Jerzy Stuhr przeszedł udar. "To była fatalna niedziela"
Jerzy Stuhr stoczył w szpitalu kolejną walkę o życie i choć wyszedł z niej zwycięsko, jej skutki odczuwa do dziś. W najnowszym wywiadzie z Tomaszem Lisem aktor po raz pierwszy zdecydował się opowiedzieć swoim stanie zdrowia i tym, jak wyglądał dzień, w którym trafił do szpitala.
Jerzy Stuhr w nocy z 12 na 13 lipca trafił do Szpitala Uniwersyteckiego w Krakowie z podejrzeniem udaru mózgu. Został tam przewieziony z Nowego Targu, gdzie odpoczywał wraz z rodziną. Aktor, jak potwierdziła jego żona, był w ciężkim stanie. - Mój mąż miał już dwa zawały serca i raka. To była czwarta walka naszej rodziny o jego życie - mówiła w "Gazecie Wyborczej" Barbara Stuhr. Po dwóch tygodniach artysta opuścił szpital, jednak długo nie komentował tego, co się stało. Wszelkie informacje o jego stanie zdrowia przekazywał syn Maciej.
Teraz, gdy samopoczucie na to pozwoliło, Stuhr udzielił pierwszego wywiadu. Przyznał, że choć powoli staje na nogi, czeka go jeszcze długa i żmudna rehabilitacja.
- Zawał to panika, ogromny stres. W onkologii z kolei czai się to w człowieku, tli i jest obawa przed eksplozją. A tutaj takiego stresu nie ma, czeka mnie pełna rehabilitacja, że tak powiem, narządu mowy. Przez pierwsze dwa-trzy dni ciągle myślałem, że jestem w saunie. Tak było gorąco. To było szczęście w tym wszystkim, że tak szybko zareagowano. Z domu zabrano mnie do szpitala w Nowym Targu, gdzie z pełną troską się mną zaopiekowano, a stamtąd jechałem do Prokocimia, czyli do uniwersyteckiego nowoczesnego szpitala w Krakowie. I dopiero na drugi dzień po tomografii i różnych badaniach nagle nie potrafiłem skoordynować mowy. Ciągle jakby mieszają mi się sylaby, ale to pomału przemija - powiedział w "Newsweeku".
Aktor dokładnie pamięta moment, w którym trafił do szpitala. Pech chciał, że był to wieczór, podczas którego podano wyniki głosowania w II turze wyborów prezydenckich.
- Była 21 i słupki sondażowe skoczyły. Żona zobaczyła, że się pochyliłem, jeszcze sam zszedłem po schodach, nie wiedziałem, co się dzieje, ale wiedziałem, że ktoś do mnie mówi - powiedział i od razu zaprzeczył, jakoby pogorszenie jego stanu zdrowia było reakcją na zwycięstwo Andrzeja Dudy.
- Czysty przypadek. Jak robię dzisiaj retrospekcję, to była fatalna niedziela. Ledwo się do szkoły dowlekłem, gdzie głosowaliśmy. Wynik wyborów aż tak mnie nie zaskoczył. Przeczuwałem, zwłaszcza na tych terenach... - dodał.
Jerzy Stuhr nie owija w bawełnę
Jerzy Stuhr jest znany nie tylko ze swoich ról, ale również z tego, że chętnie komentuje bieżące wydarzenia i nie kryje się ze swoimi poglądami politycznymi. Nie mógł zatem przejść obojętnie wobec afery, jaka rozpętała się po ostatnich słowach Janusza Gajosa na temat Jarosława Kaczyńskiego (TUTAJ przeczytacie o tym więcej).
- Zawsze jestem bardzo ostrożny z wszelkimi wypowiedziami na temat rzeczywistości w Polsce, bo miernoty natychmiast będą dworować i oceniać tylko poprzez moje role. Maksa z "Seksmisji" albo komisarza Ryby. Dla nich jestem tylko komikiem. Janusz Gajos jest wielkim artystą i jego wielkości nikt nie podważy. Jego dzieło pozostanie dla kultury w Polsce, a miernoty odejdą w nicość. I właśnie dlatego Gajos ma prawo powiedzieć, co myśli o tym kraju, w którym żyje i tworzy - stwierdził w "Newsweeku".
Szerokim echem odbiła się też w mediach wypowiedź Piotra Glińskiego na temat Gajosa oraz jego postawa ws. kontrowersyjnego pomysłu filmowców z Hollywood, którzy chcą wysadzić most w Pilchowicach.
- To jest człowiek po prostu bez pojęcia. Ten most do wyburzenia i żeby Tom Cruise zagrał Pileckiego. To wszystko jest takie amatorskie - podsumował dobitnie Stuhr.
"Wysadziliśmy" most na Jeziorze Pilchowickim, żeby Tom Cruise już nie musiał
WP Gwiazdy na:
Wyłączono komentarze
Jako redakcja Wirtualnej Polski doceniamy zaangażowanie naszych czytelników w komentarzach. Jednak niektóre tematy wywołują komentarze wykraczające poza granice kulturalnej dyskusji. Dbając o jej jakość, zdecydowaliśmy się wyłączyć sekcję komentarzy pod tym artykułem.
Redakcja Wirtualnej Polski