Bogumiła Wander
I co? Spodobał się pani?
BW: Jezu, ja myślałam, że zwariuję ze śmiechu, bo on ze stoickim spokojem, z dokładnością co do milimetra poprawiał sobie każdy, ale to każdy włosek na głowie. I to tak śmiesznie wyglądało, bo to przecież facet, ale potem pomyślałam, że to zrozumiałe, bo chciał dobrze wypaść. Pamiętam też dokładnie, jak do nas na dyżury przychodziły przez cały rok, dwie najlepsze przyjaciółki Kinga Rusin i Hanna Smoktunowicz. Siadały w studio na tej słynnej kanapce i przyglądały się naszej pracy. Dział emisji doszedł wtedy do wniosku, że trzeba odświeżyć naszą ramówkę i zatrudnić jakieś młode twarze. Kinga bardzo szybko została doceniona i dostała nawet Telekamerę, ale zaraz potem wyjechała z Lisem do USA. Jak się dowiedziałam po latach, co się między tymi dwoma największymi przyjaciółkami wydarzyło, to nie mogłam w to uwierzyć.
Dzisiaj gwiazdy telewizyjne mają do dyspozycji: stylistę, wizażystę, fryzjera, a wtedy? Jak pani sobie radziła? Jak wyglądał pani typowy dzień pracy?
BW: Rano, zaraz po przebudzeniu, dzwoniłam do TVP, do naszego działu oprawy i prosiłam, żeby mi podyktowali, jakie programy będę zapowiadać. Jeśli wiedziałam, że będzie potrzebna dłuższa i rozbudowana zapowiedź na konkretny temat, to dzwoniłam do biblioteki radiowej, żeby panie mi przygotowały wycinki z gazet. Potem otwierałam szafę i zastanawiałam się, co ja mogę założyć, żeby pasowało. Myłam głowę i nawijałam włosy na takie grube wałki. Gotowałam obiad dla syna, robiłam makijaż, a jadąc do Telewizji podjeżdżałam po te wycinki prasowe na Malczewskiego i w końcu wchodziłam do studia.