Widziała dramat na własne oczy. "To zostawiło piętno na całym moim życiu"
Temperatura wokół tematu aborcji nie stygnie. W coraz ostrzejszym sporze głos zabrała m.in. Ewa Minge, która podzieliła się nie tyle swoimi poglądami, co wspomnieniami z czasu, gdy pracowała jako sanitariuszka. Jej opowieść jest poruszająca.
Ewa Minge od niemal 30 lat zajmuje się projektowaniem. Zanim jednak zajęła się modą, marzyła o karierze lekarki. Swoją przyszłość, będąc jeszcze nastolatką, wiązała z medycyną. Nie dostała się jednak na upragnione studia. Pomóc w rekrutacji miała praca w szpitalu, za którą przysługiwały dodatkowe punkty. Jak przyznała w ostatnim wpisie na Instagramie Minge, która po latach wróciła do tamtych doświadczeń, osiem miesięcy spędzonych na oddziale dziecięcym odcisnęło silne piętno na całym jej życiu.
To wtedy, zajmując się m.in. dziećmi z patologicznych ciąż, po raz pierwszy zobaczyła dramat nieuleczalnie chorych maluchów i ich matek.
Minge o konkursach piękności: "To jak ocenianie konia na wybiegu"
"Jako sanitariuszka lat niespełna 19 musiałam je zważyć, przebrać, nałożyć opaskę i zanieść dwa piętra wyżej (...). Wtedy niosąc te dzieci na oddział, niewyobrażalnie zdeformowane, z uszkodzeniami, które nie rokowały dłuższego życia lub gwarantowały gehennę, obiecałam sobie, że będę kiedyś rodzinom takich dzieci pomagać. Podzieliłam się tym pomysłem z lekarzem dyżurującym. - Jakim rodzinom? Mało kto te dzieci odbiera ze szpitala, te które nie rokują, zostają w szpitalu do śmierci" - wspomniała swoją rozmowę z lekarzem.
Ewa Minge podkreślała, jak było jej trudno w obliczu tak wielkiego cierpienia. Nie starała się nawet przypuszczać, co musiały odczuwać matki tych chorych dzieci. Wyznała, że większość z nich nie potrafiło poradzić sobie z tą sytuacją.
"Czy dziwiłam się matkom, że zostawiały? Byłam zbyt młoda żeby to zrozumieć, ale ten sam lekarz mnie uświadomił, że często matki widząc, co urodziły, przeżywają taki szok, że latami nie potrafią dojść do siebie. Prosto z porodówki lądują w szpitalu psychiatrycznym" - wspominała projektantka, podkreślając, że przypadki, które widziała, były jednymi z najcięższych.
Zaapelowała, by rozmawiając o aborcji, ważyć słowa, a zamiast emocji pokazywać argumenty, które mogą trafić "do najbardziej zatwardziałych zwolenników ratowania każdego".
Trwa ładowanie wpisu: instagram