Książę Harry. Narkotyki i alkohol nie były mu obce, gdy miał zaledwie 14 lat. Gdzie wtedy był Karol?
Dzięki najnowszej biografii księcia Williama i księcia Harry'ego na jaw wychodzą fakty z ich dzieciństwa i czasu dorastania. Książka rzuca też kompletnie nowe światło na sytuację młodszego z braci.
W dokumencie Apple TV "The Me You Can't See", który właśnie miał premierę, książę Harry wyjawia, że narkotyki i alkohol pomagały mu uciec przed strachem. Bał się kamer, bał się wystąpień, obserwujących go ludzi. Traumę wyniósł z dzieciństwa u boku matki, która była ofiarą zainteresowania tabloidów. W książce "Bitwa braci" Robert Lacey, konsultant historyczny serialu Netfliksa "The Crown", ujawnia, że William i Harry jako nastolatkowie mieli zupełnie nieograniczony dostęp do używek, z czego skwapliwie korzystali. Młodszy z braci, zaledwie 14-letni Harry wpadł w pułapkę, w jaką zazwyczaj wpadają zagubieni młodzi ludzie. Lacey rzuca światło na to, jaki udział w tej groźnej sytuacji miał jego ojciec Karol i brat William.
Prezentujemy fragment książki "Bitwa braci. William, Harry i historia rozpadu rodziny Windsorów".
W niedziele bracia chadzali wzdłuż High Street i przez most na lunch lub herbatę do dziadków, wiele weekendów poświęcali też na zajęcia organizowane wspólnie z "Tiggy" lub Markiem Dyerem albo po prostu odpoczywali w Highgrove, które stało się dla nich prawdziwym domem.
Schron, który książę Karol kazał kiedyś urządzić w piwnicy, pozwolono chłopcom przerobić na lokal rozrywkowy – Club H – pomalowaną na czarno salę z miejscem do tańczenia i kilkoma starymi sofami. Harry i William mogli tu zapraszać szkolnych kolegów podczas wakacji i w weekendy. Club H wyposażono w dobrze zaopatrzony bar – pierwszą pokusę dla młodego Harry’ego – oraz nowoczesny sprzęt audio, który czasami wprawiał w drżenie cały dwustuletni budynek.
Za sprawą klubu Highgrove zmieniało się w bardzo atrakcyjne miejsce – oczywiście, gdy akurat nie było tam ojca chłopców – co zdarzało się coraz częściej. Wypełniając obowiązki przynależne dziedzicowi, prowadząc dodatkowo kampanie w różnych istotnych dziedzinach, np. ekologii, i spotykając się regularnie z Camillą, której nie mógł jeszcze sprowadzić "do domu", Karol nie był w stanie spełnić swojej obietnicy i zostać ojcem na pełny etat.
Podczas jego nieobecności William "relaksował się" równie intensywnie jak Harry – w istocie 16-latek pił już sporo i regularnie. Club H był w głównej mierze pomysłem starszego brata, a jego przyjaciele narzucali tempo życia towarzyskiego młodszemu Harry’emu.
[...]
Podobnie jak i teraz w brytyjskich pubach nie można było wtedy sprzedawać alkoholu osobom, które nie skończyły18 lat, ale w tamtych latach właściciel Rattlebone przymykał oko na takie drobiazgi. Pozwalał również młodym królewskim klientom przebywać w pubie po zamknięciu, kiedy to – jak się później okazało – palono tam marihuanę. Widząc samochody królewskich ochroniarzy zaparkowane przed lokalem, miejscowa policja raczej nie kwapiła się do przeprowadzania kontroli. I tak, w tym właśnie czasie, młody, zaledwie 14- lub 15-letni książę Harry zaczął pić alkohol w dużych ilościach. Jak opowiadali jego przyjaciele, uwielbiał wlewać go w siebie tak jak jego starszy brat. Niektórzy bywalcy Rattlebone zaczęli też eksperymentować z egzotycznymi substancjami.
W Eton książę zyskał już sobie przydomek "Hash Harry" (Haszyszowy Harry) ze względu na charakterystyczny zapach wydobywający się z jego pokoju. Wkrótce plotki na ten temat dotarły do dziennikarzy, którzy kręcili się w okolicach Highgrove, szukając skandalu – szczególnie "Sunday Times" i "News of the World". Redaktor naczelna tej ostatniej gazety, Rebekah Wade, zorganizowała śledztwo dotyczące poczynań młodych książąt w Gloucestershire.
