Depresja celebryty
Po prawie 10 latach w show-biznesie, wydaniu czterech albumów i zagraniu 445 koncertów Justin Bieber postanowił zniknąć.
Był 2017 rok, trasa promująca "Purpose" dotarła do londyńskiego Hyde Parku. Dziennikarze relacjonujący koncert zauważyli zmęczenie Kanadyjczyka. W relacji "The Independent" czytamy o wymuszonych ruchach na scenie i wspomagającym piosenkarza playbacku. "Można tylko zastanawiać się, czy gwiazda odczuwa z tego jakąkolwiek przyjemność" - pisał dziennikarz brytyjskiego dziennika. Na scenę wyszedł Bieber dojrzalszy, ale wypalony zawodowo – kwitowali krytycy opisujący ostatnie koncerty przerwanego tournée. Do jego końca zostało 14 koncertów w USA, Kanadzie, Japonii i Singapurze. Wszystkie zostały odwołane.
Powody swojej decyzji piosenkarz wyjawił dwa lata później, w rozmowie z amerykańską edycją "Vouge’a". - Podczas trasy byłem w depresji. Do tej pory o tym nie mówiłem, nadal próbuje sobie poradzić z wieloma rzeczami, o których milczałem. Byłem wtedy zupełnie samotny, potrzebowałem czasu dla siebie - mówił Bieber dziennikarzowi pisma. - Zmagałem się z poczuciem, że ludzie mnie wykorzystują, a dziennikarze chcą wyciągnąć ode mnie jak najwięcej informacji, by potem użyć ich przeciwko mnie. Wielkim wyzwaniem było dla mnie zaufanie samemu sobie. (...)Trudno mi było nawet zaufać Hailey.
No właśnie, Bieber w czasie sesji dla "Vouge’a" pokazał się z żoną. Z modelką Hailey Baldwin spotykał się już na przełomie 2015 i 16 roku. Para powróciła do siebie dwa lata później. Pod koniec 2018 roku Hailey i Justin byli już małżeństwem.