Richardson wciąż przeżywa rozpad małżeństwa z Zamachowskim. "Jestem w terapii od pół roku"
Monika Richardson aż trzykrotnie ślubowała miłość i wierność. Niestety, żaden z jej kolejnych związków nie przetrwał. - Nie mam do siebie żalu, że mi nie wyszło, bo uważam, że to nie jest tak. (...) Nie trzeba być ze sobą do grobowej deski - deklaruje dziennikarka po rozstaniu ze Zbigniewem Zmachowskim.
Choć Monika Richardson i Jamie Malcolm rozwiedli się 15 lat temu, wciąż pozostają dobrymi przyjaciółmi. Głównym powodem, dla którego postanowili zakopać wojenny topór, było dobro ich dzieci: 17-letniej Zosi i 20-letniego Tomka. Byli małżonkowie nie dość, że świetnie się dogadują, to jeszcze wspierają we wszystkich problemach. Zupełnie inaczej wygląda sytuacja z kolejnym mężem dziennikarki.
Richardson i Zbigniew Zamachowski toczyli ze sobą wojnę, odkąd prezenterka wyjawiła publicznie, że jej małżonek odszedł do koleżanki z branży Gabrieli Muskały. Monika, po publicznym wypraniu brudów, otarła łzy i również weszła w nowy związek - z producentem filmowym Konradem Wojterkowskim. I choć od rozstania z aktorem minął już rok, Richardson wciąż nie poradziła sobie z ciosem, jaki według niej zadał jej Zamachowski.
Stara miłość nie rdzewieje. Gwiazdorskie pary po przejściach
- Mam wrażenie, że przez długi, długi czas, może zbyt długi, walczyłam o to, żebyśmy jednak byli razem. Jak teraz na to patrzę rok później, bo właśnie mija rok od wyprowadzki mojego męża, to myślę sobie, że mogłam sobie oszczędzić co najmniej 2-3 lata tej niepotrzebnej walki i takiego ciskania się - powiedziała w rozmowie z "Faktem".
Co ciekawe, dziennikarka wyznała, że po rozstaniu z mężem bardzo szybko jej serce zaczęło bić dla innego mężczyzny.
- Stało się to praktycznie miesiąc po ostatecznym rozstaniu z Zamachem. Na początku to nie było miłością, tylko wzajemną fascynacją. Odpowiadając na twoje pytanie, stanowczo powiem, że nie boję się miłości i nie boję się wchodzić w nowy związek. Po to żyję na tym świecie, by tworzyć związek i rodzinę. Nie boję się zarzutów, że jestem skrajnie naiwna, czy że jestem idiotką i źle prowadzę swoje życie, bo powinnam być sama. Jestem w terapii od pół roku.
Richardson dodaje, że w nowej relacji jest znacznie ostrożniejsza i ostatnią rzeczą, o jakiej myśli, jest ślub. Obecnie jej priorytetem jest "scalenie rodzin i stworzenie patchworku, którego nie udało się stworzyć w poprzednim związku".
- Nie mam do siebie żalu, że mi nie wyszło, bo uważam, że to nie jest tak. Przeżyliśmy coś fajnego razem i to się skończyło. Nie trzeba być ze sobą do grobowej deski. Oczywiście może warto, jeśli związek jest dobry. Tego żałuję, że nie udało mi się stworzyć takiego trwałego związku, w którym mogłabym się zestarzeć z moim facetem i trzymając się za rękę odejść gdzieś tam za horyzont - podsumowała na łamach tabloidu.