Rafał M.
M. bał się kłopotów, więc zaraz po tym, jak zobaczył policjantów, opuścił imprezę i udał się do hotelu. Wtedy został zaatakowany.
Usłyszałem ich krzyk, ale nie zrozumiałem, co mówili, po czym znalazłem się na ziemi i zostałem zagazowany. Nie ukrywam, że były bluźnierstwa. Byłem tak zszokowany, że nie jestem już w stanie podać, co mówiłem. Na pewno nie obrażałem funkcjonariuszy. Niepotrzebne były te słowa na balkonie - zeznał.