"Cwana i wyrachowana". Partnerka Bieniuka odpowiada matce jego dziecka
Martyna Gliwińska pojawiła się w życiu Jarosława Bieniuka po śmierci Anny Przybylskiej. I choć projektantka wnętrz wkrótce zaszła z nim w ciążę, to ich związek rozpadł się jeszcze przed porodem. Ostatnio wydawało się, że Gliwińska dogaduje się zarówno z ojcem swojego dziecka, jak i jego nową partnerką. Do czasu, gdy napisała, co naprawdę o niej myśli.
Martyna Gliwińska zaczęła funkcjonować w show-biznesie jako kochanka Jarosława Bieniuka, a następnie matka jego czwartego dziecka. - Zawsze ją lubiłam. Była pierwszą kobietą po śmierci mamy. Stała po naszej stronie i się nami opiekowała. Nawet gotowała nam obiady. Byłyśmy blisko ze sobą, wyjeżdżałyśmy razem na wakacje – opowiadała Oliwia Bieniuk "Faktowi".
Jarosław i Martyna zerwali, zanim na świat przyszedł ich syn. Mimo rozłąki utrzymują bliski kontakt dla dobra Kazika. - Jak widzę pary zaczynające kłócić się po narodzinach dziecka i kobiety, które w tym ciężkim okresie mają na głowie jeszcze swojego partnera, to cieszę się, że nie mam takich problemów – stwierdziła jakiś czas temu Gliwińska, polecając wszystkim kobietom "samodzielne macierzyństwo".
Obecnie Jarosław Bieniuk spotyka się z Zuzanną Pactwą. Wydawało się, że nowa partnerka ma dobry kontakt z Gliwińską. W marcu była nawet obecna na pierwszych urodzinach Kazika. Ale po ostatnim Q&A na Instagramie sytuacja wygląda zupełnie inaczej.
Jedna z fanek Gliwińskiej, którą śledzi na Instagramie ponad 53 tys. osób, zapytała: "Nie zabolały cię słowa partnerki Bieniuka, że myśli o dziecku, ale jeśli oboje będą tego chcieć?". Mama jego czwartego dziecka odpowiedziała krótko i dosadnie:
"No cóż… Zawsze podziwiałam wyrachowane i cwane kobiety. Życzę powodzenia".
Na reakcję Pactwy nie trzeba było długo czekać. Obecna partnerka Bieniuka zamieściła swój komentarz na InstaStory:
"Uderz w stół, a odezwą się nożyce - mówimy w sytuacji, gdy osoba mająca coś na sumieniu dopatruje się aluzji do swego niecnego zachowania w wypowiedziach innych osób i reaguje na nie z dziwną na pozór i zdawałoby się niczym nieusprawiedliwioną gwałtownością. Nożyce nie musiały wcale leżeć na stole" – stwierdziła Zuzanna Pactwa.