Lady Pank
Teraz też sporo gracie w innych krajach. Przychodzi tylko Polonia?
_Nie, nie! Graliśmy dla Polonii 20 lat temu w Stanach, to faktycznie przychodzili Polacy tacy wytęsknieni. Teraz – niedawno graliśmy w Hadze, w Londynie – przychodzi dużo miejscowych ludzi. Nieraz dzięki takim związkom – dziewczyna Polka z mężem obcokrajowcem, on ma rodzinę, on ją kocha więc chce wiedzieć czego ona słucha, to jest takie przenikanie. Coraz więcej takich sytuacji spotykam. Dzięki czasom w których żyjemy często obcokrajowcy przychodzą z nami pogadać, zapytać o piosenki itp. To jest bardzo fajne kulturowo. _
Ostatnio graliśmy sporo koncertów, w wielkich halach, wszystkie bilety wyprzedane. Cieszymy się. Mamy tyle lat, ludzie chcą nas słuchać, to się gra (śmiech).
Kolega śpiewa, że „trzeba zejść ze sceny niepokonanym”, myślicie o tym?
Musimy przebić Zbyszka Wodeckiego, więc dla naszych fanów jest to dobra wiadomość (śmiech). A tak poważnie to nie wiemy, to może być zdrowie, niedyspozycja… Nigdy nie zakładaliśmy, kiedy zaczynaliśmy grać, że to będzie nasz zawód. Ja myślałam że sobie pogramy i tyle. Będę robił inne rzeczy. Stało się zawodem, sposobem na życie i właściwie całym życiem. Więc i teraz niczego nie zakładam. Nieraz z Jankiem (Borysewiczem – przyp. Red.) jedziemy razem i rozmawiamy:
- Słuchaj, ile my jeszcze będziemy grać?
- A dobrze się czujesz?
- Dobrze.
- No to gramy!
A jak będę się źle czuł, to będzie słychać, że nie gram. Nie zakłada się takich rzeczy – to jest naszą miłością i pasją, odbieranie sobie tego i takiego zaangażowania jest prostą drogą do trumny. A chce się żyć.