Avicii popełnił samobójstwo. Ten film to historia jego upadku. Ale też wołanie o pomoc
"To mnie zabije" - wyznał wprost. Oglądając najnowszy film o Aviciim, trudno uwierzyć, że nikt mu nie pomógł. Jego manager wciąż odmawia komentarza.
Film "Avicii: True Stories" miał premierę w październiku 2017 r. Był dystrybuowany w niewielu kinach w Skandynawii i Europie Zachodniej oraz przez krótki czas na platformie Netflix. Zaledwie sześć miesięcy później Avicii popełnił samobójstwo. Zszokowana opinia publiczna chciała się dowiedzieć, dlaczego odnoszący spektakularne sukcesy artysta targnął się na swoje życie. Tymczasem nikt nie dostrzegł jego desperackiego wołania o pomoc, zarejestrowanego przez kamery. Teraz widzowie w Polsce będą mogli je zobaczyć. Film wraca na Netflixa.
Trwa ładowanie wpisu: instagram
Uwielbiany przez tłumy multimilioner
Avicii, czyli Tim Bergling, był jednym z najpopularniejszych DJ-ów na świecie. Jego utwory okupowały szczyty list przebojów. Prekursor elektronicznej muzyki tanecznej zarabiał dziesiątki milionów dolarów, wydając kolejne single i występując jako headliner na festiwalach na całym świecie.
Reżyser Levan Tsikurishvili słusznie stwierdził, że jego życie to gotowa historia na film. Spędził 4 lata dokumentując poczynania gwiazdora. Bardzo się do niego zbliżył. Bez żadnego filtra pokazał jego otoczenie. Z perspektywy czasu to co zarejestrował, wydaje się jeszcze bardziej szokujące. Tsikurishvili, pytany o powody śmierci muzyka nie umie udzielić odpowiedzi. "Mam wrażenie, że to nie zdarzyło się naprawdę. Nadal jestem w szoku."
Jak to się stało, że przed introwertycznym 20-letnim chłopakiem otworzyły się drzwi wielkiej kariery? Kluczową rolę odegrał manager artysty Ash Pournouri. W dokumencie mężczyzna został przedstawiony jako doświadczony i oddany, ale też nastawiony na maksymalny zysk biznesmen. Wiedział, że umiejętności, które ma Avicii, dają mu wielkie pole do popisu i chciał go wycisnąć jak cytrynę.
Demony sławy
Avicii w filmie wielokrotnie i dobitnie podkreślał, że jest wyczerpany i zmaga się z ogromnym stresem. "Nigdy nie było końca koncertów, nawet gdy byłem już na skraju" - wyznał na początku dokumentu. "Moje życie polega na stresie" - dodał. Najtrudniejsze były dla niego trasy. Artysta mierzył się z zespołem lęku uogólnionego, który wywoływał u niego m.in. ostre ataki paniki przed występami. Mimo że dziesiątki tysięcy ludzi uważały go wówczas za boga, on marzył tylko o tym, by uciec ze sceny. Aby stanąć za konsoletą, musiał znieczulać się alkoholem. Używki miały być ucieczką przed presją sławy, której nie był w stanie znieść.
"On jest cieniem osoby, którą był kiedyś", mówi w filmie jeden z jego przyjaciół. Inny wyznaje do kamery wprost "jest tykającą bombą". W otoczeniu artysty nikt nie miał wątpliwości, że kariera wpływa na niego destrukcyjnie. Sam Avicii, mówiąc o swojej trasie koncertowej, kwituje stwierdzeniem: "To mnie zabije".
Trwa ładowanie wpisu: instagram
Skrajnie silny stres
Z dokumentu wynika, że Avicii nie chciał rezygnować ze zobowiązań, ponieważ czuł się odpowiedzialny za ludzi, którym zapewniał pracę. Gdy artysta próbował odwołać koncerty, manager zarzucał mu brak rozsądku i twierdził, że "nie rozumie wartości pieniądza". Mówił to, świetnie zdając sobie sprawę z problemów muzyka. W tym kontekście skandalicznie brzmią słowa, które wypowiada w filmie: "Tim umrze przez te wszystkie wywiady i trasy koncertowe. On padnie martwy." "Guardian" próbował skontaktować się z Ashem Pournourim, by odniósł się do tych słów. Odmówił komentarza.
Pod koniec 2016 roku Avicii w końcu zwolnił swojego menedżera i wycofał się z trasy koncertowej. Artysta zamierzał nie występować już przed publiką, nadal tworząc muzykę w studiu. Ten moment jest przedstawiony w dokumencie jako szczęśliwe zakończenie. Na końcu filmu Avicii zostaje pokazany w czasie odpoczynku. Opalony i uśmiechnięty, spędzający czas na uroczej plaży na Madagaskarze. Sielanka niestety nie trwała długo.
Trwa ładowanie wpisu: instagram
Rozpacz
"Nasz umiłowany Tim był poszukiwaczem, delikatną artystyczną duszą szukającą odpowiedzi na pytania egzystencjalne. Był perfekcjonistą, który podróżował i pracował ciężko w tempie, które doprowadziło go do skrajnie silnego stresu. Kiedy skończył z koncertowaniem, chciał odnaleźć równowagę w życiu, by móc lepiej się poczuć i zająć się tym, co kochał w życiu najbardziej - muzyką. Był wrażliwym chłopakiem, który kochał swoich fanów, ale unikał blasku reflektorów. Tak naprawdę zmagał się z myślami o sensie, życiu, szczęściu. Nie mógł już dłużej. Chciał znaleźć spokój”- tak brzmiała treść oświadczenia, które przedstawiła zrozpaczona rodzina muzyka, kilka dni po jego śmierci.
Trwa ładowanie wpisu: instagram
Avicii popełnił samobójstwo 20 kwietnia 2018 r. podczas urlopu w stolicy Omanu. Zmarł w wieku zaledwie 28 lat.
Dokument "Avicii: True Stories" będzie dostępny na platformie Netflix od 28 grudnia. Choć film nie odpowiada wprost na pytanie, które zadajemy sobie wszyscy, daje dużo poszlak.To przejmująca historia wyjątkowo wrażliwego artysty, który był zupełnym zaprzeczeniem tego, jak postrzegały go tłumy fanów.