Trwa ładowanie...

Długo zabiegał o jej względy, a potem zdradził z inną. Nie mieli zgody na rozwód. Historia Cyrankiewicza i Niny Andrycz

Gdy po raz pierwszy stanęła z nim twarzą w twarz, zatkało ją z wrażenia. "Miał bajeczną, hollywoodzką urodę. Oka nie można było od niego oderwać" – wspominała Nina Andrycz wiele lat po tym, jak znajomy dziennikarz namówił ją, by przyjęła zaproszenie Józefa Cyrankiewicza i odwiedziła go w jego apartamencie przy Zygmuntowskiej.

Nina Andrycz, Józef CyrankiewiczNina Andrycz, Józef CyrankiewiczŹródło: PAP
d2kzhw0
d2kzhw0

Premier przez kilka tygodni zabiegał, by aktorka zwróciła na niego uwagę i odpowiedziała na choć jeden liścik, jakich wiele dołączył do kwiatów, które co wieczór słał do jej garderoby w Teatrze Polskim. Długo nie miała pojęcia, co oznaczają inicjały "J.C." na karteczkach przypiętych do bukietów. Dopiero gdy Zbigniew Mitzner, przyszły dziekan Wydziału Dziennikarstwa UW, powiedział jej, że róże dostaje od ważnego polityka i że ten marzy, by ją poznać, zgodziła się podziękować mu za uznanie osobiście. Zbysio, jak nazywała przyjaciela, nie zdradził jej, że Cyrankiewicz, widząc ją po raz pierwszy na scenie, powiedział: "To moja przyszła żona". "On Polską rządzi, ale to ja mam Polskę u stóp" – oznajmiła ponoć aktorka przekazującemu jej kolejny liścik od "J.C." Mitznerowi, udając, iż to, że stara się o nią jeden z najważniejszych polityków w Polsce, nie ma dla niej znaczenia. Miało znaczenie, bo jednak – choć nieco z tym zwlekała – złożyła mu wizytę, po której jej życie nigdy nie było już takie samo jak wcześniej.

Józef Cyrankiewicz miał za sobą rozwód z Joanną Haliną Munk-Leszczyńską i trzymiesięczną córkę Jolę z nieformalnego związku z Jadwigą Pasenkiewicz, gdy pod koniec 1946 r. wybrał się do Teatru Polskiego na "Szkołę obmowy". Nina Andrycz zrobiła na nim wrażenie tak wielkie, że oklaskiwał ją także następnego wieczora, i następnego... Spotkanie z gwiazdą i pierwsza z nią rozmowa utwierdziły go w przekonaniu, że to właśnie "ta jedyna" – że nie tylko uczyni go szczęśliwym, ale też będzie godnie reprezentowała Polskę Ludową na światowych salonach. Już na drugiej randce, na którą na wyraźną prośbę Józefa przyszła bez Zbysia, Józef poprosił Ninę, by została jego żoną. "Proponowałam mu, żebyśmy się nie pobierali, ale stwierdził, że kochanek w młodości miał wiele, a teraz chce żonę. Taką jak ja" – opowiadała później. Matka poradziła jej, by przyjęła oświadczyny, bo posiadanie męża, szczególnie takiego, uczyni jej życie łatwiejszym.

"Uznałam, że Józef jest godny, żeby mnie uwielbiać. Zgodziłam się zostać żoną, ale postawiłam trzy warunki – że nie zmusi mnie do rezygnacji z teatru, zmiany nazwiska i rodzenia" – powtarzała pani Nina, dodając, że "aktorka rodzi role, nie dzieci". 36-letni wówczas Józef Cyrankiewicz zgodził się na wszystko, byle tylko usłyszeć upragnione "tak". W końcu 21 lipca 1947 r. aktorka i premier (Cyrankiewicz został nim w lutym) podpisali w stołecznym Ratuszu akt zawarcia małżeństwa, czego świadkami byli dyrektor Teatru Polskiego Arnold Szyfman i I sekretarz PPR Władysław Gomułka. Potem państwo młodzi udali się do Pałacu Namiestnikowskiego na Krakowskim Przedmieściu, który na dwa lata, nim zamieszkali w ogromnym apartamencie w kamienicy przy alei Róż, miał być ich domem. Z pałacu do nowego lokum Nina i Józef zabrali ze sobą oddaną gosposię, Walerię Sabinę zwaną przez nich Sabcią, psa Asika i kota Szarusia. "Wszyscy pięcioro stworzyliśmy coś w rodzaju może nietypowego, ale dość przytulnego domu" napisała aktorka w autobiografii.

