Patrycja Markowska jedzie w koncertową trasę w dwóch odsłonach. "To moje antidotum na smutki"
- Każda trasa jest dla mnie powiewem wolności. To moje antidotum na smutki. Zawsze tak było. Pozwala mi się odciąć od tego, że tak, jak każdego z nas, czasem dogina mnie codzienność - mówi Wirtualnej Polsce Patrycja Markowska. Artystka rusza właśnie w szczególną trasę koncertową promującą płytę "Wilczy pęd".
Urszula Korąkiewicz, Wirtualna Polska: Ruszasz w trasę dwoistej natury - jednocześnie akustyczną i elektryczną. Wnioskując po tym, jak duże emocje towarzyszą ci przy jej zapowiadaniu, to będzie wyjątkowa rzecz.
Patrycja Markowska: Wyjątkowa, bo wyczekana. Płyta wychodziła w trudnym czasie, bo najpierw była pandemia, później wybuchła wojna. Nikomu nie było w głowie koncertowanie. Ale jednocześnie ten czas uzmysłowił nam, jak ważne jest wychodzenie do ludzi, granie na żywo, bycie razem. Widocznie trzeba coś stracić, by tym bardziej to docenić.
I przyznam, że ostatnio coś niezwykłego dzieje się w moim zespole. Jest delikatniej, intymniej. Stąd pomysł na akustyczne koncerty. A jednocześnie, nie straciliśmy ani energii, ani chemii. Ostatecznie nie mogłam się zdecydować. W efekcie gramy i elektrycznie, i akustycznie. Pół na pół. I zaprosiliśmy gości: na części elektrycznej będzie Dawid Karpiuk, a na akustycznej Grzegorz Markowski.
Zobacz wideo: Patrycja Markowska z żalem o występach ojca na scenie
Mam nieodparte wrażenie, że to wyczekiwanie koncertów i ruszenie w trasę ma dla ciebie szczególne znaczenie. W twoim życiu ostatnio sporo się działo, medialnie wokół ciebie też jest gorąco. Zatem nie pomylę się, jeśli stwierdzę, że to dla ciebie powiew wolności?
Och, tak. Każda trasa jest dla mnie powiewem wolności. Mój zawód daje mi antidotum na moje smutki. Zawsze tak było. Pozwala mi się odciąć, od tego, że tak, jak każdego z nas, czasem dogina mnie codzienność. I tak, często schodzę z koncertów zmęczona, ale to zupełnie inny rodzaj zmęczenia. Dostaję od publiczności niebywałą energię, która sprawia, że nieraz kończymy wieczór z publicznością jak starzy przyjaciele.
Do tego, co uważam za wielki sukces, mam w zespole chłopaków, z którymi zwyczajnie się lubimy. A to nie jest oczywiste. W trasie jesteśmy w pracy, to są trudne sytuacje, to stres, to mnóstwo czasu spędzonego na małej przestrzeni. A jednak, kiedy zamykają się za nami drzwi busa, sprawia nam to radość. Pielęgnujemy to, co mamy między sobą. To właśnie moje antidotum. Mój wentyl bezpieczeństwa.
Niewątpliwie potrzebny. Szczególnie teraz, kiedy na jaw wyszła informacja o twoim rozstaniu. Długo unikałaś tematu.
Wiesz, to wyszło na światło dzienne po prawie roku. Nagle zaczęłam być o to pytana, gdziekolwiek się pojawiłam, zaczęło być tematem przewodnim. Pomyślałam, że jeśli nie udzielę jednego, konkretnego wywiadu, to się od tego szybko nie uwolnię. Zdecydowałam się go udzielić Magdzie Mołek i teraz mogę wszystkich do niego odsyłać. Nie muszę gadać o tym na ściankach, czyli w miejscach, które po prostu do tego nie służą.
Wspominałaś też, że nie chciałaś promować płyty tym, co działo się w twoim życiu prywatnym. Ale w zaistniałej sytuacji trudno unikać tematu. Jak ci przychodzi mówienie o tym?
Teraz emocje już trochę w nas opadły. I co ważne, nasz syn w poukładał sobie w głowie pewne rzeczy. Zdawaliśmy sobie sprawę, że nasze nierozważne poprowadzenie sprawy, odbijanie piłeczki między sobą, a tym bardziej opowiadanie o rozstaniu publicznie, mogłoby zostawić w nim nieodwracalne ślady. To syn jest dla mnie priorytetem.
