało.
Kiedyś byłam postrzegana jako Ewa Farna, która ma tylko bardzo młodych słuchaczy. A to po prostu się zmienia, słuchacze ze mną dorastają. Dziś jest już mnóstwo o wiele młodszych ode mnie wokalistek albo częściej raperów, którzy są idolami nastolatków. Moi słuchacze często mają już swoje dorosłe życia, ogarniają studia czy pracę, czy rodzinę, a nie mają czasu tylko na zajawkę muzyką. Ta zmiana jest zauważalna i to jest świetne.
A jak się czujesz z tym, że "Umami", jest już fizycznie na świecie? Ulżyło?
Świetnie! Naprawdę mam poczucie ulgi, bo w końcu mogłam się wyśpiewać ze wszystkich emocji. Trochę to trwało, bo musiałam wiedzieć, co chcę zaśpiewać, co chcę przekazać. Bardzo mi zależało, by te piosenki miały sens, przede wszystkim dla mnie, by były wyjątkowe, a tematy, które poruszam zwyczajnie mi bliskie. Żeby płyta była autentyczna, osobista. I chyba nigdy nie poświęciłam tyle czasu, energii, zaangażowania, nie robiłam tylu poprawek i dogrywek. Może jestem z wiekiem coraz bardziej krytyczna, ale nie chciałam mieć "waty", która zapełni miejsce na płycie, chciałam przekazać istotną treść. A robiłam to i po polsku, i po czesku.
To niemały wyczyn.
Bardzo mi zależało, żeby te teksty były o czymś. Szczęśliwie nawiązałam współpracę z fantastycznymi polskimi tekściarzami, z Magdą Wójcik, z która napisałam choćby "Ross i Rachel". Bardzo podobało mi się podejście Margaret i Kacezeta, z którymi napisaliśmy "Ciało". Z Mery Spolsky "Smutną piosenkę", czy z Michałem Wiraszko utwór dla syna. To było dla mnie ważne, by każdy wers mówił o tym, co siedzi we mnie. I żeby mówił w moim polsko-czeskim stylu - to znaczy by był poprawny po polsku oczywiście, a jednak ubrany w takie słowa, które ja autentycznie jestem w stanie użyć. Chciałam, by to było moje, szczere.
Trzeba też powiedzieć, że parę lat kazałaś fanom na siebie poczekać.
To nie jest też tak, że przez 6 lat spędzałam czas, pracując wyłącznie nad jedną płytą. Albo że wcale nie zajmowałam się muzyką. Wydałam m.in. album z jazzowymi aranżacjami moich piosenek, na którym znalazły się cztery nowe utwory. Regularnie tak naprawdę czy na rynku polskim, czy czeskim wydawałam single czy pojawiałam się na featach. Ale faktycznie, praca nad pełnowymiarową płytą trwała długo. W poprzednich latach wydawałam płyty naprawdę często, co roku.
Ale w końcu dopadło mnie wrażenie, że dorastając na scenie jakoś po drodze się pogubiłam. Długo poszukiwałam sensu w tym, co robię, czułam, że potrzebny mi progres i chyba musiałam po prostu trochę pożyć, czegoś doświadczyć, żeby mieć coś do powiedzenia. Musiałam poznać nowe emocje, odkryć siebie na nowo, jako kobietę, ale też jako artystkę. W tym tempie w dwóch krajach czułam, że bardziej już produkuję materiał dla materiału, że gdzieś się wypaliłam. Ogromnie się cieszę, że wyszłam z tego miejsca.
Wspomniałaś o piosence "Ciało". To odważna wypowiedź. Czułaś, że to dobry moment na zabranie głosu na temat kobiecości, świadomości, akceptacji? Miałaś taką potrzebę?
Zdaję sobie sprawę, że mówię to z pozycji osoby, która ma świetnego, wspierającego faceta. Nie wyobrażam sobie sytuacji, w której powiedziałby mi po urodzeniu dziecka: "hej, zrób coś ze sobą, bo to czy tamto nie wygląda okej". Jeśli zamiast wsparcia najbliżsi okazują krytykę, co z tobą czy twoim wyglądem jest nie tak, to bardzo krzywdzące. Ale nieuzasadniona krytyka mówi więcej o innych niż o tobie.
Ja mówię o tym, że przede wszystkim trzeba budować porządną pewność siebie, taką, żeby móc się o nią oprzeć. Żeby nie oceniać siebie poprzez pryzmat innych osób, tego jak na nas patrzą, jak nas komentują. Trzeba dojść do świadomości siebie, dbać o siebie, pewne rzeczy zaakceptować, bo ciało się zmienia, a czasami nie mamy na to wpływu. Wyśmiewać kogoś za blizny czy po prostu ciało, z jakim się urodził, jest słabe.
A jak wpływa na ciebie odbiór tej piosenki? Docierają do ciebie komentarze, wiadomości od kobiet?
Tak! Przecudowne, z obu krajów. Nagrałam teasery do klipu, przedstawiając dziewczyny, które do niego zaprosiłam, a dużo osób nawet odczuło to jako jakiś projekt, nie tylko piosenkę. To bardzo miłe, aczkolwiek to po prostu sam temat pewnie zarezonował. Dla mnie to pokazaniu też swojej kruchości, swoich niedoskonałości, a cieszę się, że to było tak niezwykle odebrane.
