TOP 20 albumów 2020 roku. Trudno było wybrać ten najlepszy
Muzycy w tym roku stanęli na wysokości zadania i nie zawiedli swoich fanów mimo szalejącej pandemii. Ukazało się naprawdę zatrzęsienie albumów muzycznych i trudno było wybrać najlepszą płytę 2020 roku. Podjęliśmy się jednak tego zadania. Oto wyniki.
Choć pandemia koronawirusa praktycznie sparaliżowała branżę koncertową i zmusiła do odwołania prawie wszystkich festiwali muzycznych, to artyści dwoili się i troili w studiach nagraniowych, by wydać jak najlepsze albumy. Przy niektórych wydaniach trzeba wprost powiedzieć, że dany wokalista jest w życiowej formie. Przy innych czuć potencjał na kolejne dobre wydania, a u kolejnych tegoroczne płyty to potwierdzenie wybitności, talentu i wpływu na współczesną muzykę.
Dlatego też postanowiliśmy stworzyć zestawienie 20 najlepszych płyt 2020 roku, jakie pojawiły się na polskim rynku. Zrobiliśmy to bez podziału na wydania polskie i zagraniczne czy konkretny gatunek. Selekcja była dosyć trudna.
Tworząc to zestawienie, braliśmy pod uwagę markę i popularność artysty, wyniki wykręcane w serwisach streamingowych, osobiste wrażenia i odczucia oraz szukaliśmy w utworach potencjału na hit. Ranking jest zatem subiektywny.
Miejsce 20.: OKI i "77747"
Jeśli chodzi o polski hip-hop, to jest to jedna z najszybciej rozwijających się karier. Mamy do czynienia z naprawdę utalentowanym raperem, który sam twierdzi, że z roku na rok jest w coraz lepszej formie. 22-letni artysta wyrzuca z siebie kolejne wersy z prędkością bolidu Formuły 1, co jest jego znakiem rozpoznawczym. Jednak sztuką jest mówić szybko i wyraźnie, a to wychodzi mu świetnie.
OKI na swoim ostatnim albumie pokazuje, że w rapie nie ma dla niego ograniczeń, że łatwo potrafi poczuć każde brzmienie i się w nie wstrzelić. Z lekkością dobiera też rymy, które całościowo świetnie ze sobą współgrają, a nawet wyrwane z kontekstu robią robotę. Na koncertach jest za to prawdziwym showmanem, który ma świetny kontakt z publiką. Warto śledzić jego rozwój, bo bardzo szybko może wspiąć się na szczyt.
Miejsce 19.: Vito Bambino i "Poczekalnia"
Bitamina wyznaczyła nowy trend w polskiej muzyce alternatywnej. W niekonwencjonalny sposób zagląda w głąb ludzkiej duszy, emocji i opisuje życie. Vito Bambino, wokalista zespołu, postawił teraz na solowy projekt, w którym mocno czuć środki stosowane w piosenkach grupy.
"Poczekalnia" na pewno jest przyjemną płytą, a Mateusz Dopieralski dodał nutę tajemniczości. Zmusił do wysiłku nasze myśli, by znaleźć sens i spróbować zinterpretować niby urwany wers. Zabawa ze słuchaczem jest niebanalna, nie ma typowych tekstów o niespełnionej miłości, co czyni album naprawdę ciekawym.
Miejsce 18.: Tame Impala i "The Slow Rush"
Czwarty album studyjny australijskiej kapeli to zaskakujące odejście od gitary kosztem elektroniki. Dla wielu to był najbardziej wyczekiwany krążek tego roku. Jednak efekt końcowy jest dosyć specyficzny. Nie zostaliśmy obdarowani porcją hitów i porażających utworów. Choć dźwięki momentami wydają się mocno zlepione i bez pomysłu, to jednak w tym chaosie wciąż czuć psychodeliczną duszę zespołu. "The Slow Rush" to eksperyment mimo wszystko warty uwagi.
Miejsce 17.: Justin Bieber i "Changes"
Powrót wokalisty po latach należy uznać za udany. Album "Changes" potwierdza, że muzycznie Bieber dojrzał. Nie wydaje się, że to są tanie teksty o młodocianej miłości. Wejście w dorosłość, walka z samym sobą, kryzysem i chęć założenia rodziny sprawiły, że wszystko u niego brzmi doroślej. Domieszka innych gatunków daje finalnie całkiem ciekawy krążek.
Miejsce 16.: Run The Jewels i "RTJ4"
Album wyszedł zdecydowanie wcześniej, niż zakładano, w dodatku za darmo. Grupa Run The Jewels poczuła, że przy okazji fali wiosennych protestów w USA warto jakoś wesprzeć fanów, dać im pewnego rodzaju manifest i wyraz gniewu i naładować ich energią. Wyznają zasadę, że jeśli tworzy się coś na emocjach, to wychodzi coś świetnego.
