Jerzy Stuhr po udarze. "Pan Bóg mnie pokarał, ale odpuścił"
Aktor w lipcu br. doznał udaru. Nadal dochodzi do siebie, ale z optymizmem patrzy w przyszłość. Planuje już nawet zagraniczną wyprawę.
Jerzy Stuhr w nocy z 12 na 13 lipca trafił do Szpitala Uniwersyteckiego w Krakowie z podejrzeniem udaru mózgu. Został tam przewieziony z Nowego Targu, gdzie odpoczywał wraz z rodziną. Dzięki szybkiemu transportowi do szpitala i udzielonej mu przez lekarzy pomocy stan zdrowia aktora ulegał poprawie w krótkim czasie. Wciąż jednak zmaga się z problemami z mową.
- Na drugi dzień pobytu w szpitalu przyszła pani logopedka, chwilę ze mną poćwiczyła i powiedziała, że wszystko będzie dobrze. Ale zdarza mi się nawet teraz przekręcać słowa. Mów publicznych wolę nie wygłaszać, tyle że z innego powodu: okropnie gada się online, czyli do ekranu. A ja uwielbiam publiczność. Bez ludzi na żywo tracę wenę - wyznał w wywiadzie dla "Tygodnika powszechnego".
"Odkrywamy karty". Juliusz Machulski: "jestem rozczarowany rządzącymi"
Aktor po raz kolejny zmaga się z chorobą. W wieku 37 lat przeszedł zawał serca. Blisko dekadę temu walczył z nowotworem. Dziś mówi, że udar wcale nie sprawił, że patrzy śmierci w oczy.
- Zawał był gorszy. Bo z chorobą onkologiczną to jest jeszcze inaczej: tli się powolutku i po cichu. A serce nagle, znienacka: buch! (...) Ciągle strach, że może cię dopaść wszędzie i o każdej porze - ocenił.
Jerzy Stuhr przyznał, że przed pandemią marzył o wolnym czasie, ciszy i spokoju. Ostatnie miesiące wymusiły na nim zwolnienie tempa, dłuższy urlop od pracy i niespodziewanie dla niego samego jest zadowolony z takiego obrotu spraw. Choć wciąż ma dalekosiężne plany.
- Dziś rano mówię do żony, że trzeba bookować hotel w Rawennie, bo w październiku przyszłego roku planuję naszą wspólną podróż do Włoch. Żona mnie ofucza, że tak sobie wybiegam w przyszłość - zdradził.
Odtwórca słynnego Wodzireja żartuje nawet, że mając doświadczenie w chorowaniu, jego organizm szybciej dochodzi do siebie. Uważa, że pomagają mu w tym również cechy nabyte podczas pracy artystycznej.
- Do zdrowienia potrzebna jest cierpliwość. (...) Systematyczność w wychodzeniu z choroby też jest kluczowa: w poniedziałek zrobię dziesięć kroków, w środę dojdę do tamtej ławki, w piątek może uda się dotrzeć do drzewa. W szkole nie cierpiałem zajęć z dykcji i impostacji, ale trzeba było się dyscyplinować. To też jeden z powodów, dlaczego tak trudno mi dziś uczyć młodzież, która oczekuje szybkich efektów. Problem w tym, że w aktorstwie nie ma drogi na skróty - dodał.
Jerzy Stuhr wyznał, że pomaga mu również wiara. Gdy zmagał się z nowotworem, zdarzało mu się bywać w kościele i rozmyślać o swojej rodzinie. Teraz też jest przekonany, że ktoś wstawił się za nim, aby wyszedł z kolejnego uszczerbku na zdrowiu.
- Za każdym razem, kiedy odzyskuję zdrowie, wracam z jeszcze większym apetytem na przygodę ze światem. Myślę: "dobra jest, przeszło, Pan Bóg mnie pokarał, ale odpuścił. Moja mama tam gdzieś w niebie wynegocjowała, że jeszcze mogę tu pobyć, pograć, poczytać, podróżować" - podsumował.
WP Gwiazdy na:
Wyłączono komentarze
Jako redakcja Wirtualnej Polski doceniamy zaangażowanie naszych czytelników w komentarzach. Jednak niektóre tematy wywołują komentarze wykraczające poza granice kulturalnej dyskusji. Dbając o jej jakość, zdecydowaliśmy się wyłączyć sekcję komentarzy pod tym artykułem.
Redakcja Wirtualnej Polski