Oby to pomogło niektórym kobietom czy nawet facetom, oby to troszkę pomogło formować to, jak siebie traktujemy. Dla mnie to zawsze taka satysfakcja, kiedy ktoś podchodzi i rzuci miłym słowem, bo to serio piosenki i tematy wysiedziane i robione z zaangażowaniem. Bardzo lubię ten numer i śpiewając go, czuję to, co chciałam - że to popowa muzyka, która z sobą coś niesie.
Nie obawiasz się mimo wszystko przyklejenia kolejnej łatki?
Na pewno nie chcę stawiać się w roli moralizatorki, która mówi innym, jak mają żyć. Myślę, że jeśli przesłucha się całą płytę, to się zrozumie pełen kontekst. To bardzo pozytywna w sumie płyta, łaskawa, o akceptowaniu ciała, ale też emocji. Śpiewam o tym np. w "Smutnej piosence", której polski tekst napisałyśmy z Mery Spolsky. Czasem przychodzi smutek, czasem trzeba się zmierzyć z tymi trudnymi emocjami, przyjąć to, że czasem jest do dupy. Nie chodzi o to, by ściemniać, że jesteśmy super i wszystko jest okej. Chodzi o to, żeby mieć nadzieję, że to, że dzieje się źle, nie znaczy, że już tak zostanie. Żeby wyjść ze smutku czy złości, trzeba je przeżyć świadomie. Ja tego doświadczam, przechodząc teraz np. różne sytuacje emocjonalne z moim synem.
Jakie to sytuacje?
Denerwuje się na maksa, ja wychodzę z siebie i zastanawiam się, po kim on to ma (śmiech). Ale zdaję sobie sprawę, że złość to też normalna emocja i chyba to normalne i zdrowe, że on też musi ją przejść. Trzeba powiedzieć "to jest okej, że się wściekasz", spróbować zrozumieć, a nie wyżywać na sobie. Blokowanie emocji nie jest wyjściem. Przecież my dorośli też się wkurzamy. Przechodzenie przez proces wychowywania dziecka, kurczę, bardzo dużo uczy i czasami przeżywasz trochę swoje życie na nowo.
Wspominasz o synku i na myśl przychodzi mi od razu ostatnia piosenka z płyty. Wzruszająca. Jak rozumiem, "Umamy" to list do niego?
Tak, miałam właśnie taką koncepcję. Teraz pewnie jeszcze tego listu nie zrozumie, może kiedyś posłucha, ale nie zrozumie, a może nie będzie chciał go zrozumieć. A może przyjdzie moment, że będzie chciał go wysłuchać i zrozumieć. Potrzebowałam go napisać, czułam, że jest istotną częścią całej myśli "Umami", piątego smaku życia. Dla mnie jest nim macierzyństwo, dlatego skojarzenie z "u mamy" jest jak najbardziej na miejscu.
Bardzo lubię ten utwór, bo jest prostą wiadomością do mojego synka - jeśli tylko będzie chciał, to przy nim będę, a jeśli nie, będę starała stać gdzieś z boku, chociaż już teraz czuję, że to będzie megatrudne! Jak każda mama będę się uczyć nie wpierniczać w każdą kwestię jego życia. Muszę zaakceptować, że to odrębna osoba.
To niesamowicie fascynujące w rodzicielstwie: poświęcasz komuś maksymalną ilość czasu, miłości, uwagi, spychasz siebie na bok, dajesz z siebie wszystko, jesteś obok w tych uroczych, ale i niefajnych sytuacjach, ale robiąc to, nie możesz nastawiać się na wdzięczność, nie wymagasz "dziękuję", nie liczysz na to, że to się zwróci. To inwestycja w osobę, o której na starcie wiesz, że nie należy do ciebie, że będzie żyła swoim życiem, pójdzie własnym torem i liczysz, że będzie szczęśliwa.
To totalna nauka bezinteresowności i bezgranicznej miłości. Potrzebowałam się z tych ciekawych uczuć "wypisać", chociaż to był bardzo trudny temat, by fajnie, a nie patetycznie go ugryźć. To dosyć cienka granica.
Czyli możemy śmiało powiedzieć, że cała "Umami" pokazuje twoją przemianę w świadomą, młodą kobietę.
Tak, to prawda, największą zmianą w moim życiu jest to, że nie jestem już nastoletnią dziewczynką, ale dorosłą kobietą, mamą. I to zmieniło wiele moich poglądów na świat, na to, o czym i jak o tym śpiewam. Chciałam poprzez tę płytę dać się poznać na nowo, a celem dla mnie było śpiewać pop z treścią.
Podsumowując, Ewa z "Umami" to szczęśliwa Ewa?
Absolutnie tak. To pozytywna płyta, pełna nadziei. Nawet jeśli czasem śpiewam o przykrościach, to myślę, że i tak da się wyczuć, ze jestem w bardzo dobrym miejscu swojego życia. Szczęśliwym.