"Lata Dwudzieste" Dawida Podsiadło. Lata zaskakujące, dosłownie i w przenośni
Dawid Podsiadło stanął przed niełatwym zadaniem – przeskoczenia co najmniej dwóch poprzeczek - oczekiwań fanów i tej, którą sam sobie zawiesił bardzo wysoko. Skoczył, wykonując przy okazji nieoczekiwane muzyczne akrobacje. Nowa odsłona zburzy (być może) wielu jego dotychczasowy wizerunek, ale z pewnością jest intrygująca. I to bardzo.
Dawid Podsiadło jest fenomenem na polskim rynku muzycznym. Wypracował status headlinera (czyli najprościej rzecz ujmując, największej gwiazdy) na letnich festiwalach. Dodatkowo jest jednym z nielicznych rodzimych artystów, któremu udała się niemała sztuka, jeśli chodzi o koncerty. Dawid Podsiadło "nie mieści się" już w klubach czy salach widowiskowych – wyprzedaje stadiony.
Sukces ten nie wziął się znikąd. Dawid to jeden z najbardziej zapracowanych, a jednocześnie najbardziej pracowitych rodzimych artystów. Zdaje sobie sprawę, że to jego czas i wykorzystuje go w możliwie najlepszy sposób. Przy okazji prezentując się w różnych odsłonach - wystarczy wspomnieć "Męskie Granie" czy jego własną, wyjątkową trasę, "Leśną Muzykę". Przez lata zaskarbił serca imponująco szerokiego grona słuchaczy, którzy bez wahania i w mig wykupują bilety na jego koncerty, czy to te najbardziej kameralne, czy te realizowane z wielką pompą - stadionowe.
Ale dość powiedzieć, że tym, na co najbardziej czekają jego fani, to rzecz jasna jego nowe utwory i nowe płyty. I znów można powiedzieć, że jest swojego rodzaju fenomenem - pokłady jego muzykalności imponują nawet kolegom z branży, także tym bardziej doświadczonym. Podsiadło ma i rzemiosło i niemały talent – do pisania chwytliwych, łatwych do powtórzenia popowych melodii, okraszonych niejednokrotnie refleksyjnym tekstem (z często poetyckim sznytem).
Na nową studyjną płytę Dawid kazał poczekać fanom blisko cztery lata, bo "Małomiasteczkowy" ukazał się w 2018 r. (ale oddać mu należy, że w ostatnich latach zdecydowanie nie próżnował). I w końcu, we własnym stylu, zaczął zapowiadać nowe wydawnictwo. Przesłanką o nowym kierunku był "POST" o mocnym tekście, a jeszcze przed samą premierą "To co masz Ty". Po singlach można było się spodziewać, że Dawid na nowym krążku to już nie do końca ten sam, który urzekł swoją lirycznością, ani nawet ten, który szturmem wziął słuchaczy "Małomiasteczkowym".
Sam tytuł, "Lata Dwudzieste", sprawia, że podświadomie przychodzą głównie nostalgiczne skojarzenia. Chociaż niekoniecznie te, które mogłyby przywodzić na myśl film sprzed blisko czterdziestu lat, "Lata dwudzieste, lata trzydzieste". Trudno jednak iść daleko w interpretacji, choć oba dzieła mają nieco punktów stycznych, zważywszy na geopolityczne okoliczności, w których ukazuje się nowy album Podsiadło.
I na samej płycie Dawida jest sporo i tęsknoty, i nostalgii, choć sięga w historii bardzo blisko. Słuchając tego krążka z pewnością utożsamią się z Dawidem ci, którzy tak jak on, dorastali w latach 90. (np. ci, którzy zbierali popularne wówczas słynne żetony z czipsów). Nawiązań do tej dekady jest naprawdę dużo, a najbardziej wdzięcznie wybrzmiewają w utworze "awejniak" - duecie z Katarzyną Nosowską, zgodnie z założeniem mocno przypominającym klimat największych przebojów Hey i będącym jednocześnie jednym z najbardziej wdzięcznych utworów na płycie.
Nostalgia wynika prawdopodobnie też z tego, że Dawid sięga tutaj do "samego siebie" sprzed dekady, a zatem z czasów, zanim jego kariera nabrała rozpędu. W końcu lata dwudzieste to nie tylko te widoczne w dacie, ale też lata dwudzieste samego Dawida, który dobiega przecież trzydziestki. Stąd też zapewne pewna bezkompromisowość i tu i ówdzie zaskakujące muzyczne rozwiązania. Bo ci, którzy sięgną po tę płytę, mogą być zaskoczeni, jak taneczne utwory, szczególnie "Wirus" i "Tazosy" ją otwierają.
- Teksty z "Lat Dwudziestych" są najbardziej dosadne z dotychczasowych - powiedział w rozmowie z Onetem, opowiadając o najnowszym wydawnictwie. I faktycznie, to teksty przyciągają uwagę najbardziej. Bo Dawid tym razem mniej bawi się w subtelności, czego przykładem jest choćby wspomniany "POST" - bez ogródek wytykający i wyśmiewający panującą w społeczeństwie hipokryzję. I, trzeba przyznać, to jednocześnie najbardziej odnoszący się do teraźniejszości album. Dawid daje upust swojej melancholii, otwarcie wyraża swoje zdanie na temat telewizji i talent show. Śmiało śpiewa również o bolączkach, frustracji, troskach, – nie tylko swoich i nie tylko swojego pokolenia.
Im głębiej jednak zanurzymy się w utwory, tym bardziej zbliżamy się do dobrze znanego już Dawida Podsiadło. W zasadzie od połowy płyty teksty stają się coraz bardziej poważne, melancholijne. Jednym z najmocniejszych akcentów jest "mori", jak sama nazwa wskazuje, opowiadający o odchodzeniu, o śmierci. I w końcu Dawid Podsiadło to nadal muzyk piszący o miłości - zatem zapewniam, uczucia i czułych utworów (nie tylko o złamanym sercu) na "Latach dwudziestych" jest naprawdę sporo.
Trwa ładowanie wpisu: facebook
Dawid Podsiadło z lat dwudziestych to dojrzały artysta, który pozwala sobie na przemyślany powrót do swoich początków, a jednocześnie zostawiający sobie swobodę działania. Cóż, miał przed sobą naprawdę trudne zadanie i wyśrubowane oczekiwania ze strony fanów. Tworząc płytę z Kubą Galińskim pozwolili sobie na twórcze szaleństwo, które zagarnia z każdym kolejnym odsłuchem.
To naprawdę udany album. Sam autor stwierdził, że pisze muzykę po to, by "dać chwilę oddechu i inspiracji ludziom, aby znów mieli siłę mierzyć się ze światem". Skoro tak, prosimy o więcej!
Urszula Korąkiewicz, dziennikarka Wirtualnej Polski