"Chyba nie muszę tego mówić". Wdowa po Krawczyku wyznała smutną prawdę
Krzysztof Krawczyk zmarł 5 kwietnia, pozostawiając w żałobie żonę Ewę, która przeżyła z nim prawie 40 lat. Wdowa nigdy nie kryła, że jest jej ciężko po śmierci męża. Po hołdzie złożonym Krawczykowi w Opolu powiedziała o sobie coś, "czego wszyscy się domyślają".
Śmierć Krzysztofa Krawczyka w Wielkanoc była wstrząsem dla milionów Polaków. Na pogrzebie i okolicznościowym koncercie zorganizowanym przez TVP polało się wiele łez. Smutku, ale i wzruszenia nie kryła wtedy Ewa Krawczyk.
- Nie radzę sobie. Jest bardzo ciężko. Jeszcze jakoś to do mnie nie dociera. Ja tu jestem (na cmentarzu – dop. red.) kilka razy dziennie. Chodzę do kościoła, modlę się za Krzysia - mówiła wdowa w rozmowie z WP kilka tygodni po śmierci męża.
Od tamtego czasu wiele się w jej życiu wydarzyło. Oprócz pięknych słów upamiętniających jej męża i wyrazów wsparcia, wdowa musiała się mierzyć z eskalacją dawnych konfliktów. Coraz głośniej zaczęto mówić o sporze prawnym z jedynym synem Krawczyka. Do głosu dochodził też Marian Lichtman z Trubadurów i menadżer Andrzej Kosmala, którzy obrzucali się oskarżeniami i inwektywami.
Byliśmy na grobie Krawczyka. Ewa Krawczyk: "Nie radzę sobie"
Mimo ogromnego zamieszania Ewa Krawczyk nie usunęła się całkowicie w cień. Uczestniczyła w koncertach i wydarzeniach upamiętniających jej męża. Ostatnio pojawiła się w Opolu, gdzie Telewizja Polska zorganizowała muzyczny hołd. Wdowa na widowni nie kryła łez wzruszenia. W rozmowie z "Super Expressem" mówiła, ile ją to wszystko kosztuje.
- Chyba nie muszę tego mówić, bo wszyscy się domyślają… - zaczęła wyznanie.
- Biorę tabletki, mam wsparcie lekarzy, bez tego, bez tej pomocy, bym sobie nie poradziła. Byliśmy z Krzysztofem przez tyle lat razem… - mówiła Ewa Krawczyk, która poznała przyszłego męża w Chicago na początku lat 80. W Polsce zamieszkali w Grotnikach pod Łodzią.