d2kzhw0

Jeszcze przed przeprowadzką do mieszkania w alei Róż Nina Andrycz odkryła, że jest w ciąży. Dobrze wiedziała, co zrobić, bo jeszcze na studiach zdarzyła się jej – jak mówiła – wpadka z kolegą aktorem. "Zamiast być złą matką, wolałam być wybitną aktorką" stwierdziła. Józef Cyrankiewicz nie miał nic do powiedzenia, gdy oznajmiła mu, że umówiła się na zabieg. Także trzy lata później stracił szansę na dziecko z ukochaną. "Znowu to zrobiła" – wyznał jednemu z przyjaciół. Matka Niny błagała jedynaczkę, by nie przerywała ciąży. "Tłumaczyła mi: »Józef z pierwszym zabiegiem się pogodził, ale drugiego ci nie daruje. Pokazujesz, że ci na nim nie zależy«. Nie posłuchałam".

Józef Cyrankiewicz nie znosił spędzać wieczorów w pustym mieszkaniu. Tajemnicą poliszynela było, że gdy Nina gra, on odwiedza znajome panie i nie są to jedynie wizyty w celu ucięcia sobie z nimi pogawędki. Nina Andrycz wiedziała, że mąż nie dochowuje jej wierności, ale dopóki to ona towarzyszyła mu podczas jego oficjalnych wizyt na Kremlu, w Hawanie czy w Paryżu, milczała. Dopiero kiedy w połowie lat 50. w życiu Józefa pojawiła się pracująca w lecznicy rządowej stomatolożka Krystyna Tempska, uświadomiła sobie, że jej pozycja "towarzyszki królowej", jak nazywały ją złośliwe koleżanki z teatru, jest zagrożona. Bycia "tą trzecią" nie brała pod uwagę. Inaczej nie zerwałaby w młodości kontaktu z żonatym Aleksandrem Węgierko, którego do końca życia nazywała swą największą miłością i którego zdjęcie wisiało na honorowym miejscu w apartamencie w alei Róż, a potem w jej mieszkaniu w kamienicy przy Alejach Ujazdowskich. Gdy odkryła, że Józef zakochał się w innej kobiecie, Nina Andrycz spodziewała się, że w końcu zostanie poproszona o rozwód. Premierowi jednak nie śpieszyło się z odzyskaniem wolności. Większość czasu i tak spędzał w "chacie za wsią", jak nazywał swój apartament dwa pietra niżej od ich wspólnego mieszkania. Poza tym Gomułka nie zgadzał się na rozwód, twierdząc, że musi dawać przykład narodowi. "Towarzysz Wiesław" uważał też, że pani Nina to dobro narodowe i nie można odstawić jej – ot, tak – na boczny tor.

Nina Andrycz i Józef Cyrankiewicz byli małżeństwem 22 lata. Premier długo prowadził podwójne życie, cierpliwie czekając, aż I sekretarz pozwoli mu się rozwieść. Tymczasem ulokował się z nową ukochaną i jej dziećmi w mieszkaniu w... alei Róż. U Niny zjawiał się, gdy potrzebował czegoś ze swego zamkniętego na klucz gabinetu. "Piosik" i "Pupsik" – tak zwracali się do siebie Józef i Nina – definitywnie rozstali się 1 czerwca 1968 roku. Tego dnia aktorka i premier spotkali się w gmachu Sądu Powiatowego dla miasta st. Warszawy, by potwierdzić, iż nie widzą możliwości utrzymania związku małżeńskiego, i z powodu trwałego rozkładu pożycia wnioskować o rozwód bez orzekania o winie. Po trzech minutach wyszli z sali rozpraw jako wolni ludzie. Prosto z sądu udali się w aleję Róż – Nina do siebie, Józef do mieszkającej po drugiej stronie ulicy Krystyny. Dwa miesiące po rozwodzie ożenił się nią. Spędził z nią resztę swoich dni. Józef Cyrankiewicz dotrzymał danego Gomułce słowa – zostawił Ninie mieszkanie, samochód służbowy z kierowcą, dostęp do lecznicy rządowej i stołówki w Urzędzie Rady Ministrów. Zgodził się też, by wciąż posługiwała się jego nazwiskiem, bo otwierało wiele "ważnych drzwi".

Nina Andrycz nigdy nie pogodziła się z tym, że została porzucona. Twierdziła, że to ona podjęła decyzję o rozwodzie, bo znalazła w szufladzie biurka męża kajecik z długą listą pań, z którymi ją zdradził. "Wiem, że byłam miłością jego życia, i nie mam żalu ani pretensji. Uważam, że go w pewien sposób skrzywdziłam, bo mu tę nadzieję, że będzie dom z dzieckiem, odebrałam" – wyznała w autobiografii.

d2kzhw0
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d2kzhw0