Pogodzili się? Wymowne słowa Mariana Lichtmana o Andrzeju Kosmali
Żałobę po śmierci Krzysztofa Krawczyka zakłóciły medialne przepychanki między jego menedżerem, a liderem Trubadurów. Jednak być może Andrzej Kosmala i Marian Lichtman zakopali topór wojenny. Wszystko dzięki opolskiemu koncertowi.
To, że Kosmala i Lichtman nie pałają do siebie zbytnią sympatią, wiadomo było od dawna. Jednak śmierć Krzysztofa Krawczyka tylko zaogniła wieloletni konflikt. Chodziło o syna piosenkarza, w którego obronie stanął lider Trubadurów, spadek po Krawczyku i sposób, w jaki mężczyzna został potraktowany.
Podczas pogrzebu doszło do żenujących scen z udziałem Krzysztofa juniora, którego nie chciano dopuścić do trumny ojca. Lichtman nie szczędził pełnych goryczy słów pod adresem Kosmali i wdowy po zmarłym piosenkarzu. A ci nie pozostawali mu dłużni.
Jednak być może przyszło opamiętanie. A wszystko za sprawą koncertu w Opolu upamiętniającego Krawczyka. O sprawie pisze "Fakt".
Marian Lichtman: "Pan Kosmala całe życie bał się zespołu Trubadurzy"
- To był piękny koncert, panował znakomity nastrój, byliśmy wolni od przykrych rozmów. Kochajmy się - mówił Lichtman w rozmowie z tabloidem.
Lider Trubadurów odniósł się też do obecności Kosmali na koncercie.
- Wiem, że nas oklaskiwał. Było miło i fajnie. Ktoś z zespołu rozmawiał z Andrzejem Kosmalą, ja nie - dodał, zaznaczając, że tamtego wieczoru najważniejszy był koncert i obserwujący wszystko z góry Krawczyk.
W rozmowie z "Faktem" padło też pytanie o konflikt z menedżerem zmarłego piosenkarza.
- My się z nikim nie kłócimy, jesteśmy zajęci swoimi sprawami, nie mamy czasu na konflikty - odpowiedział wymijająco Lichtman.