Robienie zamieszania wokół siebie załatwiłoby najłatwiejszą promocję. Ale oboje tego nie chcieliśmy. Jestem niezmiernie wdzięczna Jackowi, że nie szliśmy w tę retorykę, nie domagaliśmy się uwagi w trudnym momencie. Szczerze mówiąc, kiedy cierpię, wolę przeżywać to sama. Ludziom wolę pokazywać mój dobry nastrój niż dzielić moimi smutkami.
Taka postawa wymaga dojrzałości, ale i klasy. W takich sytuacjach tym większą sztuką jest ważyć słowa. Zwłaszcza ze względu na bliskich.
Daliśmy sobie czas. Mogliśmy temat przetrawić w domowym zaciszu. Publiczna szarpanina jest moim zdaniem zgubna dla obu stron. Nic nie wnosi. I tak obserwujemy w show-biznesie kilka publicznych rozstań i widzimy, jak łatwo przychodzi nam ocenianie. Jak łatwo uznać, że zna się całą prawdę. Nie znając tak naprawdę w sprawę zaangażowanych. Mnie to jest zupełnie obce. Nie wiem, jak mogłabym ocenić kogoś wyłącznie po tym, co widzę w sieci. Myślę, że im mówimy o innych mniej, tym lepiej. Jest mądre angielskie powiedzenie, że aby naprawdę znać o kimś prawdę, trzeba "przejść milę w cudzych butach".
To wróćmy do koncertowania i rock'n'rolla. To dla ciebie coś więcej niż odskocznia od trudnych sytuacji?
Ale nie zapominajmy też, że to praca. Taka, w której jesteś 24 godziny na dobę, jeśli nadal chcesz tworzyć i szukać nowych dróg. Moje wakacje w Tajlandii są tego najlepszym przykładem. Poleciałam tam z Łukaszem Urbańskim, moim przyjacielem, który jest nie tylko stylistą fryzur, ale i fotografem. Cały wyjazd zastanawiał się, jakie może zrobić mi zdjęcia, zorganizować improwizowaną sesję z ukulele albo co możemy nagrać, aby wrzucić na Instagram czy TikTok.
Tak powstało wideo do "Jestem", którego wcale nie miało być, bo zarzekałam się, że "Bezczas" będzie ostatnim singlem. Dopiero nasz przyjaciel wypalił: "Dziewczynko, wyluzuj, cały czas jesteś w pracy". Łapałam się na tym, że muszę hamować. Tyle, że kiedy chcesz się dzielić z fanami tym, co robisz, to naprawdę trudno jest się odciąć.
Trwa ładowanie wpisu: facebook
Bo social media to pułapka. Sprawiają, że jako artystka jesteś na wyciągnięcie ręki, ale z drugiej strony rozwiewają aurę tajemniczości, za którą kiedyś chowały się gwiazdy. Nie żal ci tego?
Są dwie szkoły. Jedna to szkoła mojego taty – nie ma komputera ani komórki. Uważa, że utrzymanie tej aury tajemniczości jest najlepsze. To do mnie dzwonią ludzie, którzy chcą się z nim skontaktować. Co więcej, miał kilka propozycji, wydania książkowej biografii, ale tego nie chce. Uważa, że to jego życie, jego tajemnice.
Oboje kochamy ludzi, uwielbiamy do nich wychodzić, tego podejścia zresztą nauczył mnie tata. Ale ja już jestem innej natury, moja szkoła jest inna. Lubię być w stałym kontakcie, dzielić się tym, co robię. Zwyczajnie mnie to kręci.
Tata jest specjalnym gościem na twojej trasie. A wiemy, że trudno go namówić do grania na żywo. Zgadza się na twoje koncerty. Musisz go bardzo namawiać?
Czasami faktycznie go urabiam. Chociaż nie wiem, jak dalece powinnam to robić. Pytam samej siebie, pytam jego przyjaciół. Jedni mówią: "No pewnie, wyciągaj go, przecież tak to kocha, niech rozwija skrzydła", a drudzy: "Daj mu spokój, ma już prawo żyć, jak chce". Jestem w rozkroku. Ale myślę, że tym razem te cztery koncerty to nie tak dużo. Męczą go długie podróże w dniu koncertu, więc zadbałam, by na te z jego udziałem miał stosunkowo blisko.