W 1997 r. Brytyjska Komisja ds. Skarg Prasowych (PCC) określiła nowe zasady traktowania Williama i Harry’ego. Większość gazet, które po śmierci Diany znalazły się w ogniu krytyki, zawarła niepisaną umowę, że nie będzie zamieszczać zdjęć ani materiałów dotyczących chłopców – wyłączając te oficjalne – do czasu, aż obaj zakończą naukę.
W końcu stało się jasne, że ochroniarze doskonale wiedzieli o wieczornych popijawach swoich podopiecznych. Uważali jednak, że odpowiadają jedynie za ich bezpieczeństwo. Nie zamierzali odgrywać roli zastępczych rodziców ani oceniać postępowania Williama i Harry’ego. Jednak do dziś nie wiadomo, dlaczego policja tak długo przyzwalała na łamanie prawa, gdy książęta i ich koledzy przesiadywali w pubie i palili zakazane substancje. Dyskretne ostrzeżenie wyszeptane w porę do właściwego ucha mogłoby zapobiec temu, co stało się potem.
Sprawy przybrały jeszcze gorszy obrót w sierpniu 2000 r. gdy 18-letni już William opuścił Eton i wyjechał do Belize, rozpoczynając roczną przerwę w nauce. Pozostawiony sam sobie Harry, który w tym czasie nie ukończył jeszcze nawet 16 lat, zaczął się coraz częściej i coraz mocniej upijać i upalać. Oddawał się nałogom w Clubie H i w Rattlebone przez cały okres nieobecności Willa w 2001 r., aż ktoś – prawdopodobnie pracownik rezydencji w Highgrove – odważył się w końcu ostrzec księcia Karola i uświadomić mu, co się dzieje z jego synem.
Chronologia późniejszych wydarzeń nie jest do końca jasna. Wiadomo jednak, że w czerwcu lub lipcu 2001 r. – kilka tygodni przed tym, jak Karol dowiedział się o problemach młodszego księcia – Mark Dyer zabrał Harry’ego na nieformalną wycieczkę edukacyjną do ośrodka odwykowego Featherstone Lodge w Peckham, na południe od Londynu. Tam książę przez kilka godzin rozmawiał z "kumplami", osobami biorącymi kiedyś nałogowo narkotyki, które dzieliły się z nim historiami swoich życiowych tragedii, by "uświadomić mu, czym się tu zajmujemy", jak twierdził Bill Puddicombe, szef organizacji prowadzącej ośrodek. [...]
Jednak gdy dziennik "News of the World" w styczniu 2002 r. opisał tę historię, w artykule sugerowano, że książę Karol zorganizował tę wizytę znacznie później jako swego rodzaju "terapię szokową", która miała zniechęcić Harry’ego do narkotyków.
– To poważna sprawa, którą rozwiązaliśmy w gronie rodziny. Teraz traktujemy ją już jako zamknięty rozdział – tłumaczył Karol w oficjalnym oświadczeniu, stanowczo wspierany przez swoją matkę.
"Królowa podziela poglądy księcia Walii dotyczące niebezpiecznych zachowań księcia Harry’ego i popiera działania podjęte przez Karola" – brzmiało oficjalne stanowisko pałacu Buckingham. "Ma też nadzieję, że można już uznać tę sprawę za zamkniętą".
"Sunday Times" i "News of the World" badały temat nałogu Harry’ego i spotkań w Rattlebone od kilku miesięcy, by stworzyć "Gloucestershire dossier". Rebekah Wade wiedziała bowiem, że tylko twarde dowody na nielegalne poczynania księcia pozwolą jej wyjaśnić, dlaczego złamała porozumienie prasowe i napisała o prywatnym życiu chłopców. Komisja ds. Skarg Prasowych (PCC) była skłonna przyznać jej rację, a podczas skomplikowanych negocjacji z biurem księcia Karola postanowiono ostatecznie nieco zmienić przeznaczoną do publikacji historię, tak by stworzyć wrażenie, że to książę Karol, a nie Mark Dyer zorganizował wyprawę do ośrodka odwykowego.
Ta zmiana chronologii zmieniła opowieść o rodzicielskiej obojętności w bajkę o ojcowskim zaangażowaniu. "News of the World" w artykule wstępnym zatytułowanym "Odwaga mądrego i kochającego ojca" wprost chwalił "zdecydowaną interwencję Karola".
"Niestety, to problem, z którym musi sobie radzić wielu rodziców" – zauważył jeden z "doradców" księcia Karola, a opinia publiczna przyklasnęła tym słowom. [...]