Raperzy popisali się naprawdę świetnymi i trafnymi do sytuacji wersami. Przypominają historię Ameryki - że powstała na nierównościach społecznych, które potem przez długie lata próbowała zwalczać. Album nagrany na wściekłości idealnie wstrzelił się w wiosenne wydarzenia.
Miejsce 15.: Mata i "100 dni do matury"
Mata namieszał singlem "Patointeligencja". Odbił się szerokim echem w mediach i w społeczności, pozwolił inaczej spojrzeć na nowe pokolenie. Na albumie daje się poznać jako buntownik, który z ogromną swobodą bawi się językiem i potrafi zaskoczyć inteligencją. Nie bez powodu w środowisku mówi się, że Mata ma ogromny potencjał na bogatą karierę i pozostaje mieć nadzieję, że "100 dni do matury" to faktycznie dopiero początek.
Recenzję tego albumu można przeczytać TUTAJ.
Miejsce 14.: Rosalie. i "IDeal"
Nowy album Rosalie. to przede wszystkim rozliczenie się z ostatnimi dwoma latami życia, które spędziła w ciągłym biegu. Podsumowała nowe doświadczenia i swoje oczekiwania. "IDeal" to mądre i zgrabne szukanie równowagi między życiem prywatnym a zawodowym oraz szukanie siebie w obecnym świecie.
Balans jest kluczem do sukcesu i ten Rosalie. osiągnęła. Czuć tu ducha debiutanckiej płyty, ale utwory tworzą też nowy klimat i nic się ze sobą tu nie kłóci. To tylko pokazuje, że jest naprawdę uzdolnioną artystką, o którą trzeba zadbać.
Miejsce 13.: AC/DC i "Power Up"
To pierwszy album wydany po śmierci współzałożyciela i gitarzysty Malcolma Younga. Według jego brata, Angusa, płyta jest hołdem dla muzyka. "Power Up" opiera się riffach. Całość tworzy muzyczną historię, która zapada w pamięć na dłużej. Każdy utwór trzyma naprawdę wysoki poziom. Wykonano też kilka zabiegów urozmaicających krążek. Drobna kosmetyka utworów i zabawa tonami dodają oryginalności i polotu. AC/DC mają się dobrze i są nieśmiertelni.
Miejsce 12.: Kazik i "Zaraza"
Kazik w tym roku udowodnił, że utwory pisane spontanicznie i na bieżąco potrafią porwać tłumy. Afera z Listą Przebojów Trójki, anulowaniem wyników notowania i oskarżeniami o cenzurę tak naprawdę tylko pomogła "Zarazie".
Album jeszcze przed premierą zyskał status złotej płyty, a prawie dwa tygodnie po niej stał się platynowym krążkiem. Może muzycznie i tekstowo nie jest to najwybitniejsze dzieło Kazika, ale w punkt opisuje wiosenne wydarzenia w Polsce, potrafi skłonić do przemyśleń i wywołać uśmiech na twarzy.
Miejsce 11.: Mac Miller i "Circles"
Pośmiertnie wydany album rapera potrafi zaskoczyć na wielu płaszczyznach, szczególnie swoją dojrzałością i spójnością. "Circles" pokazuje zupełnie inną twarz Mac Millera. Wzrusza, zmusza do refleksji, ale daje też obraz melancholii i wewnętrznego cierpienia.
Dla artysty muzyka była najlepszym środkiem do mierzenia się z własnymi słabościami i demonami siedzącymi w głowie. Żaden wcześniejszy krążek muzyka nie był tak poważny i odbiegający od rapu. Pozycja obowiązkowa na każdej playliście.
Miejsce 10.: Krzysztof Zalewski i "Zabawa"
Zalewski był dla mnie takim artystą, do którego potrzebowałem trochę czasu, by wystarczająco się przekonać. Jego nowy album "Zabawa" może jednak tylko do niego zachęcić. To jest jakiś powiew świeżości w polskim rocku czy muzyce alternatywnej, a artysta pokazuje, że jest naprawdę zdolny. Płyta nie jest typowym manifestem społeczno-politycznym, ale patrząc na koncept, jest to w pełni zrozumiałe.
Dostajemy muzyczny misz-masz, który albo sprawia, że z wrażenia jesteśmy wbici w fotel, albo nogi same rwą się do skakania i tańca. Całość jest jednak okryta mrokiem i apokaliptycznymi wizjami, które skłaniają do refleksji. "To taniec na koniec świata" - tak opisywał swój nowy krążek Zalewski.
Nasz wywiad z Krzysztofem Zalewskim do przeczytania TUTAJ.
