Największą obrzydliwością z procesu Amber i Johnny’ego były reakcje internautów
Nawet jeśli ktoś nie chciał, to i tak się dowiedział. Brudy z życia Amber Heard i Johnny’ego Deppa płynęły przez kilka tygodni szerokim korytem. Wygrani? Nie istnieją. Przegrani? To nie tylko Amber Heard i Johnny Depp.
Potok oskarżeń wybił pod koniec kwietnia, gdy rozpoczął się proces dekady w sądzie w Wirginii. Depp, który w 2016 r. dostał sądowy zakaz zbliżania się do żony, poszedł z nią na ugodę, po latach przegrał proces w Wielkiej Brytanii (o to, że jedna z gazet nazwała go "żonobijcą"), ostatecznie zdecydował się walczyć o swoje dobre imię. Poszło tym razem o napisany przez Amber w 2018 r. tekst, w którym wyjawiła, że była ofiarą przemocy domowej. Nazwiska kata nie podała, ale i tak wszyscy wiedzieli, o kogo chodzi.
Depp nie odpuścił. Złożony przez niego pozew o zniesławienie doprowadził do procesu pełnego absurdów, memów, tiktoków, a także do najobrzydliwszych życzeń śmierci dla Amber i jej rocznego dziecka. To, co miało być procesem o przemoc domową, przerodziło się w spektakl, który nigdy nie powinien mieć miejsca. Ale miał i dowiedzieliśmy się z niego może więcej o ludziach w ogóle niż o prywatnych sprawach Heard i Deppa.
Zobacz: Amber Heard i Johnny Depp ponownie w sądzie. Publicznie piorą brudy
Przypomnijmy, co wypłynęło
Proces trwał ponad miesiąc i do obrad ławy przysięgłych, które zaczęły się w piątek 27 maja, wyszły na jaw historie obciążające obie strony. Podkreślmy: obie strony. Amber mówiła o zastraszaniu i o tym, że mąż miał folder z jej zdjęciami z czerwonych dywanów, na których – jego zdaniem – wyglądała wyzywająco.
Mówiła, że Depp blokował jej odważniejsze sceny w filmach i robił sceny zazdrości, gdy pojawiała się u boku innych mężczyzn. To jeszcze nie ten ciężki kaliber. Amber opisywała niekończące się awantury pod wpływem alkoholu i/lub narkotyków. Mówiła o biciu, łapaniu jej za krocze, szarpaniu. W końcu – także o gwałcie przy pomocy butelki. Opisywała, że była ofiarą przemocy domowej.
On oskarżał z kolei ją o przemoc i fizyczną, i psychiczną. O zniszczenie jego kariery, o składanie fałszywych zeznań i fabrykowanie dowodów. Te wszystkie poważne sprawy utonęły jednak w morzu memów i tiktoków. Dowody popierające argumentację Heard – jak choćby wideo z Deppem, który nalewa sobie pełny, ogromny kieliszek wina a potem gwałtownie niszczy kuchenne szafki – zostały odarte z wartości i przerodziły się w czystą "bekę". W kolejnego mema.
Ona temu winna
Obie strony udowodniły, że ten związek był toksyczny, albo nawet wprost patologiczny. Obie strony przedstawiły dowody obciążające byłego partnera. Obie strony pokazały, że zostały skrzywdzone. Obie straciły na tej awanturze medialnie i zawodowo. On miał napady szału po narkotykach i zachowywał się w przemocowy sposób. Ona mogła domalowywać sobie siniaki przy pomocy słynnej już paletki cieni, które wyprodukowano kilka lat po tym, gdy zostały rzekomo użyte przez Amber. Tymczasem machina internetowego hejtu skierowana jest przede wszystkim w stronę Heard.
Jest coś niezwykle fascynującego w tym, że choć pokazano filmy, na których widać, jak otumaniony narkotykami demoluje dom, odtworzono nagrania, na których jęczy jak zarzynane zwierzę i pokazano zdjęcia wnętrz umazanych jego krwią i moczem, to Depp pozostaje bożyszczem dla setek osób, które zgromadziły się przed sądem w Wirginii i dla tysięcy fanów pilnujących procesu w sieci.
Ciekawą zależność można zobaczyć też na Instagramie. Hasztagów #JohnnyDepp jest w chwili pisania tego tekstu 3,1 mln. #AmberHeard użyto trochę ponad 500 tys. Porównajmy to do procesu dekady, jakim jeszcze do niedawna była sprawa Harveya Weinsteina, którego skazano za przestępstwa seksualne na aktorkach i współpracowniczkach. To była sprawa, która zmieniła nie tylko Hollywood, ale w ogóle zachodni świat. #Metoo było potężną falą zmian w społeczeństwie. Wpisów z #HarveyWeinstein jest na Instagramie nieco ponad 60 tys.
Może niczego nas tamta historia tak naprawdę nie nauczyła. Ze sprawy Depp vs. Heard zrobiono najgorszy i najbardziej absurdalny spektakl, któremu nie brakowało widzów.
Nienawiść nakręciła się w ludziach do tego stopnia, że powstała cała masa teorii spiskowych. Jedna jest o tym, że w 2020 r. Heard zamordowała swoją własną matkę, by ta nie mogła zeznawać przeciwko niej w procesie, który toczył się w Wielkiej Brytanii. Inna głosi, że córka Amber, która przyszła na świat dzięki pomocy surogatki, jest tak naprawdę sekretnym dzieckiem aktorki i Elona Muska, który odgrywa w całej tej sprawie jakąś niewyjaśnioną jeszcze rolę. Nic dziwnego, że w tym zalewie absurdów Heard przeczytała, że ludzie życzą śmierci jej i dziecku.
Proces Depp vs. Heard wyciągnął na wierzch najgorsze zachowania ludzi. Pokazał, że mamy się czego wstydzić jako społeczeństwo, bo lata walki o poszanowanie dla obu stron takich sporów i wsłuchiwanie się w głos ofiar przemocy, spełzły na niczym.
Pokazał też, że tzw. victim blaming ma się dobrze i nie pozbędziemy się tego nowotworu na naszym społeczeństwie. Amber nie usłyszy większości komentarzy na jej temat. Inne ofiary przemocy za to już tak. Przecież nawet mówienie, że największym błędem Deppa było związanie się z Heard, ma w sobie coś obrzydliwego, bo to obwinianie kobiety. Do tego tanga potrzeba dwojga. Niby chcemy mówić, że "wina leży po obu stronach", ale i tak koniec końców to Depp wychodzi na tego, który jest najbardziej pokrzywdzony tym toksycznym związkiem.
Gwiazda Deppa będzie lśniła pełnym blaskiem bez względu na wyrok sądu. Jeszcze w piątek w sądzie mówiono o przemocy, jakiej miał się dopuszczać, a już w weekend gościnnie wskoczył na scenę i dał koncert dla fanów. Potem kolejny. Co, gdyby gdzieś na scenie pojawiła się nagle Amber? Bez względu na to, jaki będzie werdykt ławy przysięgłych i wyrok sądu, przegraliśmy wszyscy.