Pojawimy się w 28 kwietnia w Gdańsku, 29 kwietnia w Toruniu, 8 maja w Łodzi i oczywiście wcześniej, 20 kwietnia Stodole. Warszawski koncert jest dla mnie szczególny, nie tylko dlatego, że akurat tu pojawi się obu moich gości. Stodoła pachnie mi legendą, tu byłam na fantastycznych koncertach moich ukochanych wykonawców, tu nagrywałam moje pierwsze koncertowe DVD, tutaj odebrałam statuetkę Antyradia dla wokalistki roku. Mam ogromny sentyment.
Ostatnio zostałaś znowu wyróżniona. "Teraz Rock" umieścił "Wilczy pęd" w zestawieniu płyt roku. Takie wyróżnienia cieszą teraz bardziej? Czujesz, że wcześniej rockowe środowisko pochodziło do ciebie z dystansem?
Tak. I słusznie! Ja jednak zawsze ocierałam się o mainstream, stawiałam na piosenki do radia. Nawet przy tej płycie - bardzo się cieszę, że "Niepoprawna" zaistniała w rozgłośniach. I naturalnym jest dla mnie, że w środowisku mnie nie głaszczą. Rozumiem też muzyków, którzy nie chodzą na kompromisy i grają niszową muzykę. Ja szukałam swojej drogi.
Dlatego teraz tym bardziej ucieszył mnie fakt, że po płycie "Droga" zostałam wokalistką roku, że taki dziennikarz muzyczny, jak Paweł Brzykcy przyszedł na mój koncert i napisał pochlebną recenzję, że redaktorzy "Teraz Rocka", których szalenie cenię, uznali "Wilczy pęd" za jedną z płyt roku, i że w końcu Marek Niedźwiecki stwierdził: "Patrycja, to może wpadłabyś na wywiad?". To absolutnie niezwykłe momenty.
Ale jednak te podziały się zacierają. Nietuzinkowe duety to coraz częstsze zjawisko. Sama nagrałaś ich ostatnio sporo.
Tak, ale mogę się założyć, że jak Dawid Karpiuk usłyszał propozycję, że chcę z nim zaśpiewać, to pewnie pomyślał "Z tą mainstreamową ci...ą? - no nie wiem". To dla mnie przykład niezwykle utalentowanego, kompletnego, inspirującego artysty. Ale mówiąc poważnie, myślę sobie, że zawsze decydującą sytuacją powinien być utwór i tekst.
Tak było w tym przypadku, tak było w przypadku duetu z Markiem Dyjakiem, tak było z zaproszeniem Roberta Gawlińskiego na "Wilczy pęd", tak było wcześniej z piosenką "Ocean" z Arturem Gadowskim. Myślę, że w takich sytuacjach powinno się schować gdzieś cynizm i chłodną kalkulację. I tak, zdarzały mi się propozycje duetów z artystami, którzy zdecydowanie mogliby mnie wywindować. Ale mnie to nie interesuje. To ja wolę zaprosić kogoś, kto mnie poruszył niż tego, kto mi nabije odsłony.
Wspominałaś, że na początku drogi odcinałaś się od taty, od muzycznych korzeni. Na ostatniej płycie najbardziej słychać, że do nich wróciłaś. Więc finalnie chyba i tak nie da się od nich uciec?
Oczywiście, że tak. Od maleńkości nasiąkałam tym klimatem, tą muzyką. Jednak kiedy zaczynałam, nie byłam gotowa na to, aby śpiewać bluesa. Musiałam przeżyć swoje. Dopiero wtedy mogłam nagrać numery z "Drogi" i "Wilczego pędu", jak "Kieszenie" z tatą, czy "Bezczas", który zupełnie nie jest na te czasy.
To, że znalazłam tę ścieżkę sama, bardzo mnie cieszy. I świetnie smakuje. Świadomość, że idziesz swoją drogą, w zgodzie ze sobą, daje niebywałą satysfakcję. W tej drodze nie liczy się nawet cel, a sama podróż. I to cudowne. A ja nie chcę z tej drogi schodzić.
W najnowszym odcinku podcastu "Clickbait" znęcamy się nad ofertą SkyShowtime (ale chwalimy "Yellowstone"), podziwiamy Brendana Frasera w "Wielorybie" i nabijamy się z polskich propozycji na Eurowizję. Możesz nas słuchać na Spotify, w Google Podcasts, Open FM oraz aplikacji Podcasty na iPhonach i iPadach.