Janusz Panasewicz: Nikogo nie namawiam do rewolucji, ale coś wisi w powietrzu
Lady Pank - Janusz Panasewicz
Zespół Lady Pank, prawdziwa legenda polskiej sceny muzycznej, w tym roku hucznie świętuje swoje 35-lecie swojego istnienia. W ramach ogromnej trasy koncertowej, zespół pojawi się także ze specjalnym, jubileuszowym występem na Polsat SuperHit Festiwal 2016.
Janusz Panasewicz w wyjątkowej rozmowie z WP zdradza, jak mogły potoczyć się losy zespołu - w czasach komuny mieli szansę na karierę w Stanach na miarę The Rolling Stones. Co się stało? Jak wokalista wspomina czasy największych sukcesów? Kiedy planuje zejść ze sceny?
35 lat na scenie – mało komu się to udaje. Jak to się robi?
Ja wiele razy się nad tym zastanawiałem. Tak po prostu, siedząc w domu, zadawałem sobie pytanie: kurczę, tyle lat? Przecież obserwuję co się dzieje na rynku, ludzie przychodzą, odchodzą, pojawiają się nowi, grają rok, dwa, nawet dziesięć. Ale faktycznie granie 35 lat na scenie? I nagrywanie płyt? Niecały miesiąc temu wydaliśmy nową.
No tak, to nie jest jedynie odcinanie kuponów.
Ludzie mogą różnie na to reagować. Prawda jest taka, że dla nas nagrywanie nowej płyty raz na dwa, trzy lata jest obowiązkiem, który mamy wobec fanów, którzy za nami jeżdżą i muszą mieć coś nowego. Jasne, oni znają „Zamki na piasku”, ja to wiem. Ale to nam daje energię, takiego ducha, kiedy nagrywamy płytę, to musimy się skupić, wykonać, ludzie czekają. Zmieniają się czasy, technologie nagrywania. Należy po prostu być skoncentrowanym na tym. Ale też trzeba nagrywać nowe płyty dla takiego komfortu psychicznego, nagrywanie nowych rzeczy nie tylko poszerza nasz repertuar, koncertową setlistę, ale też lepiej czujemy się ze sobą.
Jak ludzie reagują na ten nowy materiał – entuzjastycznie, czy jednak czekają na tego „Titanica”?
Oczywiście czekają, na „Titanica” i „Mniej niż zero” (śmiech). Ale przyjmują nową płytę bardzo dobrze. Często top jest kwestia roli radia – jeśli radia grają dany numer, to ludzie się przyzwyczajają. To jest dosyć banalne, ale właśnie tak jest. My akurat nie narzekamy, od paru tygodni mamy nową piosenkę „Miłość” i ona jest grana. Ja to odczuwam, widzę wśród ludzi że już to znają. Zresztą – nie jest zbyt skomplikowana (śmiech). Nie jest zbyt długa, można się nauczyć. Jest o przewrotnej miłości. Ale tak czy inaczej – stacje grają i nowe i stare nasze kawałki od wielu, wielu lat. Spotykam czasami ludzi, którzy mi mówią: Wy to macie łatwo grać, bo radia chętnie puszczają wasze numery. Trzeba mieć trochę szczęścia, a my mieliśmy do tego zawsze dużo szczęścia. Np. do fajnych tekstów, a to jest bardzo ważne, takich które są ponadczasowe i zostają w głowie. Dobrze działały 30 lat temu i, jak się okazuje, niektóre działają znakomicie teraz.
Jak zatem przekonać do siebie radio? Patrząc na gwiazdy Sopot Festiwalu, na którym wystąpicie, rockowych artystów jest mało – właściwie tylko stara gwardia – a młodsi wykonawcy to głównie pop…
No właśnie, też to zauważyłem. Powiem szczerze, że to mnie bardzo martwi. Wydaje mi się, że jest sporo fajnych kapel, młodych chłopaków, którzy mają drapieżność, pomysł na nowoczesne, rockowe granie. Dużo słuchają – w tych czasach to żaden problem, żeby słuchać dobrej muzyki. Mają też umiejętności. Ale prawda jest taka, że nie mam pojęcia. Wiele razy się nad tym zastanawiałem i niestety nigdy nie wyciągnąłem z tego żadnej konkluzji. Jaka jest metoda takich badań, skąd radia biorą tą wiedzę że taka piosenka się podoba, a taka nie? Jeśli badają, to jak? Kogo? Trudno powiedzieć.