Andrzej jako Jezus
Kozidrak była jeszcze w liceum, kiedy poznała o sześć lat starszego muzyka. "Grał na perkusji i śpiewał. Śpiewał zaj...e, a wyglądał jeszcze lepiej. Jak Jezus, ten musicalowy raczej niż z barokowych obrazów" - pisała w autobiografii "Beata. Gorąca krew".
Nastolatka szybko zadurzyła się w swoim "osobistym Jezusie". Zamieszkali w pobliskim internacie w muzycznej komunie. "Do moich starszych kolegów z zespołu po kilku dniach przyjechały dziewczyny i żony. Atmosfera była, powiedzmy, głęboko rodzinna. [...] Łóżka, jak to w internacie, były dość wąskie, skrzypiące, ale i Andrzej, i ja byliśmy na tyle szczupli, że daliśmy sobie radę, a czasami ta sytuacja miała swoje absolutnie dobre strony. Dzięki Andrzejowi poczułam, czym jest kobiecość i seksualność. No i zaokrągliłam się tu i ówdzie. Zaczęłam się malować" - wspominała początki związku Kozidrak.