Mandaryna wspomina ślub na biegunie. Zdradziła, co miała na sobie
Ślub na biegunie? To była uroczystość jak z bajki. Mandaryna i Michał Wiśniewski zapisali się na kartach popkultury niezwykłą ceremonią. Sami chętnie wracają do tego pamięcią. Choć, jak przyznaje tancerka, niektóre detale były nieszczególnie bajkowe.
Ślub Michała Wiśniewskiego i Mandaryny był jedną z najbardziej spektakularnych, ekstrawaganckich i najdroższych uroczystości w show-biznesie. - Miałem wielką fantazję. Chcieliśmy imponować, robić wielkie show – wspominał lider Ich Troje po latach. I nie da się ukryć, show było! I to takie, że wielu pamięta je do dziś.
Zresztą, małżonkom towarzyszyły wówczas kamery, a ceremonię mogli zobaczyć widzowie. Trzeba przyznać, że na taki rozmach i ekstrawagancję wówczas mogło sobie pozwolić niewiele rodzimych gwiazd.
Zobacz wideo: Michał Wiśniewski o jubileuszu i nowej płycie Ich Troje
Cała uroczystość została zorganizowana w wykutej w lodzie kaplicy w Kirunie, na północy Szwecji (zaledwie 145 km od bieguna północnego). Nie zabrakło więc reniferów, lodowych tronów, bogato zdobionych kreacji. Mówiono, że koszt imprezy wyniósł wówczas 2 mln zł.
Chociaż ścieżki Wiśni i Mandaryny rozeszły się przed laty, byli małżonkowie dbali o dobre relacje, przede wszystkim ze względu na dzieci. Z biegiem czasu udało im się nie tylko wrócić na przyjacielskie tory, ale i do współpracy. To Marta Wiśniewska w końcu była gwiazdą zespołu tancerzy towarzyszącego Ich Troje. Od niedawna znów występuje na koncertach grupy, czerpiąc niemałą frajdę i świętując 25-lecie zespołu.
Jubileusz najwyraźniej skłonił Mandarynę do wspominek. I ona zdecydowała się wspomnieć głośny ślub. O wszystkim opowiedziała w programie Izabeli Janachowskiej, "Śluby gwiazd". - To był pomysł i mój, i Michała, i telewizji, i wszystkich ludzi, którzy w tym uczestniczyli. Był to pewnego rodzaju happening, ale był wyjątkowy i który zapamiętaliśmy, jak się okazało, nie tylko my – stwierdziła dowcipnie.
Wyjawiła, że cieszyło ją, że nie musiała się przejmować przygotowaniami, a mogła skupić na samej ceremonii. Opowiedziała też o ślubnej kreacji, która jak się okazało, była więcej niż niezwykła i przygotowana na ekstremalne okoliczności.
- To, co było pod spodem, było fajne, bo tam miałam kostium jak na narty! Kozak i sukienka to było elegancko, ale pod spodem była taka naprawdę hardcore'owa bielizna narciarska. (...) Była jakaś minusowa temperatura. Rzeczywiście nie było za ciepło, upał zelżał – dodała ze śmiechem.
Mandaryna wyjaśniła też, dlaczego po tak hucznym weselu nie wybrali się w egzotyczną podróż poślubną. - Lataliśmy w różne miejsca i było fantastycznie, ale takiej typowej podróży poślubnej chyba nie mieliśmy. Nasze życie to była jedna, wielka podróż – podsumowała.