Miejsce 9.: Karaś/Rogucki i "Ostatni bastion romantyzmu"
Gdy dochodzi do zderzenia dwóch zupełnie różnych pokoleń, wydaje się, że dojdzie tu do konfliktu, który trudno będzie załagodzić. Kuba Karaś i Piotr Rogucki całkowicie temu zaprzeczają. Dzięki swojej ludzkiej i muzycznej dojrzałości razem tworzą spójną całość.
"Ostatni bastion romantyzmu" świetnie opowiada o tym, że miłość i erotyzm w czasach niepewności nie należą do łatwych stanów i zjawisk. Czuć też inspirację muzyką lat 80., ale to dodaje płycie dużo dobrego. Tekstowo utwory niemalże idealnie wkomponowały się w wydarzenia w tym trudnym, szalonym roku, chociaż album został wydany na miesiąc przed ogłoszeniem pandemii.
Nasz wywiad z Piotrem Roguckim możecie sprawdzić TUTAJ.
Miejsce 8.: PRO8L3M i "Art Brut 2"
Oskar i Steez od lat doskonale opisują mroczny, patologiczny świat i trudne życie ulicy. W tekstach patos przeplata się z prostotą i taka mieszanka dobrze oddaje urok życia wielu z nas. "Art Brut 2" to druga część projektu o tym samym tytule, w którym jest dużo nawiązań do życia i społeczeństwa lat 80. i 90., a w bitach wykorzystywane są sample z hitowych utworów tamtych czasów.
Słuchając całego albumu, mamy prawdziwą wycieczkę w czasie, która wywołuje masę różnych emocji. Jeden z lepszych krążków w polskim rapie w 2020 r.
Miejsce 7.: Artur Rojek i "Kundel"
Po raz kolejny przekonujemy się, jak bardzo wrażliwym człowiekiem jest Artur Rojek. Od "Kundla" biją powściągliwość, skromność, wspomniana wrażliwość i to są zdecydowanie atuty tego albumu. Nie trzeba było silić się na oryginalność czy nietypowy eksperyment. Szczerość i sprawdzone metody dają coś więcej niż tylko muzykę.
W warstwie lirycznej to prawdopodobnie najlepszy solowy album Rojka. Zapewne za parę lat jego fani będą wspominać album z sentymentem. "Kundel budzi tęsknotę za prostym życiem, docenianiem tego, co się ma i akceptację siebie takim, jakim się jest – bezwstydnie i odważnie" – opisywał artysta.
Wywiad z Arturem Rojkiem do sprawdzenia TUTAJ.
Miejsce 6.: Quebonafide i "Romantic Psycho"
Quebo potrafi na koncertach i w swoich teledyskach robić prawdziwe show, ale sposób na promocję płyty powinien być nominowany do jakiegoś specjalnej nagrody. Wrócił po długim okresie milczenia zupełnie odmieniony - pokazał wszystkim starą wersję siebie, zachowując się wręcz autystycznie, momentami apatycznie. Rozmowa z nim w "Dzień Dobry TVN" też była hitem. Oglądając ją, przewracałem się ze śmiechu i miałem wrażenie, że Kuba Grabowski też nie wytrzyma bez zaśmiania się.
To był jednak test dla fanów na akceptację. Czy go zdał, to muszą ocenić już sami. Na nowe dzieło od Quebonafide warto było czekać. Z jednej strony dostajemy coś różnorodnego, ale z drugiej wszystko trzyma się kupy. Jest trochę życiowego brudu, nostalgii, ale też pozytywnej energii. Raper też zaciera granicę między popem a rapem. Pokazuje, że te dwa gatunki mogą świetnie ze sobą współgrać, co czuć szczególnie w "BubbleTea" z Darią Zawiałow.
Miejsce 5.: Taylor Swift - "folklore" i "evermore"
Dwa tegoroczne albumy Taylor Swift są jak rodzeństwo. Mogą funkcjonować osobno, ale między nimi jest silna więź. Oba powstały w trakcie pandemicznej izolacji i oba uzyskały tożsamość i duszę. "folklore" (oba tytuły pisane są małą literą) jest zupełnie inny od poprzednich wydań artystki. Swift stwierdziła, że wrzuci na tę płytę wszystkie swoje wyobrażenia, marzenia, lęki, pragnienia i przemyślenia, a ciepłym i szczerym tekstom towarzyszą bardzo subtelne melodie.
"evermore", które zostało wydane 11 grudnia, to powtórka klimatu z "folklore", tylko w dużo lżejszym i bardziej pozytywnym wydaniu. Każdy kolejny utwór z "evermore" przekracza bariery kilkudziesięciu milionów odtworzeń na Spotify. Oba krążki są pełne intymności i romantyczności, wspólnie tworząc piękną muzyczną opowieść.
