Bachleda-Curuś nie mogła pogodzić się ze śmiercią Wodeckiego. Wiele ich łączyło
Był jej mentorem
Choć Alicja Bachleda-Curuś na co dzień mieszka w Los Angeles, zawsze stara się celebrować święto zmarłych. Nawet gdy nie może udać się z wizytą do Polski, w ten dzień stara się myśleć o bliskich, którzy odeszli. W zeszłym roku zmarł wielki artysta i jeden z mentorów aktorki, Zbigniew Wodecki. Jak się okazało, gwiazda miała do niego wyjątkowy stosunek. Wszystko za sprawą spotkania, które odbyli, gdy Alicja była jeszcze małą dziewczynką.
Była zrozpaczona
Zaraz po śmierci Zbigniewa Wodeckiego 22 maja 2017 r. Bachleda-Curuś zamieściła na Instagramie zdjęcie artysty wraz z refleksyjnym opisem.
- Tak mi smutno. Taki niedosyt w obliczu talentu, który nie miał sobie równych. Taki żal, że już nie usłyszę jego pięknego głosu na żywo i że nie spotkam go w krakowskiej kawiarence. Napotykamy na swojej mapie życia ważnych dla nas ludzi, którzy niespodziewanie obdarowują nas przychylnością i bezinteresowną dobrocią - wyznała.
W dalszej części postu wyjaśniła też, w jaki sposób spotkanie z Wodeckim wpłynęło na jej losy.
Uwierzył w nią
- Pan Zbyszek odegrał w moim życiu duża rolę. To on zauważył mnie na festiwalu piosenki gdy miałam 10 lat i przekonując całe jury przyznał mi Grand Prix, co potem przełożyło się na kilka nagranych płyt i być może moja drogę filmowa? Powiedział kiedyś, że wierzy we mnie i zawsze mówił jak mi kibicuje. Nawet teraz, będąc za granica słyszałam, że pytał o mnie wspólnych znajomych. Tak po prostu. Żałuję, że nie bywałam częściej w Krakowie by móc go częściej oglądać... - napisała Bachleda-Curuś.
Wyjątkowa więź
Wiedzieliście, że Zbigniewa Wodeckiego i Alicję Bachledę Curuś łączyła taka historia? Z pewnością aktorka zapali znicz na grobie artysty, gdy tylko odwiedzi Kraków.