Baranowski o romansie z Wander: "Kochałem swoją żonę i chciałem pozostać jej wierny". Nie udało się
20 lat czekali na to, by być razem
Piękna dziennikarka poznała przystojnego kapitana pod koniec lat 70. Oboje szybko odkryli, że coś ich do siebie ciągnie. Zaczęło się niewinnie - on ją podwiózł do domu, ona odpowiedziała na sympatyczny list.
Żadne z nich nie chciało rozwodzić się z małżonkiem, opuszczać dzieci. Na szczęście czekali aż 20 lat. Dopiero w 2000 roku na dobre zamieszkali razem. Pięć lat później wzięli ślub. Zrobili to w tajemnicy przed dorosłymi już dziećmi. Teraz wszyscy żyją zgodnie - dom Wander i Baranowskiego odwiedzają i ich pociechy, i wnuki.
Gwiazda telewizji i żeglarz są teraz starszymi ludźmi - Wander ma 75 lat, jej mąż 80.
Dlaczego ich związek stał się poważny tak późno?
Poznali się i zaiskrzyło
- Pewnego dnia wychodziłem z telewizji i zobaczyłem, że przy drzwiach stoi pani Bogumiła Wander. Czekała na taksówkę. Uważałem, że jest najpiękniejszą kobietą w Polsce, no i do dzisiaj pozostaję w tym przekonaniu. "Może podwiozę?" - zapytałem. Wtedy jeszcze nie myślałem, że coś więcej może nas połączyć. Kochałem swoją żonę i chciałem pozostać jej wierny. Ale z drugiej strony ta kobieta mnie fascynowała - mówi Baranowski w wywiadzie-rzece "Spowiedź kapitana".
- Zgodziła się. Rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym. Bogusia mieszkała w domu przy Dąbrowieckiej, maleńkiej ślepej uliczce na Saskiej Kępie. Zatrzymałem się przed domem, ona wyszła, do widzenia, do widzenia, bez żadnych zaproszeń, zobowiązań, bez żadnych zalotów, słów dwuznacznych, po prostu podwiozłem i tyle. Pojechałem do końca uliczki, żeby zawrócić. Jadąc z powrotem, spojrzałem na jej dom. Zobaczyłem, że stoi przy drzwiach i macha mi ręką. Pomachałem. Zapamiętałem adres - tak według Baranowskiego wszystko się zaczęło.
Walczyli z uczuciem
Wander miała wtedy 36 lat, Baranowski 41. Oboje cieszyli się statecznym małżeńskim życiem. Dziennikarka wychowywała syna, żeglarz, który w latach 70. zaczął współpracę z telewizją, miał żonę, syna i córkę.
Mijali się na korytarzach, wymieniali listami, byli na kolacji, on odwoził ją do domu. Chociaż coś ich do siebie przyciągało, nie chcieli rozbijać swoich małżeństw.
- Bogusia opowiadała o sobie, a mnie podobała się coraz bardziej. Beznadziejna sytuacja. Ona miała męża i syna, ja żonę i dwójkę dzieci. Ale nie potrafiłem się oprzeć, by tej pięknej kobiety kolejny raz nie zaprosić na przejażdżkę. "Zobaczymy, co będzie z tego dalej" - starałem się odpędzać myśli - mówi Baranowski w wywiadzie.
Pierwszy pocałunek
- Pewnego dnia kupiłem szampana, dwa kieliszki i wyjechaliśmy w... pole. Wtedy wyciągnąłem butelkę i zaproponowałem, żebyśmy mówili sobie po imieniu. Po raz pierwszy pocałowaliśmy się. Ale nic nie zapowiadało dalszego ciągu. Nie wiedziałem wtedy, że Bogusia się we mnie zakochała. Zacząłem się raczej zastanawiać, czy czasem ja się nie zakochałem.
Kontakt urwał się, gdy Wander wyjechała z mężem do Brukseli. Wróciła po 3 latach. Wtedy jej relacja z "kolegą" zaczęła nabierać rumieńców. Dzieci dorastały, zakochani trwali w nieudanych małżeństwach. W końcu Baranowski postanowił się rozwieść. Był koniec lat 80. Decyzja nie była łatwa.
- Postanowiłem, że nigdy nie pójdę w ślady ojca i nie zostawię rodziny. Naprawdę nie miałem zamiaru odchodzić od żony. Romans z najpiękniejszą kobietą to co innego, ale rozwód nie wchodził w grę.
10 lat oczekiwania
Baranowski zakończył wieloletnie małżeństwo, ale Wander nie chciała rujnować życia synowi. Pozostała u boku męża. Do kochanka przeprowadziła się dopiero po 10 latach... na krótko. Mężczyzna był zdruzgotany, chciał się mścić. Ostatecznie postanowił wyruszyć w kolejny rejs.
Gdy z niego wrócił, Wander na niego czekała. Zdecydowała się na rozwód. To było trudne i bolesne doświadczenie, bo jej mąż się na rozstanie nie zgadzał. Wreszcie dopięła swego, ale straciła dom, w którym mieszkała przez ćwierć wieku.
W 2005 roku wzięli ślub. Byli wtedy po 60. Od 13 lat są szczęśliwym małżeństwem.