Miejsce 4.: Taco Hemingway - "Jarmark" i "Europa"
To nie jest tak, że oba tegoroczne albumy Taco są ex aequo na czwartym miejscu. Traktuję je w tym zestawieniu jako całość, ten kij ma dwa końce. Z jednej strony dostajemy "Jarmark", na którym Filip Szcześniak w naprawdę mocnych słowach wyrzuca z siebie całą złość na sytuację w Polsce. Nie gryzie się w język, wytykając wady i absurdy naszego społeczeństwa. Recenzję "Jarmarku" możecie przeczytać TUTAJ.
Na drugim końcu tego kija jest "Europa", która raczy nas nieco mroczniejszymi bitami. Całość jest nieco cięższa w odbiorze, ale ma swój sens - Taco jest zmęczony sytuacją, życiem w 2020 i chciałby od wszystkiego się odciąć. Poza tym zdradza, że w Europie nie jest tak kolorowo, jakby mogło się wydawać. Recenzję tego albumu można sprawdzić TUTAJ.
Obiema płytami Taco też potwierdza, że jest w czołówce polskich raperów, jeśli chodzi o rymy i technikę.
Miejsce 3.: Dua Lipa i "Future Nostalgia"
Nowy krążek Duy Lipy miał i ma przeogromny potencjał marketingowy. Wszak w tej chwili ona sama jest jedną z najlepszych, jeśli nie najlepszą anglojęzyczną wokalistką popową. Jej nowa płyta potrafi łączyć brzmienia retro z nowoczesnymi, a tym samym może trafić do odbiorcy z każdego pokolenia.
Praktycznie każdy utwór może kandydować do miana hitu. Wszystkie mają coś, co je wyróżnia i można je uznać za taneczne i imprezowe. Dua Lipa wydała taki album, który bez wątpienia tchnął w ludzi mnóstwo pozytywnej energii w tym pandemicznym czasie.
Miejsce 2.: sanah i "Królowa dram"
To trzeba powiedzieć wprost - sanah dla milionów, w tym dla mnie, jest odkryciem roku. Nie przebiła się przez różne talent show w telewizji, ale dla niej może to i nawet lepiej. Już w zeszłym roku prezentowała swoją twórczość, ale w 2020 odpaliła petardę, tzn. "Szampana", i pije go do dziś. Urzekająca jest w niej autentyczność, lekkość w zabawie słowem i wplatanie współczesnego, potocznego języka do inteligentnych tekstów. Delikatna barwa głosu potrafi oczarować. Pomysł na swoje artystyczne "ja" też ma dogłębnie przemyślany.
"Królowa dram" to rodzaj sztuki, której na polskim rynku muzycznym zdecydowanie brakowało. To wysoka jakość idąca za prawdziwością. Sprawia, że muzyka rozrywkowa może być jednocześnie bardzo ambitna. We wszystkich utworach czuć harmonię między elementami elektroniki a żywymi instrumentami. Rozwój potwierdza jesienna EP-ka "Bujda", na którą też warto zwrócić uwagę. Nie przypominam sobie, by ktoś tak nagle stworzył szum wokół swojej twórczości i regularnie przyciągał w Polsce coraz większe grono fanów. Pozostaje tylko życzyć karierze Zuzy Jurczak jak najlepiej.
Miejsce 1.: The Weeknd i "After Hours"
Abel Tesfaye zdecydowanie był w tym roku w życiowej formie, czego efektem był album "After Hours". Jego koncept przemyślano w najdrobniejszych szczegółach. Dostaliśmy naprawdę mocne i charakterystyczne bity utrzymane w gatunkach pop, soul i r&b. We wszystkich czuć jednak klimat retro, co poniekąd jest dowodem, że w popkulturze panuje moda na nostalgiczne nawiązania do lat 80. i 90. Ponadto świetną robotę robi barwny wokal artysty, a teksty potrafią chwycić za serce. Na "After Hours" nie m słabego utworu. Wszystkie prezentują równy, wysoki poziom. Teledyski promujące płytę też tworzą spójną i szaloną historię.
To, że krążek wyszedł na początku pandemii, tak naprawdę było najlepszym momentem. Trudno byłoby wytrzymać wtedy bez dawki świeżej i dobrej muzyki. W Polsce album doczekał się statusu złotej płyty, a w Kanadzie platynowej. Skandalem jest brak nominacji do nagród Grammy.
Inne polskie i zagraniczne albumy, które ukazały się w 2020 roku, a które warto wyróżnić:
- Kaz Bałagane i "Digital Scale Music",
- Undadasea i "Da Groovement",
- Rasmentalism i "Geniusz",
- Coals i "docusoap",
- Guzior i "Pleśń",
- Łona i Webber i "Śpiewnik Domowy"
- Lady Gaga i "Chromatica",
- Alina Baraz i "It Was Divine",
- Mako i "Fable".
ZOBACZ TEŻ: Skandale 2020. O nich było naprawdę głośno