Jarosław Jakimowicz
Nikt nie ma wątpliwości, że „Młode wilki” to ponadczasowa produkcja. Co spowodowało, że do dziś cieszą się taką sympatią i popularnością?
Trudno dziś odpowiedzieć na pytanie, jakie czynniki wpłynęły na ten sukces. Ludzie na ulicy, w sklepach, gdziekolwiek się poruszam, do dziś wołają na mnie Cichy. „Młode wilki” kilkakrotnie powtarzane są co roku w telewizji. To też o czymś świadczy. Dzieją się niesamowite rzeczy, tego nikt mi nie odbierze. Spotykam nie tylko 40-latków, czyli tych, którzy wychowywali się na filmie. Podchodzi też do mnie mnóstwo nastolatków, 20-latków. Zaskakuje mnie to za każdym razem. Mają do tego filmu pozytywne nastawienie. Zagadują, czy powstanie kontynuacja. To bardzo miłe. Produkcje, które były odpowiedzią raczkującego wówczas rynku filmowego w Polsce na „Młode wilki”, m.in. „Girl Guide” czy „Nocne graffiti”, nie przetrwały próby czasu.
Czy wiadomo już, jak będzie wyglądało nawiązanie do fabuły filmu z 1995 roku? W jednej z ostatnich scen grany przez pana bohater ginie. Jak wybrnięto z tego w nowym scenariuszu?
Dopóki wszystkie szczegóły dotyczące startu produkcji czy planu promocji nie będą zatwierdzone, muszę odpowiadać enigmatycznie. Sam zresztą nie chcę tego do końca zdradzać. Scenariusz jest tak pomyślany, żeby wszyscy ci, którzy byli fanami tamtych „Młodych wilków” sprzed lat, chcieli obejrzeć nową wersję z ciekawości, co się wydarzyło z ich ulubieńcami. A ci, dla których to będzie pierwszy kontakt z tą historią, również znaleźli dla siebie coś interesującego.