Ich rodzice zginęli na koncercie Ariany Grande. Polki udzieliły wywiadu szkockim mediom
W 2017 r. podczas koncertu Ariany Grande w Manchesterze doszło do zamachu, w którym zginęły 22 osoby, w tym polskie małżeństwo czekające na córki, które były na występie. Teraz jedna z nich, Aleksandra, opowiedziała o stracie rodziców.
22 maja 2017 r. kilka minut po zakończeniu koncertu Ariany Grande w Manchesterze, gdy uczestnicy udawali się do wyjścia, doszło do eksplozji. Zamachu dokonał terrorysta-samobójca, który wysadził się przed Manchester Areną. Był nim 22-letni Libijczyk Salman Abedi. Zginęły 22 osoby, a ponad 100 zostało rannych. Wśród ofiar było małżeństwo z Polski. Marcin i Angelika Klis czekali przed wejściem na córki, które były na występie.
Kiedy liczba ofiar nie była jeszcze znana, jedna z ich córek, Aleksandra, dodała ogłoszenie na Facebooku wraz ze zdjęciem rodziców. "Do każdego, kto znajduje się w bezpiecznym miejscu lub w szpitalu w Manchesterze: jeśli ktoś zauważy moich rodziców, proszę, proszę dać mi znać. Nie mam z nimi kontaktu od czasu wybuchu" - napisała.
Zamach w Manchesterze
Po trzech latach od tragicznej śmierci rodziców, Aleksandra Klis wyznała, jak bardzo razem z siostrą tęsknią za rodzicami. W rozmowie z "The Scottish Sun" powiedziały, że do tej pory nie mogą się otrząsnąć z traumy, jaką przeszły.
- Ból i strata, jakie przeżyłyśmy, są niemożliwe do opisania. Nasze życie zostało wywrócone do góry nogami. Musiałyśmy szybko dorosnąć i poradzić sobie z rzeczami, z którymi nigdy nie miałyśmy do czynienia - wyznały w wywiadzie.
Aleksandra dodała też, że zdjęcie rodziców, które obiegło media, zostało wykonane na chwilę przed koncertem. Dziewczyna opowiedziała też o tym, że Angelika i Marcin Klisowie byli w sobie zakochani oraz, jak dobrymi byli rodzicami. - Cały czas o nich myślimy. Byli naszymi przyjaciółmi - powiedziała starsza z sióstr.
Sprawa wybuchu nadal jest w toku. Do przeprowadzenia zamachu przyznało się Państwo Islamskie.