Marek Niedźwiecki już wcześniej opuścił Trójkę. Teraz odchodzi z niej na dobre
Marek Niedźwiecki rozstał się z radiową Trójką po aferze związanej z obecnością utworu Kazika "Twój ból jest lepszy niż mój" na pierwszym miejscu listy przebojów stacji. Dziennikarz jednak już przed laty odszedł ze stacji.
Marek Niedźwiecki współpracował z Polskim Radiem od 1982 r. Jednak zakończył tam pracę po 25 latach. W 2007 r. przeszedł z Trójki do Radia Złote Przeboje, gdzie prezentował zestawienie muzycznych hitów, a w 2008 r. był twarzą trzech dużych kampanii reklamowych stacji. Prowadził dokładnie 100 wydań listy przebojów. W 2010 r. powrócił do Trójki.
- Nie myślałem o tym, że przyjście do Trójki jest jakimś krokiem politycznym. Ja po prostu dostałem robotę po latach czekania. Już byłem spikerem w Łodzi, już pracowałem w Studiu Gama w Jedynce i nagle ta Trójka, cud taki. To, że był stan wojenny, nie miało dla mnie w tym kontekście żadnego znaczenia - opowiadał w wywiadzie dla tygodnika "Wprost" w 2014 r.
ZOBACZ TEŻ: Producenci seriali spokojni mimo koronawirusa
Z Polskim Radiem ponownie związał się na 10 lat. Ponownie podjął się prowadzenia Listy Przebojów Programu Trzeciego (tym razem na zmianę z Piotrem Baronem), a także audycji "Markomania", "LP Trójka", "W tonacji Trójki", "Do południa" i "ABC Listy". W 2010 prowadził także cotygodniową audycję "Muzyczna Jedynka" w Programie I.
Rozstał się po aferze związanej z Listą Przebojów Trójki i unieważnieniem wyników z 15 maja, kiedy to wygrała piosenka Kazika "Twój ból jest lepszy niż mój".
"W związku z sytuacją, która zaistniała wokół piątkowego notowania LP3 oraz posądzeniem mnie o nieuczciwość w przygotowywaniu audycji, którą prowadzę od ponad 35 lat, kończę współpracę z Programem III Polskiego Radia" - poinformował w krótkim oświadczeniu dziennikarz.
W latach 80. Marek Niedźwiecki został zarejestrowany jako kontakt operacyjny wywiadu PRL o kryptonimie "Bera". Jednak nie pamięta dokładnie, kiedy SB go przesłuchiwało.
- Nie pamiętam dokładnie. To musiało być pomiędzy 1979 a 1981 r., gdy pracowałem w Radiu Łódź. To jednodniowe przesłuchanie ciągnie się za mną do dzisiaj. W aktach widnieję jako tajny współpracownik o pseudonimie "Bera". Dostałem następujące zadanie: "Proszę sprawdzić, kto to był, bo jeśli nie, to możemy spowodować, że pan nie będzie pracował w radiu. Proste?". Wiele godzin to trwało. Ktoś wchodził, ktoś wychodził. Na koniec podpisałem protokół - wspominał.
- Potem już nikt nigdy się do mnie z tego urzędu nie odezwał. Ale w aktach coś zostało. Wie pani, ja nie mam z tym żadnego problemu. Jest, trudno. Irytuje mnie tylko, jak ludzie w moim wieku albo ci ciut młodsi dziwią się takim sytuacjom - dodał.