Tak skuteczne ograniczenie szkód wizerunkowych było dziełem zastępcy osobistego sekretarza Karola Marka Bollanda, który kilka lat później ujawnił, że "kolejność wydarzeń" przedstawiająca księcia Walii w korzystnym świetle "została zakłócona". Przyznał również, że to właśnie on był tym współczującym "doradcą" cytowanym w artykule.
Zatrudniony przez Karola w 1997 r. z myślą o naprawie i odbudowie reputacji księcia po śmierci Diany Bolland miał w dłuższej perspektywie przygotować grunt pod małżeństwo swego pracodawcy z Camillą – to właśnie ona odkryła tego smukłego i atrakcyjnego speca od PR. [...]
Można więc powiedzieć, że w interesie Bollanda leżało uzdrowienie wizerunku księcia Karola jako troskliwego i czujnego rodzica dzieci Diany. Pomagał mu w tym Guy Black, jego następca na stanowisku dyrektora PCC. [...]
Chłopcy nazywali Bollanda "Czarną Żmiją", nawiązując w ten sposób do antybohatera wieloletniego serialu telewizyjnego "Blackadder" z Rowanem Atkinsonem w roli głównej – przebiegłego manipulatora, który patrzył na świat spod uniesionych złowrogo brwi, uśmiechając się przy tym szyderczo.
Jednak w styczniu 2002 r. Harry’emu nie było do śmiechu. Bo czyją właściwie reputację uratował "Czarna Żmija"? "Tylko u nas – narkotykowy problem Harry’ego"? Dziękuję wam pięknie, drogi Marku, Guy i Rebeko. Owszem, tata wyszedł na bohatera, ale Harry’ego zaszufladkowano w roli "czarnej owcy pałacu Buckingham" albo "Trunkowego Harry’ego".
Tak wyglądał początek bezwzględnej i stygmatyzującej kampanii mediów, która w końcu skłoniła księcia Harry’ego do wyjazdu z Wielkiej Brytanii. Ten stereotypowo niekorzystny portret miał swoją przeciwwagę w postaci nieskalanego wizerunku idealnego starszego brata, złotego chłopca, księcia Williama. Pojawiły się nawet artykuły, w których sugerowano, że to właśnie on interweniował u ojca, by "ratować" Harry’ego, i to jemu należą się słowa uznania.
Harry i William – co wydarzyło się między braćmi po pogrzebie Filipa?
Z pewnością była to złożona historia, bo Harry mocno się pogubił w latach 2000-2001, gdy William zniknął z Eton i z jego życia, by podróżować po świecie. Pozbawiony towarzystwa i wsparcia starszego brata młody książę stał się ofiarą fałszywych przyjaciół.
Jednak to właśnie William otwierał pierwsze butelki za dobrze zaopatrzonym barem w piwnicy Highgrove i to on wieczorami zabierał całe towarzystwo do Rattlebone Inn. William był błękitnooką gwiazdą i centralną postacią "Glossy Posse", William nalewał innym drinki i rozkręcał imprezy, które kusiły jego brata – młodszego o całe dwa lata i trzy miesiące, jeszcze dziecko – skłaniając go ku niewłaściwym i autodestrukcyjnym zachowaniom.
"Więc dlatego nazywają to 'Highgrove'"! – żartował lewicowy "Observer", nawiązując do określenia "być na haju" i odnosząc te słowa do obu braci – choć w większej mierze dotyczyły raczej Williama, bo to on był "Królem Głupców" i twórcą uwodzicielskiej siły Clubu H.
Zarówno Karol, jak i William – ojciec i starszy syn – mogli wykorzystać "wstydliwy problem Harry’ego", by wejść w chwalebne role, których wymagała od nich dynastia i opinia publiczna. Pomimo rzekomego dążenia do ujawnienia pełnej "prawdy" o skandalach w Highgrove, brytyjskie tabloidy nigdy nie napisały czegoś, co mogłoby poważnie zaszkodzić reputacji przyszłego króla Williama V. To Harry został obsadzony w roli "niegodziwego łobuza".
W tym kulturowo wypaczonym scenariuszu najwyraźniej z góry założono, że funkcją – a wręcz przeznaczeniem – młodszego brata jest przyjmowanie na siebie win "przykładnego" starszego rodzeństwa. Lecz choć Harry mógł pozwolić, by narzucono mu tę rolę, gdy był 17-latkiem, nie zamierzał grać jej bez końca.